Oskarżony o przywłaszczenie pieniędzy klientów i współpracowników mecenas Zbigniewa K. wyjątkowo zgodził się dziś na kontynuowanie procesu, choć do Sądu Okręgowego w Legnicy znowu nie dojechał jego obrońca z wyboru, mecenas Jarosław S. Kolejne cztery godziny minęły na słuchaniu wyjaśnień Elżbiety W. – współoskarżonej ze Zbigniewem K. dyrektor kancelarii adwokackiej. W takim tempie wyroku można spodziewać się wiele lat.
Legnicki adwokat Zbigniew K., dyrektor ds administracyjno-księgowych w kancelarii Elżbieta W. oraz księgowa Dorota Ś. są oskarżeni łącznie o przywłaszczenie 1,8 mln zł na szkodę 163 osób. Kancelaria miała siedzibę w Legnicy oraz oddziały we Wrocławiu, Gdańsku, Essen. Specjalizowała się w odzyskiwaniu odszkodowań za wypadki komunikacyjne itp. Według Prokuratury Okręgowej w Legnicy zwlekała z przelewaniem klientom ich pieniędzy. Nieprawidłowo rozliczała się też z agentami, którzy pozyskiwali dla nich sprawy do prowadzenia. W kancelarii dochodziło do fałszowania dokumentów i innych przestępstw.
Jak wielokrotnie wcześniej w tym procesie, rozprawa rozpoczęła się od perturbacji z obroną Zbigniewa K. Sąd odczytał pismo, które dziś dostał od pełnomocnika Zbigniewa K., mecenasa Jarosława S. (na marginesie wyjaśnijmy, że mecenas Jarosław S. nie jest o nic oskarżony, ale nie chce, by w mediach pojawiało się jego nazwisko ani twarz). Jarosław S. uprzedził, że nie przyjedzie bronić swego klienta, bo nie wie, czy aktualnie wolno mu wykonywać zawód adwokata. Poinformował, że dostał uchwałę Okręgowej Rady Adwokackiej we Wrocławiu, że ze względu na niepłacenie składek został zawieszony. Wyraził obawę, że w tych okolicznościach czynności podejmowane w obronie Zbigniewa K. mogą nie zostać uznane za prawidłowe. Po raz kolejny poprosił o odroczenie terminu rozprawy.
Sędzia Andrzej Szliwa, zirytowany kolejną obstrukcją, na własną rękę próbował wyjaśnić sytuację obrońcy Zbigniewa K. Ustalił więcej niż Jarosław S.. Z datowanego na 31 maja pisma Okręgowej Rady Adwokackiej we Wrocławiu wynika, że adwokat faktycznie został zawieszony za niepłacenie składek. Ale – jak ujawnił sąd – uchwała nie została wykonana, gdyż Jarosław S. natychmiast po jej podjęciu uregulował zaległości.
Według wiedzy Zbigniewa K. jego obrońca nie złożył odwołania od decyzji ORA i uchwała się uprawomocniła. Zbigniew K. przyznał, że w tej sytuacji nieobecność Jarosława S. na dzisiejszej rozprawie trudno uznać za usprawiedliwioną. Zgodził się na kontynuowanie procesu pod nieobecność swego obrońcy z wyboru. Cały czas była przy nim mecenas Beata Matysek, przydzielona mu jako obrońca z urzędu, ale Zbigniew K. na sali radził sobie sam. To dla niego chleb powszedni, bo jest karnistą z długą, kilkudziesięcioletnią praktyką. Kontynuował zadawanie pytań Elżbiecie W., która dzieli z nim ławę oskarżonych. Sędzia Andrzej Szliwa pilnuje, by treść wyjaśnień nie powielała się z już złożonymi przez panią dyrektor, ale poza tym niewiele może zrobić, by nie ograniczać prawa oskarżonych do obrony. Oskarżeni wykorzystują tę sytuację
Proces toczy się przewlekle. Sąd znowu zwrócił na to uwagę. – Już rok toczy się postępowanie i wyjaśnienia oskarżonej – zauważył. – Jak sprawdzić datę, kiedy wpłynął akt oskarżenia, to ponad rok – dodał, gdyż Zbigniew K. zaczął oponować z ławy oskarżonych.
Współpracując z Elżbietą W., Zbigniew K. próbuje wykazać, że oboje stali się niewinnymi ofiarami Prokuratury Okręgowej w Legnicy. Odpowiedzialność za kłopoty finansowe kancelarii, nieregulowane latami zaległości wobec klientów i agentów, zrzucają na współpracowników. Przede wszystkim na skonfliktowanego ze Zbigniewem K. prawnika z Legnicy oraz na małżeństwo z Wrocławia, które zamiast pilnować spraw w stolicy Dolnego Śląska, zaczęło na boku, kosztem kancelarii, robić własne interesy. Oskarżeni kwestionują szereg ustaleń prokuratury z aktu oskarżenia, między innymi kwotę 1,8 mln zł wykazaną jako suma przywłaszczeń. Twierdzą, że wśród poszkodowanych są osoby, które nie powinny mieć takiego statusu, bo albo kancelaria już się z nimi rozliczyła, albo sami mają wobec niej nieuregulowane zobowiązania.
Jednym z wątków, o które Zbigniew K. pytał dziś Elżbietę W., była sprawa chorego na raka mieszkańca Polkowic i jego ojca. W 2008 roku, gdy wracali z przychodni, zostali napadnięci przez chuligana. Ciężko pobity szesnastoletni wówczas Łukasz na dwa tygodnie zapadł w śpiączkę. W szpitalu walczył o życie. Napad przypłacił padaczką pourazową. Od bandziora, który go poturbował, jeszcze w 2009 roku sąd zasądził nawiązki: 24 tys.zł na rzecz Łukasza i 2 tys. zł dla jego ojca. Pieniądze wpłynęły na konto kancelarii, w której Zbigniew K. był wspólnikiem. Dwa lata zajęło rozliczenie się z nawiązki dla ojca. Ale ok. 17 tys. z pieniędzy Łukasza kancelaria zatrzymała. Nigdy ich nie wypłaciła. Ojciec niepełnosprawnego, chorego, wymagającego rehabilitacji chłopaka nie mógł się doprosić przelewu. Unikano go. Spławiano. W 2014 roku Łukasz zmarł, nie doczekawszy się pieniędzy. Po jego śmierci, Zbigniew K. odmówił wypłaty zaległej sumy ojca Łukasza, dopóki nie wykaże, że jest spadkobiercą syna.
Opisując tę historię, media akcentowały bezduszność prawników. Używały zwrotu “nieludzka kancelaria”.
- Z tego co wiem, pan W. postanowienia o postępowaniu spadkowym nie dostarczył do dnia dzisiejszego – mówiła w sądzie Elżbieta W.
Sugerowała, że ojciec Łukasza postępuje tak za radą prokuratury, by nie stracić statusu poszkodowanego w ich procesie. I że dysponentem rachunku bankowego, z którego kancelaria mogłaby wypłacić zaległość, nie był Zbigniew K. Kto inny powinien dokonać tej wypłaty. Na dowód dobrej woli Zbigniewa K. przytoczyła historię sprzed kilku lat, gdy ojcu Łukasza udało się zaskoczyć mecenasa na sądowym korytarzu. Zbigniew K. wręczył mu wówczas za pokwitowaniem 100 złotych. Starszy pan przyjął tę kwotę.
- Dlaczego wypłaciłem mu 100 złotych z własnych pieniędzy? – dopytywał się Zbigniew K.
- Żeby odciąć się od medialnych newsów na ten temat. Żeby ten temat wyciszyć – odpowiedziała Elżbieta W.
Ciąg dalszy procesu w przyszłym tygodniu.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI