Dobijająca się o pieniądze załoga PKS Lubin jest po referendum strajkowym. Blisko 70 proc. głosujących chce zaostrzenia akcji protestacyjnej. Prezes Kazimierz Ziółkowski ma ostatnią szansę, by zapobiec strajkowi. Związkowcy liczą, że pod tą presją zgodzi się na podwyżkę wynagrodzeń i wypłatę zaległych pieniędzy z funduszu socjalnego. Chyba jednak trafiła kosa na kamień.
Gra toczy się o 20-procentową podwyżkę dla kierowców autobusów i świadczenia z funduszu socjalnego za lata 2013-2014, niewypłacone dotąd ze względu na trudności finansowe. Prezes Kazimierz Ziółkowski twierdzi, że spełnienie postulatów związkowców z NSZZ Kierowców Autobusowych i NSZZ Pracowników PKS zrujnowałoby firmę. Nie dopuszcza myśli, że mogłoby dojść do okupacji obiektów i pojazdów. A jeśli część załogi przerwie pracę, znajdzie kierowców, którzy wyjadą w miasto. Na dłuższą niż kilkugodzinna przerwę w obsłudze miejskiej komunikacji spółka nie może sobie pozwolić, bo pociągnęłoby to za sobą konieczność zapłaty drakońskich kar umownych i szybko doprowadziłoby do upadłości.
Spór zbiorowy w lubińskim PKS-ie trwa już piąty miesiąc.