Powszechnie używa się sformułowań: ?kaczka dziennikarska?, ?fakt medialny?, mających dowodzić nieokiełzanej fantazji żurnalistów. Jednak zapewniam Państwa, że w życiu każdego redaktora przydarzają się historie, których nie zdołałby sam wymyślić.
Pamiętam na przykład dzień, w którym uchyliły się drzwi redakcji i stanął w nich dwumetrowy kolos ze zdekompletowanym uzębieniem.
- Redakcja? ? zapytał.
- Redakcja ? potwierdziliśmy.
- Ja w sprawie kroniki kryminalnej ? zagaił.
- A konkretnie?
- Przyszedłem, bo piszecie nieprawdę.
Nieproszony przysunął sobie krzesełko i usiadł naprzeciwko mojego biurka. Zapachniało alkoholem i mordobiciem.
Przypomnieli mi się ci wszyscy bohaterowie Hollywood, którzy w podobnych scenach prostowali plecy, zaciskali krawat, poprawiali na nosie rozbite okulary i patrząc niebezpieczeństwu w oczy mówili: ?Oto jestem?.
- Jaką nieprawdę? ? powiedziałem, patrząc w oczy kolosa, który przyszedł do redakcji w sprawie kroniki kryminalnej.
- Nie napisaliście, że wczoraj był napad na pocztę na ulicy…
Tu padła nazwa ulicy.
- A był?
- Był ? rzekł i uśmiechnął się tajemniczo jak człowiek, który za chwilę wyciągnie asa z rękawa.
- A pan skąd wie że był napad? ? zapytałem.
- Bo to ja na tę pocztę napadłem.
To był ten as. W uśmiechu nie było już nic z tajemnicy. Była duma, błysk poharatanych trzonowców w świetle jarzeniówek, jęzor oblizujący spierzchnięte wargi i grdyka poruszająca się w bezczelnym chichocie. Zamurowało nas. Gość wziął nasze zdumienie za zachętę, by kontynuować opowieść.
- Potrzebowałem pieniędzy ? mówił schrypniętym, nosowym głosem. ? Poszedłem na pocztę. Pierd…łem kobiecie. Nie miała pieniędzy. No to wyszedłem. My też mamy serca. A potem przyjechała policja. Zmieniłem ubranie i wymknąłem się autobusem miejskiej komunikacji.
Z naszych twarzy wyczytał niedowierzanie i chyba go to wkurzyło.
- Zadzwońcie na policję, jak mi nie wierzycie ? zachęcał.
Potem wstał z krzesła.
- Daj mi swój numer telefonu ? powiedział do mnie, ujęty widocznie moją hollywoodzką odwagą. ? Daj, to zadzwonię, jakbym następnym razem planował coś takiego.
I wyszedł.
A kolega zadzwonił na policję zapytać o ten napad na pocztę.
- Było takie zdarzenie, ale nie za bardzo wiemy jak je zaklasyfikować ? kłopotał się rzecznik policji. ? Gość wszedł na pocztę. Powiedział kobiecie: ?Dawaj pieniądze?, ona odpowiedziała ?Spierd…? i gość wyszedł.
Godzinę później kolos wsadził głowę w drzwi redakcji.
- I co, dzwoniliście na policję?
- Dzwoniliśmy.
- Potwierdzili?
- Potwierdzili. Był napad.
Olbrzym rozpromienił się ze szczęścia.
- A nie mówiłem ? powiedział. ? Następnym razem dam wam znać wcześniej.
I zniknął.
Opowiadam tę historię z okazji obchodzonego niedawno 1 kwietnia i zapewniam, że jest w stu procentach autentyczna. I niech mi ktoś powie, że życie nie jest fajniejsze od gazet. Albo że Pan Bóg nie lubi sobie od czasu do czasu pożartować.
Piotr Kanikowski
FOT. PAWEŁ KANIKOWSKI
PS: Już jest nowy numer bezpłatnego 24 Tygodnika Legnica-Lubin. Polecamy się nie tylko wiernym Czytelnikom.