Teatr w telewizji to jest coś absolutnie innego niż teatr na żywo. Obejrzałem dwie wersje “Zabijania Gomułki” w reżyserii Jacka Głomba – żywą i transmitowaną na żywo przez kanał TVP Kultura. Nie chcę wartościować, bo obie – choć z zupełnie różnych powodów – wydają mi się cudem.
Przede wszystkim muszę napisać, że siedząc we wtorek 9 października na skrytej w ciemności widowni Teatru Modrzejewskiej w Legnicy obserwowałem jednocześnie dwa spektakle. Równolegle do opowieści zaczerpniętej z “Tysiąca spokojnych miast” Pilcha, na marginesie wykreowanego przez artystów skrawka luterskiej Wisły, rozgrywał się bowiem bezgłośny balet operatorów kamer, tajemnicza rewia gasnących i zapalających się to tu, to tam czerwonych lampek, jakieś niepojęte dla laika misterium destylacji w osobne kadry, zbliżenia, ujęcia tego, co docierało do mnie jako niepodzielna całość.
I owszem, było to ciekawe samo w sobie, nie na tyle jednak, by przestał działać na przykład wodzirejski czar Zbigniewa Walerysia (Pan Trąba), od którego przez kilkanaście pierwszych minut “Zabijania Gomułki” trudno oderwać oko i ucho. Trzeba wybitnego aktorskiego talentu, aby posługiwać się nienaturalnymi, barokowo rozbuchanymi frazami Pilcha w sposób tak lekki i bezpretensjonalny. Z niełatwym pilchowskim językiem dobrze poradzili sobie też sceniczni partnerzy Walerysia – Gabriela Fabian (Matka), Bogdan Grzeszczak (Ojciec), Mateusz Krzyk (Jerzyk), Paweł Palcat (Komendant Jeremiasz), Robert Gulaczyk (Arcymajster Swaczyna) czy Ewa Galusińska (Anielica). Każda z postaci jest wyrazista, soczysta, żywa i ciekawa.
Świat, który wykreowali wspólnie z reżyserem Jackiem Głombem i autorką scenografii Małgorzatą Bulandą jest bardzo sugestywny. Na tym polega magia teatru, by uwierzyć, że za drzwiami, które co chwila otwierają się i zamykają, stoją inne chaty, że na dworze pada deszcz i że jest las, w którym Ojciec wyciął choinkę na wigilię. Przede wszystkim jednak widz wierzy w podszytą nostalgią bajkę o trzech lutrach, którzy w 1963 roku z chińską kuszą zaczaili się pod oknem pierwszego sekretarza KC PZPR. “Zabijanie Gomułki” to przede wszystkim spektakl o marzeniu, by świat po nas był lepszy niż ten, w którym przyszło nam żyć. Ale z perspektywy drewnianej ławy, na której ściągnąwszy z gołych nóg gumofilce drzemie Pan Trąba, jego marzenie jest groteskowe. Blisko mu do pijackich majaków, w którym realne miesza się z nierealnym. I z naszymi marzeniami, by zmieniać świat, jest tak samo. Za majaki może uchodzić też młodzieńcza miłość Jerzyka, i nasze miłości, i młodość, do której Jerzy Pilch wciąż odwołuje się w swej prozie.
Ten sentymentalny rys “Zabijania Gomułki” doceniłem obejrzawszy w domu – dzięki usłudze VOD (wideo na życzenie) – to, co zarejestrowały kamery TVP Kultura. Te wszystkie niedostrzegalne gołym okiem detale: rybaka na pięciozłotówce, Tygodnik Powszechny rozłożony na stole jak na wystawie, rozmarzony wzrok Pana Trąby tonący co rusz w stoliku z nalewkami pani naczelnikowej…
Spektakl Teatru Modrzejewskiej po przedestylowaniu na teatr telewizji nie stracił mocy, luterska bajka wciąga bez reszty, od Pana Trąby na ekranie wciąż trudno oderwać oko. Duch z tego spirytusu nie uleciał w eter.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI
DO AGNIESZKI: Tygodnik Powszechny. To ten tytuł układa Jerzyk na stole, gdy ma się zjawić “Anielica jego pierwszej miłości”. Trybuna Ludu, owszem, jest w tym domu czytana, ale Trybuną Ludu raczej trudno zaimponować komuś, kogo się kocha. Polecam wersję telewizyjną spektaklu, bo tam widać nawet, co jest na pierwszej stronie TP.
Tygodnik Powszechny???? chyba Trybuna Ludu:)