Pięćdziesiąt lat po maturze w Legnicy spotkali się absolwenci dwóch klas gorzelniczych z Technikum Przemysłu Spożywczego. Choć życie rozrzuciło ich po świecie, dbają o przyjaźń ze szkolnych ław. Przez chwilę mogliśmy towarzyszyć ich radosnym powitaniom i posłuchać wspomnień o jedynej takiej szkole w Polsce.
- W Legnicy działało jedyne technikum gorzelnicze w Polsce, więc zgłaszali się do niego uczniowie z całego kraju – opowiada Edward Frydrych, jeden z uczestników spotkania. Chodził do klasy V TB, męskiej. Dziewczyny uczyły się gorzelnictwa w równoległej V TA, bo w tamtych czasach klasy koedukacyjne stanowiły jeszcze rzadkość. Także internaty były dwa – jeden dla uczniów, drugi dla uczennic. Tamte podziały okazały się absolutnie nietrwałe, bo po latach absolwenci V TA i absolwentki V TB tworzą jedną zgraną paczkę.
Naukę w legnickiej szkole zaczęli w 1963 roku. Maturę zdawali pięć lat później, w 1968. Z pracą nie było problemów, bo w kraju funkcjonowało wówczas około 900 gorzelni.
- Dziś – mówi z żalem Edward Frydrych – zostało ich 90.
- Szkoła istniała 60 lat, kształcąc gorzelników, póki byli jeszcze potrzebni – dodaje jego kolega. Pamięta, że przed maturą w Legnicy zjawiali się agitatorzy z całego kraju, by namawiać młodych na pracę w swoich zakładach. Wszędzie brakowało fachowców.
- W mojej rodzinie jest czworo absolwentów legnickiej szkoły: ja, kuzyn i dwie kuzynki – wylicza Bogusław Kamionka, który na zlot przyjechał spod Kalisza. Choć porusza się o kulach, nie mógł sobie odpuścić spotkania z przyjaciółmi ze szkolnej ławy.
Należą do rocznika, który na pierwszych lekcjach wuefu ćwiczył z łopatami, bo żeby grać w futbol, trzeba było sobie najpierw zrobić stadion. Dziś jest zarośnięte i opuszczone, podobnie jak budynek dawnego “spożywczaka” i niewielka hala gimnastyczna, w której odbywały się treningi piłki ręcznej. Chłopaki kibicowały drużynie szczypiornistek z technikum, które – jak wspominają – nie miały sobie równych. W bramce stała fenomenalna Basia.
Gorzelnictwo to był fach, który przechodził z pokolenia na pokolenie. – Mój ojciec, który był kierownikiem gorzelni w Manieczkach i w Siekierkach w Wielkopolsce, wysłał mnie tu do szkoły, bym nauczył się zawodu. Przez 20 lat kierowałem później gorzelnią w Ptaszkowie. Po zmianie ustroju zakład został zamknięty i musiałem się przebranżowić – opowiada Stanisław Podzerek. Edward Frydrych z Okmian miał więcej szczęścia, bo przepracował w zawodzie 43 lata , od 1968 do 2011 roku.
Uczestnicy zlotu z wdzięcznością wspominają swoich wychowawców: nieżyjącego już Jerzego Jarocińskiego i Alicję Wierzbicką. Profesor Jarociński wykładał technologię gorzelnictwa i napisał własny podręcznik, ale był też przewodnikiem turystycznym. To na organizowanych przez niego wycieczkach zawiązywały się więzi, które do dziś łączą absolwentów szkoły.
W 2008 roku, gdy zbliżała się 40. rocznica matury, dawnych uczniów klas V TA i V TB odszukał Stanisław Podzerek. Odtąd wespół z koleżankami co roku skrzykują gorzelników na spotkania w różnych częściach Polski. Ten rok – ze względu na 50-lecie egzaminu dojrzałości – jest szczególny. Nic dziwnego, że Danuta Szymańska przyjechała do Legnicy ze Szwecji, a Stanisława Palczak- Miętka aż z Kanady, dokąd wyemigrowała po stanie wojennym.
- Ciągnie mnie miłość do Polski i możliwość spędzenia paru chwil w towarzystwie przyjaciół – mówi pani Stanisława. – Przy okazji zabrałam ze sobą wnuków, aby poznały Polskę.
Spotykamy się przed zamówioną na jubileusz mszą w katedrze. Na chwilę jedziemy zobaczyć szkołę przy ul. Wrocławskiej, w której kształcono gorzelników. Potem zaplanowany jest spacer po cmentarzu, zapalenie lampek na grobach nauczycieli i uczniów. I, na koniec pełnego wrażeń dnia, kolacja w restauracji Kolorowa.
Legnica – jak zgodnie przyznają uczestnicy zlotu – od lat sześćdziesiątych zmieniła się nie do poznania. Wypiękniała. I tylko żal, że budynek po dawnym “spożywczaku” stoi pusty. Już nie tętni życiem, jak za ich czasów.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI