Dawid i Grzegorz B., którzy w maju 2015 roku rzucili się z siekierami na swych prześladowców, przekroczyli granice obrony koniecznej. Ale silne wzburzenie i uzasadniony strach ograniczał im możliwość pokierowania swymi czynami, więc złotoryjski sąd ich proces umorzył. Prokuratura i pokiereszowany przez złotoryjan mężczyzna zaskarżyli wyrok. Apelację rozpatrzy Sąd Okręgowy w Legnicy.
Sąd Rejonowy w Złotoryi ustalił następujący przebieg zdarzeń. W kwietniu 2013 roku Dawid B. – syn złotoryjskiego piekarza – poznał Wojciecha S., wrocławskiego biznesmena czerpiącego zyski z montowanych na całym Dolnym Śląsku automatów do gier hazardowych. Młody złotoryjanin zgodził się dla niego pracować jako operator: miał wyszukiwać lokale do wstawienia automatów, płacić czynsz ich właścicielom i pilnować interesów Wojciecha S. w okolicach Legnicy. Problemy z Urzędem Celnym sprawiły, że w lutym 2015 roku Dawid B. postanowił zakończyć tę współpracę. Gdy zakomunikował to Wojciechowi S. został pobity. Groźbami próbowano zmusić go do dalszej pracy dla wrocławianina. O tego czasu chłopak ukrywał się przed nimi. Bał się, bo ludzie Wojciecha S. – wśród nich mistrzowie mieszanych sztuk walki (MMA) Krzysztof G. i Michał M. – w grupach od kilku do kilkunastu mężczyzn przyjeżdżali szukać go do Złotoryi. 14 marca 2015 roku porwali pracownika piekarni, bili go, straszyli i przetrzymywali, próbując wydusić adres kryjówki Dawida. Potem pojawiali się pod domem piekarza. Grozili Grzegorzowi B, że przestrzelą mu kolana, zgwałcą żonę i córkę, jak im nie wyda syna. 6 maja, gdy najechali piekarnię w złotoryjskim Rynku i pobili jej pracownika, w strachu o życie piekarz schował się na zapleczu.
Tydzień później, 13 maja, Grzegorz z Dawidem robili zakupy w nowo otwartym centrum ogrodniczym na obrzeżach miasta. Nie wiedzieli, ze w Rynku znowu szuka ich Wojciech S. ze swymi mięśniakami od walk mieszanych: Krzysztofem G. i Michałem M. Wrocławianie byli w piekarni, pokrążyli trochę po mieście i postanowili wracać. Wyjeżdżali ze Złotoryi, gdy pod centrum ogrodniczym zauważyli Dawida B. Choć na parkingu pod sklepem były wolne miejsca, nie wjechali na plac – zaparkowali obok, za ogrodzeniem, aby nie rzucać się w oczy. Dawid B. dostrzegł ich jednak, rozpoznał charakterystyczne Porsche Cayene zatrzymujące się za siatką i rzucił się pędem do sklepu, w którym był już jego ojciec. Ruszyli za nim Krzysztof G. i Michał M. Wojciech S. został przy samochodzie.
Dawid B. biegł przez halę, gdy dopadał go Krzysztof G., krzycząc “Stój, kurwo!”. Chłopak sięgnął po telefon komórkowy i próbował wezwać Policję, ale mięśniak złapał go za rękę. “Tato, ratuj!” – krzyczał przerażony B. Wtedy Krzysztof G. trzymanym w drugiej ręce nożem przejechał mu po brzuchu, powodując lekką, przypominającą zadrapanie ranę. Ciągnięty w stronę wyjścia ze sklepu Dawid krzyczał i wyrywał się. Zdołał wyrwać cię prześladowcy, ale znowu drasnęło go ostrze noża, tym razem po plecach. Przestraszony dobiegł do nowej części hali, w której był Grzegorz B. Podeszli do nich Krzysztof G. i Michał M. Dawid znów miał komórkę w ręce – dzwonił po Policję, że jest napad.
Krzysztof G. trzymał w ręku przedmiot przypominający broń palną. Krzyczał: “Albo wychodzicie, albo was odjebię!”. Wołał tez do Michała M., aby poszedł po resztę chłopaków. Piekarz próbował uspokajać napastników. Wtedy Krzysztof G. uderzył go ręką w twarz, tłukąc okulary. Grzegorz B. zalał się krwią z nosa. Doszło do szarpaniny, a Dawid ze zdenerwowania popuścił mocz w spodnie.
Ostatecznie ojciec z synem postanowili uciekać. Gdy dobiegli do głównego wejścia zobaczyli na zewnątrz jakiś nieznanych mężczyzn. Wzięli ich za kumpli Wojciecha S., Michała M. i Krzysztofa G. Zawrócili. Biegnąc do drugich drzwi wzięli ze sklepowych stojaków siekiery. Potem na drodze stanęli im Krzysztof G. i Michał M. Piekarz i jego syn zaatakowali tego, który od początku zachowywał się bardziej agresywnie.
Krzysztof G. dostał co najmniej cztery ciosy siekierą, m.in. w skroń, potylicę i prawe ramię. Nie udało się ustalić, czy wrocławianina zaatakowali obaj mężczyźni, czy tylko jeden z nich. Niewątpliwie jednak co najmniej jedno z uderzeń wykonał Dawid. B. On też obrzucił Krzysztofa G. doniczkami do kwiatów, zanim ojciec zdołał go odciągnąć. Wtedy Michał M. wziął rannego kolegę pod ramię i wyprowadził na zewnątrz. Pod sklepem zostawił kumpla na chwilę i pobiegł po Wojciecha S. We dwójkę przeskoczyli półtorametrowe ogrodzenie, wsadzili Krzysztofa G. do Porsche Cayene i odjechali w stronę centrum Złotoryi, mijając się po drodze z policyjnymi radiowozami jadącymi na sygnale w stronę sklepu ogrodniczego .
Dawid i Grzegorz B. po ataku odłożyli siekiery i wyszli na parking, gdzie czekali na przyjazd funkcjonariuszy.
Krzysztof G. został porzucony przez kolegów w szpitalu. Wojciech S. próbował uciekać przed Policją do Wrocławia i został zatrzymany w pościgu. Michał M. ukrywał się przez miesiąc, zanim odważył się zgłosić na komendę.
Tak wygląda oficjalna wersja, opisana w wyroku i rzutująca na decyzję o umorzeniu procesu. Na jej podstawie Sąd Rejonowy w Złotoryi uznał, że Grzegorz i Dawid B. działali w obronie koniecznej. Ich reakcja była opóźniona w stosunku do bezprawnego zamachu podjętego przez Krzysztofa G. i Michała M. Do użycia siekier doszło bowiem w momencie, kiedy prześladowcy ich już nie atakowali. To dlatego granice obrony koniecznej zostały przekroczone. Jednak na podstawie opinii biegłych sąd stwierdził, że piekarz i jego syn mieli w tamtej chwili mocno ograniczoną zdolność pokierowania swoimi czynami.
Nim doszło do bójki, Grzegorz B. od dłuższego czasu żył w poczuciu zagrożenia, uzasadnionym bezwzględnością swoich prześladowców. Bał się o syna, pozostałą rodzinę i siebie samego. W chwili, gdy doszło do bezprawnego ataku na jego i Dawida, był - jak utrzymują biegli – pod wpływem silnych emocji, które wyłączyły kontrolę intelektu nad zachowaniem. Sytuacja Dawida B., pogrążonego w strachu, prześladowanego, bitego i zastraszanego od trzech miesięcy, była jeszcze trudniejsza. Sąd pisze o najściach grupy Wojciecha S., że “nie były towarzyskimi wizytami kolegów, chcących w spokoju uzgodnić kwestię wzajemnych rozliczeń. (…) napastnicy byli brutalni, agresywni i aroganccy. Wzbudzali lęk nie tylko u członków rodziny, ale też wśród pracowników piekarni”.
Sąd wskazuje, że na charakter ataku Dawida i Grzegorza B. wpływ miały wcześniejsze działania prześladowców z Wrocławia. Snuje też rozważania, że gdyby nie stan strachu i wzburzenia, który najeźdźcy wywołali, piekarz i jego syn zupełnie inaczej oceniliby sytuację i po prostu Krzysztofowi G. uciekli.
Z ustaleniem wszystkich okoliczności bójki zarówno prokuratura, jak i Sąd Rejonowy w Złotoryi miały problem, chociaż doszło do niej w miejscu publicznym i pod okiem kamer przemysłowych. Nie udało się odtworzyć monitoringu ze sklepu. Nie znaleziono też świadka, który widziałby całą sekwencję wydarzeń od początku do końca. Bezpośredni uczestnicy zajścia też nie wszystko pamiętają, albo nie o wszystkim chcą mówić.
Sąd nie dał wiary zeznaniom pokrzywdzonych – Krzysztofa G., Michała M. oraz Wojciecha S. – którzy przedstawiają siebie jako ofiary zajścia. W uzasadnieniu wyroku pisze wprost, że skoro tak było, to dlaczego podczas procesu nie chcieli wyjaśnić, po co właściwie przyjeżdżali do Złotoryi i dlaczego tyle razy nachodzili rodzinę piekarza. “W związku ze swoją działalnością muszą się liczyć z odpowiedzialnością karną” – wnioskuje sąd. Niedobrze o wrocławianach świadczy też ich zachowanie po zajściu w centrum ogrodniczym, kiedy zamiast spokojnie czekać z B. na przyjazd Policji, próbowali uciekać i ukrywać się. Dlatego tak trudno uznać, że mieli dobre intencje.
Poharatany siekierami mężczyzna został odratowany przez lekarzy. W wyniku bójki w centrum ogrodniczym doznał m.in. rany rąbanej głowy z uszkodzeniem mózgowia, wstrząsem krwotocznym, ostrą niewydolnością oddechową, porażeniem połowicznym, afazją. Obecnie, według biegłych, ma prawidłowy stopień rozwoju psychofizycznego. Jego tok postrzegania jest wolniejszy, ale nie zaburzony. Podczas złotoryjskiego procesu wspierał prokuraturę jako oskarżyciel posiłkowy. Co do przebiegu zdarzeń w centrum ogrodniczym, zasłania się niepamięcią lub niewiedzą w odniesieniu do faktów, które mogłyby być dla niego niekorzystne.
Jednocześnie tak oskarżyciel publiczny – Prokuratura Rejonowa w Złotoryi – kwestionuje szereg ustaleń złotoryjskiego sądu. W obydwu złożonych w tej sprawie apelacjach przywołano m.in. zeznanie jednego ze świadków, który miał rzekomo słyszeć wypowiedzianą przed atakiem siekierami deklarację Grzegorza B., że “załatwi to definitywnie”. Na tej podstawie oskarżyciele twierdzą, że w centrum doszło nie do panicznej obrony koniecznej, ale do kontrowanego odwetu. Autorzy apelacji zaprzeczają, jakoby 13 maja poza Krzysztofem G. i Michałem M. Wojciechowi S. towarzyszyli jeszcze jacyś inni mężczyźni. Sugerują, że rany Dawida B. nie powstały w wyniku cięcia nożem, ale kiedy chłopak przeciskał się między metalowymi regałami. Podkreślają też, że nie ma żadnego dowodu na to, że Krzysztof G. miał przy sobie pistolet lub atrapę broni palnej. Wątpliwości prawne budzi uznanie za obronę konieczną działania nie będącego bezpośrednią, natychmiastową reakcją na bezprawny zamach. Szczególnie ta ostatnia kwestia może być ciekawa, bo idzie pod prąd dotychczasowemu orzecznictwu. Czy sytuacja, do jakiej doszło 13 maja 2015 roku w Złotoryi, powinna być traktowana jako precedens?
Obie apelacje rozpatrzy wkrótce Sąd Okręgowy w Legnicy.
… CIEKAWA TA POSTAWA ZLOTORYJSKIEJ PROKURATURY….
Ci wszyscy którzy się tym zajmują do czuć z daleka żłopią tam pozniej sie leja takie melinki a słuzcy wszelkie umywaja rece i chulaj dusza teraz na slowackiego kupa tego a zeby wejsc to pukaja taki sekret kod paranoja to panstwo rzezywiscie istnieje tylko teoretycznie
Jedni warci drugich. Uczciwość to nie jest cecha panów B.
Podobnie zresztą jak GG, nic dziwnego zatem, że się tak skumali.
znam te mendy,sciagaja haracze we wrocku ,ale trafila kosa na kamien …
Grzegorz mniej buty i arogancji nie potraisz inaczej przecież można .
Do tych dwóch odważnych inaczej po pierwsze wiem zapewne dużo więcej niż komukolwiek się tu może wydawać, po drugie obiektywna ocena sytuacji to nie jest żadne podlizywanie się, po trzecie to do piętek mi nie dorośliście dopóki nie będziecie mieli odwagi podpisać się pod tym co piszecie,po czwarte nie mam pojęcia o żadnym sponsoringu. Z wyrazami szacunku do odważnych inaczej Grzegorz Galiński
Komentarze GG w tej sprawie wyraźnie pokazują kto z kim trzyma. Sponsoring dalej trwa?
Grzesiu nie podlizuj się mieszkasz daleko stąd nie wiesz o co chodzi a zachowujesz się jakbyś był sądem. Swoją drogą to i jedni i drudzy powinni beknąć zwykły Kowalski bez kasy to pewnie już dawno by udupili masa takich przykładów między innymi w programie PWP tak ten a pewnie dalej robi interesy z tymi kasynami swoją drogą to syf te lokale więc chyba zdawał sobie sprawę w co wchodzi bo widać kto to ma tak jak na Słowackiego są 3 i wszystkie to pukają bo się pozamykali i podobno ktoś to mówił że był tam widziany wspomniany poszkodowany w tym kasynie
Grzegorz trzymaj się. Miejmy nadzieję, że sprawa w Apelacji trafi na “normalnego” Sędziego,a tych niestety jak na lekarstwo. Jednak trzymam kciuki. Pozdrawiam Grzegorz Galiński.