Handlowali amfetaminą na dużą skalę. Przygotowywali się do uruchomienia własnej produkcji. Policjanci z Centralnego Biura Śledczego pokrzyżowali im plany. Przed Sądem Okręgowym ruszył dziś proces narkotykowego gangu z Legnicy.
Na ławie oskarżonych zasiadło dziewięciu mężczyzn. Zdaniem prokuratury, pięciu z nich wchodziło w skład zorganizowanej grupy przestępczej, a pozostali z nią współpracowali. W ciągu dwóch lat – od początku 2011 r. do 11 stycznia 2012 r. sprzedali ponad 17 kilogramów amfetaminy. Samo odczytanie w sądzie listy transakcji zajęło prokuratorowi kilkanaście minut.
Z ustaleń śledczych wynika, że mózgiem przedsięwzięcia był 31-letni elektromechanik z Legnicy Mariusz O., ps. Mario. Narkotyki dowozili mu z Warszawy Michał O. (ps. Gruby) i Artur E. 10 września 2011 roku, gdy obaj kurierzy wysiedli na legnickim dworcu autobusowym z kolejną dostawą, zostali zatrzymani przez policję. W plecaku Artura znaleziono wówczas dwie dwukilogramowe paczki z amfetaminą. Miesiąc później z 4 tysiącami porcji narkotyku wpadł klient Mario, Austriak Artur D. Prokuratura twierdzi, że chciał przemycić je za granicę i tam rozprowadzić wśród wiedeńskich narkomanów. Przesłuchany dzisiaj Artur D. zapewnia, że amfetamina była przeznaczona do własnego użytku. Tłumaczył, dość pokrętnie, że potrzebował pieniędzy, aby sfinansować zapłodnienie in vitro dla swojej żony. Uznał, że po zażyciu działki będzie mógł siedzieć w pracy bez zmęczenia nawet po 16 godzin, dzięki czemu jego zarobki wzrosną. Do transakcji miało dojść przez przypadek: podwoził Polaka, rozmowa zeszła na narkotyki, dostał kontakt i zapewnienie, że gdyby potrzebowal trochę dla siebie, może zadzwonić.
Wiosną 2011 roku grupa postanowiła zająć się też produkcją. Akurat jeden z kumpli Mario., Szymon W. z Malczyc, miał w Świętokrzyskiem ojca chemika.
- Pracowałem kiedyś w Polfie przy produkcji amfetaminy. Wytwarzano ją wtedy jako lek dla kierowców – zeznawał w sądzie 63-letni Tadeusz W.
Kiedyś przy synu chlapnął, że z odpowiednią aparaturą i surowcami sam potrafiłby zrobić amfetaminę. Szymon W. wrócił z kolegami. Namówili starszego mężczyznę do uruchomienia laboratorium, kupili odczynniki, kolby, chłodnicę i resztę sprzętu. Wszystko to złożyli w domu Tadeusza W. i czekali na niezbędne do produkcji mieszadło. Zanim przyszło, chemik opróżnił przygotowany do procesu rezerwuar spiritusu i po pijaku zaczął opowiadać we wsi, że będzie produkował narkotyki.
- Aż tak głupi nie jestem – zapewniał wczoraj w sądzie. – Przecież nawet policjanci we wsi aż do mego zatrzymania nie nie wiedzieli co szykuję.
Grupa Maria wpadła jednak w panikę. Szymon W. zabrał sprzęt i odczynniki od ojca i korzystając z jego notatek oraz wskazówek sam próbował uruchomić produkcję. Nic z tego nie wyszło. Mario miał pretensje, domagał się zwrotu zainwestowanych w laboratorium 20 tys. zł, więc Szymon ukrył całą linię produkcyjną na zapleczu baru swojej znajomej z Prochowic.
Mariusz Ż., Michał O. nie przyznają się do winy. Podobnie jak żołnierz Mario Robert G. i Bronisław L., oskarżony o zakup 25 gramów amfetaminy. Pozostali – Szymon i Tadeusz W., Paweł B., Austriak Artur D. i Artur E. – przyznają się do winy. Część z oskarżonych złożyła wnioski o dobrowolne poddanie się karze