54 godziny i 5 minut wystarczyło Piotrowi Ziętalowi z Legnicy, by przejechać rowerem 1008 kilometrów ze Świnoujścia do Ustrzyk Górnych, a po drodze coś zjeść i się zdrzemnąć. – Jechało się świetnie, choć pierwsze 100 kilometrów w deszczu – mówi Ziętal.
Dwunasta edycja Ultramartonu Bałtyk – Bieszczady Tour odbyła się w miniony weekend. Wsród 385 rowerzystów, którzy wyruszyli w morderczą trasę ze Świnoujścia do Ustrzyk Górnych, był legnicki listonosz Piotr Ziętal. Jako jeden z dwóch uczestników (obok Zdzisława Kalinowskiego z Choszczna) nie opuścił ani jednej edycji ultramaratonu. Zadanie polegało na przejechaniu dystansu 1008 kilometrów w wybranym czasie 60 lub 70 godzin. Legniczanin znowu zdecydował się na limit 60 godzin – dla adrenaliny.
- Trasa została w tym roku zmieniona. Moim zdaniem na trudniejszą niż w poprzednich edycjach – mówi Piotr Ziętal.
Legniczanin z czasem 54 godziny 5 minut zajął 88. miejsce w klasyfikacji OPEN i 145. miejsce w klasyfikacji generalnej. W porywach osiągał prędkość ponad 60 kilometrów na godzinę. Podczas ultramaratonu spędził na siodełku 40 godzin i 59 minut.
- Jestem wyjechany, ale szczęśliwy – podkreśla. – Nie wiem, dlaczego ludzie podejmują takie wyzwania. Ja po prostu uwielbiam długie dystanse.
Jedną ze zmór ultramaratończyków jest senność. Legniczanin przysnął na sekundę i zorientował się, że zjechał na środek jezdni. Chwilę później znalazł przystanek, na którym mógł się zdrzemnąć.
FOT. PIOTR ZIĘTAL