- Teatr telewizji nie zastąpi spektaklu oglądanego z widowni, koncert w fotelu jest „oszukany”, a obraz ma swoją fakturę, zapach i refleksy światła, które giną na zdjęciu – mówi Justyna Teodorczyk, dyrektorka Galerii Sztuki w Legnicy. Pandemiczną rozmowę na progu kolejnego lockdownu przeprowdził Piotr Kanikowski.
Kaprys losu sprawił, że to Ty – najmłodsza stażem i wiekiem spośród szefów legnickich jednostek kultury – musiałaś pierwsza zareagować na pandemię. Zaraza pojawiła się w Polsce na chwilę przed odpaleniem 41.edycji Festiwalu Srebro. Jak to pamiętasz?
- Gdy stanęłam w marcu przed decyzją, czy robić Srebro, kołatała mi się po głowie myśl: co, jeśli odwołam imprezę, a za miesiąc będzie po pandemii. Wszyscy wieszaliby na mnie psy, że pod byle pretekstem – przez jakieś głupstwo, trzytygodniowy wirusik – zaprzepaściłam taki festiwal.
Nikt nie wiedział, ile ten stan pandemii może potrwać…
- Dziś szokuje, jak wtedy o tym myśleliśmy i ile (nie) wiedzieliśmy o pandemii. Szukałam informacji wszędzie, googlałam zagraniczne raporty, wydzwaniałam nawet do brata, który jest lekarzem we Wrocławiu, aby zapytać go, czy to będą dwa tygodnie, czy dwanaście. Powiedział, że dwa, trzy a nawet cztery tygodnie to na pewno, jak nie dłużej – i mam to zapisane w notatkach z kwietnia. Wszyscy byliśmy w tej samej sytuacji. Prezydent zakomunikował nam, że Legnica zamyka instytucje kultury do końca marca, a ledwie rozeszliśmy się po zebraniu, rozdzwoniły się telefony, że jednak nie, do połowy kwietnia, do świąt. Śmieję się dzisiaj, że kiedy wszyscy chcieli, by było już po koronawirusie, ja bałam się, by pandemia nie skończyła się za szybko i długo nie byłam pewna, czy z odwołaniem Srebra nie popełniłam potężnego błędu. Czas to zweryfikował. Teraz nie śpię po nocach, bo nie wiem, czy w maju 2021 roku dojdzie do skutku kolejna edycja festiwalu. Wbrew pozorom pandemia. a zwłaszcza jej początek, to był dla nas czas bardzo intensywnej pracy. W przypadku Srebra odwołanie międzynarodowej imprezy, nad którą pracowaliśmy naście miesięcy, było bardzo znojne i frustrujące. Wymagało co najmniej tyle samo wysiłku, co dopięcie na ostatni guzik prawie gotowej imprezy.
Po doświadczeniu z Festiwalem Srebro nikt tak jak Ty nie zdaje sobie sprawy ze skali wyzwań, jakie rodzi organizacja międzynarodowej imprezy w okolicznościach pandemii. Chciałbym, abyś opowiedziała o tym z perspektywy swoich doświadczeń z wiosny.
- Pandemia spowodowała kłopoty ze ściągnięciem międzynarodowego jury, które 1 kwietnia miało się zebrać na obrady. Siedemdziesięcioletni profesor z Holandii, który akurat przebywał w Niemczech na targach dizajnu, był gotów stawić się w Legnicy, ale z pozostałą dwójką jurorów sprawa okazała się bardziej skomplikowana. Brytyjka zakomunikowała, że jej z kraju nie wypuszczą. Litwin to samo: pociągi zawieszają, więc pewnie nie dojedzie. Nawet jednak gdyby jury przyjechało, to trudność stanowiło zebranie wszystkich prac. Jako organizatorzy Międzynarodowego Konkursu Sztuki Złotniczej zawsze do końca marca czekaliśmy na spływające z całego świata paczki z biżuterią. A świat się zatrzymał: samoloty przestały latać, poczta przestała dostarczać przesyłki. Oczekiwaliśmy kilkuset prac paruset artystów, w dużej mierze z Azji, gdzie choroba pojawiła się najwcześniej. Kurierzy bali się przynosić przesyłki z tamtych stron. Paczki z Chin przechodziły dziwną kwarantannę, bo obawiano się, że przyleciał z nimi koronawirus. Artyści z Włoch, gdzie ludzie umierali masowo, pisali do nas dramatyczne mejle. Prosili, by dać im jeszcze chwilę, bo muszą się otrząsnąć z tragedii, która ich dotknęła.
Co przeważyło szalę? Co sprawiło, że przestałaś się wahać i 24 marca poinformowałaś o odwołaniu Festiwalu Srebro 2020?
- Wszystko razem. Baliśmy się, że do Legnicy nie dotrą konkursowe prace i realizacja Międzynarodowego Konkursu Sztuki Złotniczej będzie co najmniej kontrowersyjna, że nie uda się zebrać międzynarodowego jury, a konkurs jest najważniejszą częścią Festiwalu Srebro i bez niego cała impreza traci sens. I że nie przyjadą artyści – autorzy zaplanowanych wystaw zbiorowych (z Chin, Holandii, Niemiec, Włoch), że rodzime uczelnie kształcące złotników przejdą na zdalny tryb i nie dopiszą, że zamkną hotele i gdzie zaproszę gości festiwalu… Myśleliśmy też o bezpieczeństwie uczestników, o tym, czy dotrą z wielu krajów, czy będzie bezpiecznie, zwłaszcza że wśród zaproszonych gości były osoby z tzw. grupy ryzyka – profesorowie to na ogół starsi ludzie, nestorzy sztuki.
A Srebro 2021 przygotowujesz tak, jakby miało się odbyć normalnie, „na żywo” a nie jedynie w wersji online?
- W zasadzie tak. Wraz z zespołem zdecydowaliśmy przenieść cały program tegorocznej edycji na przyszły rok, co powoduje, że prace nad festiwalem są już bardzo mocno zaawansowane. Po prostu finalizujemy działania, które zostały zainicjowane dużo wcześniej. Ta energia się nie zmarnowała. Chcemy zrealizować to, co przez pandemię nie udało się wiosną, dodatkowo wzbogacając program festiwalu o bieżące elementy. Na 2021 rok planujemy też kolejny Przegląd Malarstwa Młodych Promocje, który w tym roku obchodzi trzydziestolecie, ale nie odbędzie się. Wystawa „E-mocje”, którą otworzyliśmy 5 listopada i zamknęliśmy po 3 dniach, to alternatywa, nawiązująca do Promocji programowo, ekspozycyjnie i brzmieniowo. Ale na to już było trochę więcej czasu, więc zaplanowaliśmy premierową ekspozycję w 3D, oprowadzanie online, wirtualną debatę i podcasty ze specjalistami, a także stronę internetową, na której już wkrótce to wszystko się zadzieje. Mieliśmy wprawdzie nadzieję na fajny jubileusz i spotkanie w Legnicy wielu pokoleń artystów, ich profesorów, docenienie uczelni. Pandemia zmusiła nas do odroczenia tego święta, ale chcemy je zaakcentować w przyszłym roku.
Ta decyzja też była trudna?
- Łatwiejsza, bo nie podejmowałam jej pod tak silną presją czasu i miałam więcej informacji. Konkursu towarzyszącego każdemu Ogólnopolskiemu Przeglądowi Malarstwa Młodych Promocje nie było, bo nie było w tym roku o czasie obron dyplomów. Obrony zostały przełożone na wrzesień – październik, kiedy my już byliśmy po rekrutacji. W tej sytuacji zdecydowaliśmy się pokazać 70 prac z poprzednich edycji konkursu, które kupowaliśmy do swojej kolekcji. To plus pandemii – wszystkie galerie i muzea pokazują swoje „ukryte skarby”, że użyję tytułu wystawy, na której wrocławskie Muzeum Narodowe wiele lat temu pokazało publiczności dzieła, które od lat gromadzono w magazynach.
Kolejny lockdown sprawił, że legniczanie nie mają już możliwości obejrzenia tej wystawy, nie było też wernisażu. Galeria obiecuje na pocieszenie internetową e-kspozycję, oprowadzanie online, podcasty i debatę w sieci. Jak odnajdujecie się w tym wirtualnym świecie, który pozostał nam jeszcze na czas pandemii?
- Po pierwszych miesiącach pandemii mam taką gorzką refleksję, że może za bardzo uwierzyliśmy, że da się treściami online zastąpić kulturę i sztukę. Otóż nie da się. To jak lizanie cukierka przez papierek. Nic nie zastąpi kontaktu z oryginałem, a internet nie gwarantuje namiastki przeżycia wynikającego z bezpośredniego uczestnictwa w wydarzeniu artystycznym. Nie da się kultury przenieść do sieci „jeden do jednego” i nie taka jest rola instytucji odpowiadających za jej upowszechnianie. Można zrobić online koncert, spektakl lub wernisaż, czyli potraktować je jako wydarzenia stricte muzyczne czy plastyczne, ale te spotkania mają też inne aspekty: społeczny, towarzyski, czasem polityczno-artystyczny. Nie udawajmy, że tak prosto przenieść wszystkie treści do sieci i nie udawajmy, że instytucje kultury można bezproblemowo przestawić na tryb online albo że kontakt z artystą, obrazem, rzeźbą można przeżyć na Zoomie. Pandemia obnażyła słabe punkty. Podobnie jak szkoły, nie byliśmy na nią przygotowani. Jesteśmy niedofinansowani, nie posiadamy sprzętu, nie działamy w tych standardach, nie umiemy filmować, montować, realizować wydarzeń online. Z każdego punktu widzenia – finansowego, organizacyjnego, strukturalnego, merytorycznego – nie byliśmy gotowi do działania w tak dramatycznie zmienionych warunkach. Muszę wrzucić kamyczek do własnego ogródka, bo jako instytucja kultury my też nie zadbaliśmy wcześniej o wypracowanie strategii polityki internetowej, promocji online. Działaliśmy kompulsywnie, próbując lepiej lub gorzej radzić sobie z obcą, trudną dla nas materią. Na szczęście granty w MKiDN pozwoliły nam się dosprzętowić, zespół wdrożył się i teraz galerie 3D czy nagrywanie filmów do sieci nam nie straszne.
Dotknęłaś problemu jakości materiałów, które, pozbawione możliwości normalnego działania instytucje kultury, zaczęły na wyprzódki wrzucać do sieci, by pokazać, że istnieją. Co o tym myślisz?
- W galerii wyznajemy teraz zasadę, że internet jest jak ocean i nie powinno się go zaśmiecać. Musimy utrzymywać relacje i serwować wartościowe treści naszym odbiorcom. Cechą internetu jest to, że pojawiające się w nim treści są nieustannie powielane, mieszane, przekazywane w kolejnych mutacjach. Czasem skusiło nas, by pokazać na przykład wirtualne wycieczki do największych muzeów sztuki, choć zastanawialiśmy się, czy w gąszczu podobnych podniet, ktoś będzie miał czas i siłę, by ulec jeszcze tej jednej. Wszyscy jesteśmy odbiorcami kultury, więc analizowaliśmy problem również z takiej perspektywy. Z jednej strony odurzał nas zachwyt mnogości propozycji, z drugiej dopadało znużenie, zmęczenie, bo ileż można patrzeć w ekran. To nie jest model takiego odbioru kultury, jaki ja kocham. Teatr telewizji nie zastąpi spektaklu oglądanego z widowni, koncert w fotelu jest „oszukany”, a obraz ma swoją fakturę, zapach i refleksy światła, które giną na zdjęciu.
Czy czułkami dyrektora Galerii Sztuki odczuwałaś ssanie po drugiej stronie? Pragnienie mieszkańców Legnicy, żeby przyjść do galerii, wziąć udział w wernisażu? Potrzebę, żeby coś się działo?
- Jak najbardziej, choć oczywiście nie od razu. Te sygnały zaczęły do nas docierać, kiedy minęły pierwsze tygodnie powszechnej niepewności a społeczeństwo trochę się oswoiło z pandemią.
Ludzie zaczęli pukać w szybę galerii?
- Byliśmy mocno obecni w mediach społecznościowych, więc raczej tam odbieraliśmy takie sygnały. Tam się przeniosły relacje. Ale mam wrażenie, ze wszystkim nam bardzo brakowało spotkań. Mówi się, ze powiesić obrazy to nie to samo, co zrobić wystawę. Uświadomiliśmy sobie wyraźnie tą prawdę, kiedy w czerwcu po pierwszym lockdownie nareszcie mogliśmy zaprosić legniczan do obejrzenia obrazów Henryka Cześnika i rysunków satyrycznych Ali Miraee. W salach wisiały obrazy, ale nie było spotkań z artystami, wernisaży, czyli tego elementu, który szczególnie lubimy, wisienki na torcie. Bardzo tego brakowało. Pocieszeniem była frekwencja, bo ludzie łaknęli kontaktu ze sztuką. Myślę, że przestrzeń galerii dawała w tym szczególnym czasie ostoję. Wejście do galerii czy innej instytucji kultury, np. nowoczesnego muzeum, to jest wejście do innego świata. I szansa, aby odłożyć na chwilę codzienne troski, poczuć się komfortowo, pozwolić sobie na moment zawieszenia. Wszyscy baliśmy się tłumu, w sklepie instynktownie trzymaliśmy dystans, baliśmy się iść do kina, do teatru, a tu można było być samemu na sali, sam na sam z obrazem. I to było jak terapeutyczna wizyta. Ludzie tu przychodzili na chwilę, wiedzeni potrzebą znalezienia azylu, troszeczkę się wyciszyć, zamknąć drzwi galerii i cały ten niebezpieczny świat zostawić za sobą.
Dzieci pozbawione możliwości spotykania się w szkole z rówieśnikami dziczeją. Zastanawiam się, czy z odbiorcami kultury nie jest podobnie i czy przez tę przymusową kwarantannę zaniknie nawyk chodzenia na wystawy.
-Mam wielką nadzieję, że tak się nie stało. Niemniej jednak zdajemy sobie sprawę, że musimy wychować sobie odbiorcę. Codziennie nad tym pracujemy. Nasza edukacja kulturowa nakierowana jest głównie na najmłodszych. Na jednej wystawie mamy od 200 do 500 zwiedzających, z czego większość to zorganizowane grupy, szkoły i przedszkola, seniorzy, itp. Na okrągło realizujemy oprowadzenia galeryjne, warsztaty, spotkania dla grup, bo wiemy, że szkoła nie jest w stanie zastąpić tej edukacji. Widzimy w dzieciach nadzieję. Są rodzice, których my już nie zdołalibyśmy nauczyć uczestniczenia w kulturze, ale dzieciaki mogą to zrobić. „Mamo, byłam w galerii, chodź, pokażę ci, jaki obraz oglądaliśmy” – ciągną, i potrafią być bardzo skuteczne, potrafią pokazać starszym świat jakiego tamci nie znają. Dlatego mam nadzieję, że zagrożenie minie i będziemy mogli szybko wrócić, odnowić kontakty z przedszkolami czy szkołami.
Jak pandemia wpłynęła na resztę tegorocznych planów Galerii Sztuki w Legnicy?
- Całkowicie nam je wywróciła. Z dnia na dzień stanęliśmy przed potężnymi dylematami wynikającymi nie tylko z samego lockdownu, ale też z jego finansowych konsekwencji. Między marcem a grudniem mieliśmy zrobić jeszcze 10 wystaw. Zrezygnowaliśmy z nich. Już wspomniałam, że ze szczególnym żalem odwoływaliśmy Festiwal Srebro i Ogólnopolski Przegląd Malarstwa Młodych Promocje, czyli dwa nasze flagowe przedsięwzięcia. Na chwilę przed pandemią na obie imprezy dostaliśmy dotacje z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego; na szczęście ministerstwo zgodziło się, by ze względu na obiektywne trudności zorganizować ich zamienniki, w dużej mierze online. Ale w przypadku innych wystaw musieliśmy po prostu przeprosić artystów, rozwiązać umowy i zapewnić, że powrócimy do nich w najbliższej możliwej przyszłości. Łemkowskie Jeruzalem, które też ma w tym roku jubileusz, odwołało wystawę stacjonarną – będzie tylko wydawnictwo jubileuszowe. Byliśmy umówieni na dużą wystawę z wydziałem rzeźby Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu. Planowaliśmy to z Grzegorzem Niemyjskim jeszcze ponad rok temu, zanim został dziekanem. Pandemia sprawiła, że przesuwamy tę prezentację o rok.
Jak sobie w tej sytuacji radzisz z planowaniem przyszłego roku?
- Zaplanowaliśmy go w wariancie asekuracyjnym. Wystawy przygotowujemy w taki sposób, by w każdej chwili można je było wydłużyć o ewentualny lockdown: miesiąc, dwa lub trzy. Wszystkie będą zobowiązaniami z tegorocznego programu galerii albo działaniami solidarnościowymi polskich BWA, bo skrzyknęliśmy się i chcemy powymieniać właśnie ukrytymi skarbami. Żałuję, ale w tej sytuacji nie miałam szansy na realizację żadnych nowych pomysłów. Mam ich wiele, czekają na lepszy czas.
Zatrzymajmy się na moment przy artystach. To kolejny element tego covidowego domina: samorządy ograniczają finansowanie jednostek kultury, wy wstrzymujecie umowy z artystami, a dla nich to źródło utrzymania, czyli kwestia życia i śmierci.
- Tak jest, o ile udział w wystawie można nazwać źródłem utrzymania. Zwykle artyści na tym, niestety, nie zarabiają, chyba, że prace się sprzedadzą, jak to było np. z Marią Rogala, gdzie zainteresowanie kupców było ogromne. Ograniczenia dotykają nie tylko autorów wystaw, ale też artystów i ludzi sztuki, których zapraszamy do współpracy przy naszych projektach w charakterze instruktorów, jurorów, projektantów, realizatorów, itd. W marcu, kwietniu wszyscy jeszcze byliśmy sparaliżowani. Obie strony odreagowały te kilka obezwładniających tygodni, sygnalizując potężną potrzebę kontaktu. Zwracaliśmy się do lokalnych artystów z terenu Zagłębia Miedziowego, staraliśmy się utrzymywać relacje, wesprzeć; informowaliśmy o programach, pisaliśmy pokrzepiające mejle. Odpisywali, że jest im bardzo trudno, ale domyślają się, że my również znaleźliśmy się w nieszczególnym położeniu. Było wsparcie i zrozumienie. Żal i wzajemna tęsknota.
Co się udało zrobić w tych warunkach?
- Od czerwca zrealizowaliśmy wiele wystaw. Były „Niebezpieczne zabawy” Henryka Cześnika, satyrykonowy pokaz rysunków Miraee, prezentacja malarstwa Marii Rogali na 90-lecie urodzin artystki oraz multimedialne „Videosyntezy” w ramach festiwalu Intermediale. Jak wszyscy, zagłębiliśmy się w swoje magazyny, dzięki czemu wystawa „Akcja -Kolekcja” i „E-mocje” zastąpiły Srebro i Promocje. Dostaliśmy trzy granty. Dzięki ministerialnym środkom po raz pierwszy legnicka Galeria Sztuki zaprezentowała w tak dużej odsłonie kolekcję współczesnej biżuterii, którą gromadzi od 2004 roku. Na wystawie „Akcja – Kolekcja” pod kuratorskim nadzorem prof. Sławomira Fijałkowskiego została pokazana połowa spośród prawie 500 obiektów biżuteryjnych, znajdujących się w naszym posiadaniu. Drugim „ministerialnym” projektem była wspomniana już prezentacja naszej kolekcji młodego malarstwa „E-mocje”. Wzięliśmy udział w programie Bardzo Młoda Kultura, przeprowadzając cały multidyscyplinarny projekt z wystawą we współpracy z legnickimi liceami. Cały sierpień działaliśmy w Otwartej Pracowni Sztuki, gdzie zaangażowaliśmy ośmiu artystów, także spoza Legnicy. W warunkach reżimu sanitarnego – w zmniejszonych grupach, przy zachowaniu dystansu – przewinęła się przez nie prawie setka dzieciaków. Byliśmy na targach w Gdańsku, gdzie promowaliśmy Srebro. Dodatkowo w gdańskiej galerii prezentowaliśmy naszą zeszłoroczną wystawę biżuterii, a na wernisażu zaszczyciły nas m.in. żona i matka Pawła Adamowicza. Jesteśmy też dumni z nowej inicjatywy – pięknych toreb uszytych ze zużytych bannerów, które można kupić w Galerii Sztuki. Powstają trzy nowe strony internetowe dotyczące naszych specjalności. Nie poddaliśmy się. To że coś robimy, trzyma nas przy życiu.
Co chciałabyś powiedzieć na koniec?
- Pocieszyć wszystkich, pozdrowić, wesprzeć ciepłym słowem szczególnie artystów, a także odbiorców kultury. My także cierpimy, tęsknimy za Wami, tracimy motywację i wzdychamy w pustych salach, także miewamy dość. I mam nadzieję, że tak jak każdy z nas marzy o gwarze włoskiej metropolii, portugalskiej plaży czy ciszy norweskiego bezkresu, o tłumie na Pol`and`Rocku czy choćby o kawie we wrocławskim rynku, zamarzy też o wystawie, wernisażu, spektaklu, koncercie, spotkaniu autorskim. I że jak już będzie przepięknie i normalnie, to będziemy to nadrabiać i korzystać z kultury po dwakroć! A na teraz – czytajmy książki i słuchajmy muzyki, inwestujmy w to; tak też wspieramy artystów.
FOT. GALERIA SZTUKI W LEGNICY