Trzy lata bezwzględnego pozbawienia wolności dla Nikolae L., po półtora roku w zawieszeniu na trzy lata dla jego żony i brata. Sąd Okręgowy wydał dziś wyrok w procesie ścinawskiej rodziny oskarżonej o handel ludźmi. Nikolae, Ioan i Kamila L. werbowali w Rumunii biedaków, przewozili do Polski i wykorzystywali do wielogodzinnej pracy na bazarach.
Sąd orzekł ponadto przepadek dwóch busów wykorzystywanych do transportu zwerbowanych pracowników. Ioan i Kamila muszą zapłacić 9 tys zł grzywny. Zobowiazał skazanych do naprawienia szkody i wypłacenia wszystkim poszkodowanym Rumunom po 4 tysiące złotych (łącznie: 112 tys. zł). Poza zarzutem handlu ludźmi, sąd potwierdził, że Nikolae L. łamał prawa pracownicze , zmuszając swe ofiary do pracy w godzinach nadliczbowych i nie zgłaszając ich do ubezpieczenia społecznego.
Sprawa ma charakter precedsowy, bo akt oskarżenia opiera się o nową kodeksową definicję zbrodni handlu ludźmi. Od 2010 roku rozumie się przez nią werbowanie, transport, przekazywanie, przechowywanie lub przyjmowanie osoby w celu jej wykorzystania z zastosowaniem groźby lub użyciem siły bądź innych form przymusu. Wcześniej ściganie zbrodni handlu ludźmi było zorientowane na nadużycia seksualne. Z przypadkami handlu ludźmi w celu pracy przymusowej spotykano się przy okazji doniesień o obozach pracy dla Polaków za granicą. Sytuacja, w której za granicą werbuje się ludzi do pracy w Polsce, jest nowa i niespotykana. A tak właśnie działo się tym razem.
Oskarżeni to 37-letni Rumun Nikolae L., jego 7 lat młodsza żona Kamila L. (Polka) oraz brat 32-letni Ioan L. w rodzinnej wiosce braci L. zwerbowali 28 biedaków, których następnie przetransportowali do Polski, zakweterowali w Ścinawie i przymuszali do pracy na targowiskach, zabrawszy im uprzednio dokumenty i telefony komórkowe. Wśród pokrzywdzonych są małoletni. Za pracę od 9 do 18 godzin na dobę przybysze dostawali równowartość 60-250 euro miesięcznie. Zapłata najczęściej była realizowana z góry, a pieniądze niejedokrotnie wypłacane bliskim biedaków podczas werbunku, więc na ofiarach ciążył dług, który musieli odpracować. Zdaniem sądu, nie znając języka, będąc pozbawionymi dokumentów, z długiem do odpracowania, inwigilowani, pozbawieni możliwości swobodnego poruszania się – znaleźli się w stanie bezradności. W porównaniu ze standardami współczesnego świata nie do zaakceptowania były również warunki w jakich ich zakwaterowano w Ścinawie. Musieli mieszkać w kilkuosobowych pokojach, spać po 2 osoby w jednym łóżku. To, według sądu, urągało ich godności.
- Stan faktyczny nie budzi wątpliwości – mówi sędzia Bartłomiej Treter. – Mimo tego sąd jest przekonany, że ze względu na precedensowy charakter, sprawa nie zakończy się na tym etapie.