Dwóch Rumunów i Polka zorganizowali w Ścinawie obóz pracy. Zwozili do niego zwerbowanych w rumuńskich wioskach biedaków. Przetrzymywani w skandalicznych warunkach Rumuni byli za półdarmo zmuszani do pracy po kilkanaście godzin dziennie na bazarach w Wielkopolsce i na Dolnym Śląsku. Lubińska prokuratura skierowała właśnie do sądu akt oskarżenia w tej bulwersującej sprawie.
Oskarżeni to zamieszkały w Polsce 36-letni Rumun Nikolae L, jego cztery lata młodszy brat Ioan L. i trzydziestoletnia Polka Kamila L. – żona Nikolae. Prokuratura zarzuca im, że w okresie od 2006 do 22 maja 2012 roku dopuścili się handlu ludżmi.
Do werbowania swych ofiar Nikolae wykorzystywał świąteczne wizyty u rodziny w Rumunii. Odwiedzał wówczas dwie małe wioski, pogrążone w nędzy i wysokim bezrobociu. Chętni do pracy w Polsce wywodzili się zwykle z najuboższych rodzin. Zdarzali się wśród nich małoletni. Zwerbowano w ten sposób 28 osób.
Obiecywano im bezpłatny transport, zakwaterowanie, wyżywienie> Wynagrodzenie w zależności od uznania Nikolae, wynosiło od 600 do 2,5 tys euro za 10 miesięcy, i najczęściej było wypłacane z góry, jeszcze przed wyjazdem do Polski. Ci, którzy pobrali swą wypłatę na miejscu w Ścinawie, wysyłali pieniądze rodzinom, aby nie głodowały w Rumunii.
W ten sposób powstawał dług, który zwerbowani musieli spłacić własną pracą. Podczas pobytu w Ścinawie sporadycznie otrzymywali drobne kwoty, które albo powiększały ów rachunek, albo były odliczane od umówionego wynagrodzenia.
W Ścinawie większość Rumunów mieszkała w domu bez ciepłej wody. Ograniczano im jedzenie i możliwość wychodzenia z posesji, gdzie zostali zakwaterowani. Bez obecności pracodawcy lub jego zaufanej osoby nie mogli korzystać z telefonów. Wolno im było posiadać przy sobie tylko drobne kwoty. Jeszcze w trakcie podróży lub bezpośrednio po zakwaterowaniu zabierano im dowody osobiste i telefony komórkowe.
- Dokumenty posiadali tylko ci, którzy z racji swoich obowiązków np. prowadzili samochody czy wysyłali pieniądze do Rumunii – informuje prokurator Liliana Łukasiewicz, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Legnicy.
Rumuni handlowali odzieżą i butami. Byli zmuszani do pracy na targowiskach w różnych miastach – pod nadzorem, w trudnych warunkach, bez zapewnienia odpowiedniej ilości jedzenia i picia, po kilkanaście godzin dziennie. Czesto wyzywano ich i poniżano. Gdy podpali, stosowano wobec nich przemoc fizyczną lub grożono jej użyciem. Nicolae straszył swoich pracowników, by nawet nie próbowali ucieczki, bo i tak ich odnajdzie.
Mimo tego dwóch Rumunów pół roku temu odważyło się na ucieczkę. Dojechali do Krakowa, gdzie na dworcu PKP zatrzymała ich straż graniczna. Uciekinierzy opowiedzieli funkcjonariuszom o obozie pracy w Ścinawie, w którym przetrzymywanych jest jeszcze kilkadziesiąt osób. Obserwacja wskazanych domów potwierdziła ich słowa. 13 czerwca Nikolae, Ioan i Kamila L. zostali zatrzymani, a 26 przetrzymywanych przez nich kobiet, meżczyzn i dzieci odzyskało wolność.
- Podejrzani nie przyznali się do popełnienia zarzucanego im przestępstwa i złożyli wyjaśnienia – informuje prokurator Liliana Łukasieiwcz. – Twierdzili, że nikt do pracy nie był zmuszany, a nawet że to oni pomogli pokrzywdzonym, dając im możliwość stałego zatrudnienia.
Handlarzom ludźmi grozi od 3 do 15 lat pozbawienia wolności. Sprawę rozpozna Sąd Okręgowy w Legnicy.