- „Konferencja ptaków” to wyzwanie tak samo dla mnie, jak dla aktorów. Już nie mogę doczekać się spotkania z widownią – mówi na trzy dni przed premierą reżyser Ondrej Spišák. Ja też.
Przed premierą dziennikarzom pokazano zaledwie dwie sceny z całego spektaklu, na zaostrzenie apetytu. Legnicki teatr nie boi się flirtów z kiczem, kiedy ma to swoje uzasadnienie, jak chociażby w uwspółcześnionej przez Piotra Cieplaka inscenizacji „Ożenku” Gogola. Tym razem jednak każdą warstwę przedstawienia wyróżnia wysokoprocentowa szlachetność. Szlachetna jest scenografia zaprojektowana przez Węgra Szilárda Borárosa, minimalistyczna, z surowego drewna, kamieni i płótna. Czech Pavel Helebrand skomponował szlachetnie piękną, pomysłową i uwodzicielsko hipnotyczną muzykę na rurki, patyczki, flet, wiolonczelę oraz przedziwny instrument przypominający skrzyżowanie skrzypiec z perkusją. Szlachetnym pięknem emanuje tekst Petera Brooka i Jean-Claude`a Carriẻre`a w przekładzie Mariusza Radomskiego i Roberta Urbańskiego; powściągliwie operujący słowem, bliski poezji, gęsty od znaczeń i emocji. Szlachetną prostotę ma w sobie gra aktorów i inscenizacyjne pomysły Ondreja Spišáka (choćby ten słonecznik machinalnie połykany przez ludzi-ptaki, pestki, które sypią się na scenę w trakcie opowieści).
Czy ten spektakl na Słowacji wyglądałby inaczej niż w Polsce?
- Trudno powiedzieć, chyba tak – zgaduje Ondrej Spišák. – Ta różnica wynika pewnie z aktorskiego myślenia o teatrze. Polscy aktorzy są bardziej refleksyjni, słowaccy – weselsi.
Jeśli więc ktoś ma ochotę na szlachetną, głęboką (choć nie pozbawioną humoru) opowieść o życiu, nie powinien przegapić „Konferencji ptaków”. Premiera w sobotę o godz. 19. Kolejne przedstawienia już 4,5,6,7 i 8 lutego.
Piotr Kanikowski