Wielbłądy, konie fryzyjskie, alpaki, osiołki, psy, lamy, kucyki pony i inne. Kilka dni temu przyjechały z cyrkiem do Legnicy, aby zarobić trochę pieniędzy dla ludzi, którzy trzymają je w klatkach, barbarzyńskimi metodami zmuszają do nienaturalnych zachowań i ciągają za sobą od miasta do miasta.
W 2005 roku Legnica była jednym z pierwszych miast, które zareagowały na ten haniebny biznes. Pamiętam entuzjazm, jaki towarzyszył przyjęciu przez radę miejską stanowiska sprzeciwiającego się organizacji przedstawień cyrkowych z udziałem zwierząt. To był akt, którym potem inspirowały się inne samorządy, uchwalając podobne dokumenty. Ja widziałem w nim świadectwo humanizmu i mądrości lokalnych władz z Czesławem Kozakiem, ówczesnym przewodniczącym rady miejskiej na czele.
„Żadna sztuka nie może karmić się czyjąkolwiek krzywdą. Przedstawienia cyrkowe z udziałem zwierząt, przyczyniają się do wychowywania dzieci w duchu przyzwolenia na bezrefleksyjną dominację człowieka i instrumentalne traktowanie słabszych. Model relacji człowiek – zwierzę, propagowany w ramach tych przedstawień jest wybitnie niewychowawczy i staje się swoistą lekcją bezsensownego okrucieństwa i zabawy cudzym kosztem, stojącą w jaskrawej sprzeczność z podstawami programowymi szkolnictwa polskiego.”
To słowa, które 13 lat temu budziły nadzieję i dumę. Gdy dziś czytają je ludzie wrażliwi na krzywdę zwierząt, czują raczej gorycz, bo mimo wszystko nie ma roku, aby Legnicy nie odwiedził jakiś cyrk, w którym ku radosze publiki słoń klęka przed treserem a tygrys skacze przez obręcz. Ktoś wynajmuje plac pod cyrkowy namiot, ktoś za garść biletów robi im reklamę, ktoś bezrefleksyjnie przyprowadza na barbarzyńskie widowisko swoje dzieci i tak się ten biznes kręci. Dlatego korzystam z okazji, by przypomnieć stanowisko Rady Miejskiej Legnicy z 29 marca 2005 roku: Uważam je – bez dwóch zdań – za jedną z najpiękniejszych deklaracji kiedykolwiek przyjętych w legnickim ratuszu.
Piotr Kanikowski
człowiek to wiadomo, zawsze sobie jakoś poradzi, nawet jak jest dzikim irokezem europejskim i niewiele do cywilizacji jej wnosi a tylko stoi w upale na odkrytym placu w kolejce po piwo to straż do polewania sobie zamówi – jak krajowa odmówi to po zagraniczną sobie zadzwoni żeby go polewała – wróci do roboty to godziny skróci – a takie zwierze to nic, tylko zdechnąć na oczach irokezowi może bez różnicy czy to w mieście czy w tuczarni przemysłowej
Z dwojga złego niech już występują w cyrkach. Lepsze to niż pójść pod nóż na karmę dla psa.
Deklaracja deklaracją ale zakazać nie mogą