Zakończyło się postępowanie w sprawie uporczywego i złośliwego naruszania praw 196 pracowników legnickiej Spółdzielni Inwalidów Legspin. Prokuratura oskarżyła prezes Danutę S. również o nieogłoszenie upadłości w terminie, naruszenie ustawy o rachunkowości oraz prawa spółdzielczego.
Danuta S. ma 56 lat. Spółdzielnią Inwalidów Legspin zarządzała od 5 maja 2010 roku – wcześniej była w niej główną księgową. Zakład szył kapcie dla zagranicznych kontrahentów, ale produkcja była nierentowna, nawet po doliczeniu dofinansowania z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Przychodów nie wystarczało nawet na wynagrodzenia. Spółdzielnia zalegała też ze składkami na ubezpieczenie społeczne, ubezpieczenie zdrowotne i z tytułu podatku VAT. Ze sprawozdania finansowego za 2009 rok wynikało, że już wtedy Legspin miał 180 tys. zł straty. Lustracja, którą w 2011 roku przeprowadził Dolnośląski Związek Rewizyjny, również wskazywała na pilną potrzebę opracowania programu naprawczego.
Tymczasem zamiast wyciągnąć zakład z długów, pani prezes wpędzała je swoimi nieracjonalnymi decyzjami gospodarczymi w coraz większe kłopoty. Spółdzielnia inwestowała w nieruchomość w Lubinie, choć nie miała do niej tytułu prawnego. Tworzyła fundację, ośrodek zdrowia, internat, akademik, akademię przedsiębiorczości dla niepełnosprawnych – inwestycje, które z natury nie generowały dochodów, a wymagały znacznych nakładów. Straty rosły lawinowo. Do grudnia 2012 roku samo zadłużenie Legspinu wobec ZUS wzrosło do 1,5 mln zł, więc w końcu PFRON był zmuszony wstrzymać wypłatę dofinansowania.
W marcu 2013 r. legnicki sąd skazał Danutę S. za uporczywe niepłacenie w terminach podatku VAT, a pół roku później Naczelnik Urzędu Skarbowego w Legnicy wystąpił o ogłoszenie upadłości spółdzielni. Wierzyciele nie mieli szans odzyskać należnych pieniędzy: zadłużenie było tak duże, że majątek Legspinu nie wystarczał nawet na pokrycie kosztów postępowania upadłościowego. Sprawująca autokratyczne rządy zakładzie Danuta S. sama obwołała się likwidatorem ale zamiast prowadzić likwidację, w czerwcu 2015 roku wznowiła działalność, co skutkowało zwiększeniem zaległości wobec wierzycieli, w tym pracowników.
Zdaniem prokuratury, ogłoszenie upadłości powinno nastąpić najpóźniej w okresie od 31 marca do 14 października 2013 roku.
Na tle tej finansowej katastrofy rozgrywał się dramat pracowników zakładu. Danuta S. nie wypłacała im wynagrodzeń albo wypłacała je nieterminowo.Nie odprowadzała też składek na ubezpieczenie zdrowotnie i społeczne załogi. Pokrzywdzonych jest 196 osób. Część z nich do tej pory nie otrzymała pensji. W niektórych przypadkach chodzi o kwoty rzędu kilku tysięcy złotych.
Pani prezes traktowała ludzi lekceważąco, bez szacunku, wprowadzała atmosferę strachu i wymagała bezwzględnego podporządkowania. Prokuratura podejrzewa ją o złośliwość. Tym tłumaczy fakt, że w 2015 roku Danuta S. zwolniła dyscyplinarnie 13 osób, pozbawiając je w ten sposób możliwości uzyskania zasiłku dla bezrobotnych i znalezienia pracy, choć wystarczyłoby przyjecie złożonych wcześniej wypowiedzeń umów o pracę. W 2013 roku roszczenia załogi mogły być pokryte z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych, ale pani prezes nie napisała stosownego wniosku do marszałka Dolnego Śląska.
- Pracownicy spółdzielni kontaktują się z prokuratorem. Chcą występować podczas procesu jako oskarżyciele posiłkowi – mówi prokurator Lilian Łukasiewicz, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Legnicy.
Danuta S. nie przyznaje się do zarzucanych jej czynów. Odmawia też składania wyjaśnień. Jeśli sąd uzna jej winę, będzie mógł orzec karę od roku do 2 lat pozbawienia wolności.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI