Andriejowi Wyszynskiemu – radzieckiemu prokuratorowi o polskich korzeniach, który zasłużył się dla komunistów w największych procesach politycznych ZSRR – historia przypisuje nieśmiertelną frazę: “Dajcie człowieka, a paragraf się znajdzie”. Zdanie króciutkie, a myśl w nim wielka jak sam batiuszka Stalin, i gdyby pójść kroczek dalej, jeden maleńki kroczek dalej (wielki krok ludzkości), można by zainicjować rewolucję w kryminologii. Zresztą kto wie, czy nie taka właśnie idea przyświecała legnickim policjantom przy sprawie, nad którą chciałbym się dziś zatrzymać.
O samej sprawie za chwilę. Żal mi zostawić myśl prokuratora Wyszynskiego bez rozważenia jej konsekwencji. Jeśli wszyscy obywatele są potencjalnymi przestępcami, to wystarczy każdemu przydzielić czujnego funkcjonariusza i czekać: prędzej czy później nasz delikwent jakiś paragraf naruszy, bo nie ma mocnych. A wtedy my go cap za łapki, bransoletki na przeguby, pałą po grzbiecie i do suki. Proszę sobie wyobrazić, jak to korzystnie wpłynie na statystyki wykrywalności, które – wiadomo – na resortowych naradach są najważniejsze. Idzie złodziej na włam, a tu za nim policjant jak cień – jak naszabruje, to się drania przymknie. Szykuje się morderca do strzału, mierzy do ofiary, a obok funkcjonariusz po cywilu (albo nie, w mundurze, bo to lepiej na zdjęciach wygląda) paznokietki pilniczkiem piłuje. Piłuje spokojnie. Niechby tamten zabił, to się go przymknie za morderstwo, a nie tylko za marne usiłowanie.
I tak dochodzimy do sedna, czyli do obiecanej na wstępie legnickiej historii. W maju, gdy rząd Tuska toczył walkę z kibolami, policjanci powzięli informację, że kibice Miedzi zamierzają popełnić wykroczenie, tzn. bez stosownego zezwolenia z urzędu wsiąść w samochody i z flagami objechać Legnicę, aby uczcić awans piłkarzy do pierwszej ligi. O informację, prawdę mówiąc, trudno nie było. Organizatorzy przejazdu sami, nieproszeni, do komendy kilka dni wcześniej przyszli i swe zamiary na papierze czarno na białym spisali. W stosownym terminie komenda wysłała policjantów na miejsce zbiórki. Szanowni Czytelnicy myślą pewnie, że siły prewencji udały się tam, aby nie dopuścić do nielegalnego przejazdu i wyeliminować potencjalne zagrożenie dla porządnych użytkowników dróg? Nic podobnego. Szanowni Czytelnicy raczyli zapomnieć o Andrieju Wyszynskim.
Pozwolono kolumnie kibiców się uformować. W kilkunastu osobowych samochodach fani Miedzianki powiewając flagami, dociskając klaksony bez przeszkód ruszyli w miasto. Eskortowały ich dwa radiowozy – jeden z naczelnikiem drogówki na przedzie, drugi z pomniejszymi funkcjonariuszami w ogonie. Czujnym oczom stróżów prawa nie uszło żadne wykroczenie, służbowe długopisy paliły się w rękach, huczały wertowane wte i nazad kodeksy, dzięki czemu po przejeździe komenda mogła skierowac do sądu serię wniosków o ukaranie uczestników zajścia za konkretne wykroczenia. A to ruch tamowali, a to stwarzali zagrożenie, a to zatrzymali się gdzie nie powinni. Był sukces, byli ludzie, pardon, kibice. A paragraf, wiadomo…
Piotr Kanikowski