Według legnickiej policji, nie ma jednoznacznego dowodu, że na osiedlu Sienkiewicza ktoś celowo truje koty i psy . – Dochodzenie zakłada także inne wersje: że zwierzęta były chore lub zjadły przypadkowo trutkę na szczury – mówi mł. asp. Jagoda Ekier z zespołu prasowego komendy. Mieszkańcy komentują, że to bzdura.
3 martwe koty, 1 martwy pies. To przypadki nagłych zgonów zwierząt z osiedla Sienkiewicza oficjalnie zgłoszone legnickiej Komendzie Miejskiej Policji. Tylko ich dotyczy dochodzenie.
- Jesteśmy po sekcji zwłok kotów. Wysłaliśmy materiał do badań toksykologicznych, które być może pozwolą wykluczyć którąś z wersji przyjętych na tym etapie – mówi mł. asp. Jagoda Ekiert.
Rozmawiam z Anetą Zawadą-Welter, która wspólnie z Towarzystwem Opieki nad Zwierzętami rozwieszała na osiedlu ostrzeżenia przed trucicielem. Okazuje się, że policja zna tylko czubek góry lodowej. Aktualnie na liście poszkodowanych jest 11 osób. Niektórzy z nich stracili nie jedno, ale kilka zwierząt. Przyjaciółce Anety Zawady-Welter w ciągu 2 lat otruto siedem kotów.
- Właśnie wiozę na komendę policji pismo w tej sprawie – mówi Aneta Zawada-Welter. Mieszkańcy mają swoje podejrzenia i chcą, by funkcjonariusze je sprawdzili. Zabezpieczyli też do badań podrzuconą na jedną z posesji kanapkę oraz wymiociny psa, który zjadł spreparowaną przez truciciela rybę. Trzy osoby, którym w ten sposób uśmiercono pupila, z własnych pieniędzy zleciły badania toksykologiczne swych zwierząt.
Hipoteza, jakoby koty i psy ginęły przez trutkę na szczury, to – jak twierdzą mieszkańcy osiedla – bzdura. Trutka na szczury uśmierca powoli, przez 2-3 dni, a ich zwierzęta giną nagle w kilkadziesiąt minut po połknięciu znalezionej na spacerze ryby, kanapki, pasztetu. Umierają w męczarniach, bo jakaś tajemnicza substancja natychmiast atakuje centralny układ nerwowy i powoduje wiotczenie mięśni. Lekarze weterynarii, u których ludzie szukali pomocy, potwierdzają, że są bezsilni wobec tak szybko działającej toksyny.
Z tego samego powodu błędne jest policyjne założenie, że zwierzęta były chore.
- Nafaszerowane trucizną przysmaki są podrzucane za ogrodzenia prywatnych posesji, ale można się na nie natknąć także w miejscach ogólnodostępnych – mówi Aneta Zawada-Welter. – To zagrożenie dla dzieci. Jeśli ważący 30 kilogramów labrador schodzi w ciągu 30 minut po zjedzeniu “przysmaku” i nie można go uratować, to co będzie z o połowę mniejszym malcem jeśli zaciekawi go podobne znalezisko? Uważam, że najgorszą rzeczą, jaką może zrobić policja, jest zlekceważenie tej sprawy.
FOT. PIXABAY.COM/ MIKTIMA
Mój pies który został otruty nie był ani chory ani nie miał gdzie zjeść owa trutkę na szczury bo jedynie przebywał na mojej posesji… Dla niektórych przecież to tylko zwierzęta a dla nas najwspanialsi wieloletni przyjaciele i tak tej sprawy nie zostawimy !!!
Ps. Ciekawe jak zaczyną się włamania na oś. Sienkiewicza to policja zrzuci to na przypadek…