Komisja Spraw Wewnętrznych i Administracji Sejmu uznała za niewystarczającą informację wiceministra spraw wewnętrznych i administracji Macieja Wąsika komendanta głównego policji nadinsp. Dariusza Augustyniaka w sprawie śmierci Bartosza z Lubina, Łukasza i Dmytro z Wrocławia po interwencji policji. Teraz wnioskiem zajmie się Sejm.
Przeciwko przyjęciu informacji ministra i komendanta za wystarczające głosowało 12 posłów. 11 było za. 1 osoba się wstrzymała. Dyskusja na ten temat będzie więc pzeniesiona na salę plenarną.
Wszystkie trzy tragedie zdarzyły się w bliskim odstępie czasu w jednostkach garnizonu dolnośląskiego. Ofiarą trzeciej, licząc chronologicznie, jest 34-letni Bartosz Sokołowski, którego policjanci próbowali zatrzymać rankiem 6 sierpnia przy ul. Traugutta w Lubinie. Zdaniem pełnomocników rodziny, śmierć Bartosza nastąpiła, bo mężczyzna był brutalnie dociskany do ziemi i przyduszany przez funkcjonariuszy. Siadano muna klatce piersiowej. Naciskano na krtań. Uduszono człowieka. Na potwierdzenie tej tezy pełnomocnicy rodziny przedstawili 2 tygodnie temu wyniki sekcji zwłok wykonanej na prywatne zlecnie w jednym z czeskich zakładów medycyny sądowej.
W Sejmie posłowie opozycji szukają odpowiedzi na pytanie, dlaczego doszło do tych trzech tragedii i czy obywatele mogą się czuć bezpiecznie, gdy polcja przystępuje do interwencji.
Z informacji nadinsp. Dariusza Augustyniaka wynika, że we wrześniu na polecenie Komendanta Głównego Policji zespół kontrolerów przeprowadził kontrolę w Komendzie Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu i Komendzie Powiatowej Policji w Lubinie w związku ze śmierciami trzech mężczyzn podczas interwencji funkcjonariuszy. Trwa analiza materiałów w tych sprawach.
Kontrola z KWP we Wrocławiu nie wykazała nieprawidłowości w postępowaniu funkcjonariuszy KPP w Lubinie podczas interwencji, która zakończyła się śmiercią Bartosza Sokołowskiego. Postępowanie dyscyplinarne wobec funkcjonariuszy zostało umorzne. W szczególności stwierdzono, że użyte wobec lubinianina środki przymusu bezpośredniego (siła fizyczna, kajdanki, kajdani zespolone) mieszczą aię w granicach ustawy o środkach bezpośredniego przymusu. Nadinsp. Dariusz Augustyniak podkreślił wysoki stopień trudności przy tej interwencji w związku z odurzeniem narkotykowym Bartosza. Technika i taktyka zastosowane przez funkcjonariuszy nie wzbudziły zastrzeżeń kontrolerów.
- Policjanci podejmujący interwencję podejmowali szereg czynności przewidzianych wytycznymi Europejskiej Rady Resuscytacji w zakresie pierwszej pomocy, a pogotowie zostało wezwane, gdy Bartosz po raz pierwszy stracił przytomność – twierdzi komendant policji.
Nie stwierdzono nieprawidłowości w sposobie prowadzenia rozmowy dyżurnego KPP w Lubinie z dyspozytorką pogotowia. Nie stwierdzono zgłoszonego przez matkę 34-latka pobicia przez funkcjonariusza.
Jako prawdłowe oceniono działania zmierzające do zabezpieczenia telefonu, na którym matka Bartosza Sokołowskiego nagrała przebieg interwencji, co zbulwersowało lubińskiego posła Piotra Borysa. Przypomniał w Sejmie, jak to się odbyło: – Po dwóch godzinach od zawiadomienia rodziny o śmierci Bartosza, policjanci weszli bez nakazu prokuratorskiego do mieszkania jego rodziców, rzucili ciocię zmarłego na ścianę, wykręcili jej rękę i odebrali telefon z nagraniem interwencji. Ta rodzina ma status pokrzywdzonych, nie podejrzanych – podkreślał.
Przywoływał pokazywane publiczne nagranie, na którym widać, że nieprzytomny, nieporuszający się Bartosz – być może już nieżywy – przez 2 minuty leży 30 metrów od komendy policji w Lubinie. Nikt nie próbuje go reanimować.
- Te dwie minuty mogły być decydujące o jego życiu – mówi Piotr Borys. Pytał: – Dlaczego to poseł, a nie policja, musiał zapewnić opiekę psycholoiczną rodzinie ofiary? Dlaczego przyspieszono sekcję zwłok, nie dopuszczając do udziału w niej rodziców Bartosza? W tej sprawie policja zamiast wyjaśnić tę sprawę do końca, utrudniała rodzinie poznanie prawdy.
- Bartosz odczuwał ból. Komunkował to, wzywał pomocy. Kilka razy tracił przytomność. Dlaczego policjanci nie reagowali na te sygnały? – pytała mec. Renata Kolerska, pełnomocniczka rodziny. – Nie było żadnej resuscytacji. Sami policjanci to mówią.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI