W czwartek zarząd KGHM spotka się z szefami central związkowych, by szukać kompromisu w kwestiach płacowych. Propozycja związkowców to wzrost średniej płacy w spółce o 6,4 proc. oraz taka zmiana sposobu naliczania premii rocznej, by podatek od kopalin nie bił już górników po kieszeni. Rozmowy będą trudne, bo przewidując ciężkie czasy zarząd KGHM najchętniej uniknąłby dodatkowych zobowiązań na przyszłość.
Jeśli prezesowi Wirthowi ciężko było przystać na podwyżki w roku 2011, gdy tona miedzi kosztowała 9-10 tys. USD za tonę, to dziś szanse na płacowe porozumienie wydają się bliskie zeru. Sytuacja finansowa spółki jest bowiem nieporównanie trudniejsza. Cena miedzi spadła od tego czasu do 7,3 tys. USD za tonę. Przeczucie recesji jest coraz silniejsze. Firma ma poza tym ogromne potrzeby inwestycyjne i właściciela, który z nowym instrumentem – horrendalnym podatkiem od wydobycia niektórych kopalin – bez opamiętania obdziera ją z zysku. Aby mieć na swoje potrzeby, Polska Miedż po raz pierwszy od lat musi uciekać się do bankowego kredytu, choć na swych prodkutach zarabia miliardy złotych.
Związkowcy pilnują, by załoga nie zbiedniała. Według nich zbiednieje w stosunku do zeszłego roku, jeśli płace nie zostaną podwyższone o poziom inflacji (2,4 proc.) a do układu zbiorowego pracy nie wprowadzi się zabezpieczenia przed skutkami podatku od wydobycia niektórych kopalin. Podatek sprawił, że nagroda z zysku za ubiegły rok jest w KGHM niższa o około jedną pensję. To mniej więcej 4 procent rocznych zarobków, dlatego do wskaźnika inflacji (2,4 proc.) związkowcy każą doliczyć 4 procent.
Centrale związkowe domagają się ponadto informacji o tym, jak wygląda struktura zatrudnienia w firmie: ilu jest pracowników na stanowiskach robotniczych pod ziemią i na powierzchni, ile jest pracowników na stanowiskach nierobotniczych i jak ma się to zmieniać w 2014 roku.
Pod postulatami podpisały się wszystkie centrale związkowe w KGHM.
FOT. KGHM