Przed Sądem Okręgowym w Legnicy zaczął się proces 34-letniego Tomasza P., który w grudniu 2012 roku w biurze na ul. Złotoryjskiej rzucił się z siekierą na swoją byłą partnerkę. Kobieta – cudem odratowana po kilku ciosach w głowę i ręce – ze względu na pobyt w szpitalu nie mogła stawić się na rozprawę. Tomasz P. zaprzecza, że chciał jej śmierci.
Oskarżony pochodzi z Bytomia. Ma 34 lata, wyższe wykształcenie i zarejestrowaną działalność gospodarczą, która przed aresztowaniem przynosiła mu miesięcznie od 10 do 50 tys. zł dochodu. Na rozprawie siedział między policjantami, skuty kajdankami.
Masakra, jaką urządził 3 grudnia 2012 roku w biurze na ul. Złotoryjskiej w Legnicy, dowiodła, że potrafi być nieobliczalny i uzasadnia szczególne środki ostrożności. Wtedy miał w plecaku pałkę, gaz i inne przedmioty mogące służyć do torturowania człowieka. Zdołał użyć jednak tylko siekiery. Zadał nią Jolancie J. kilka ciosów w głowę i ręce, którymi próbowała się zasłaniać. Spłoszony przez wychodzące z windy pracownice, uciekł, zostawiając ofiarę w kałuży krwi, z ostrzem wbitym w czaszkę. Rana rąbana głowy ze złamaniem kości mózgoczaszki i uszkodzeniem mózgowia, intensywny krwotok zewnętrzny skutkujący wstrząsem krwotocznym, niedowidzenie połowicze, rany rąbane przedramienia lewego oraz obu rąk z uszkodzeniem kości, mięśni i ścięgien – to tylko część skutków ataku. Kobieta przeżyła dzięki lekarzom.
Tomasz P. kochał ją podobno. Nie chciał pogodzić się z tym, że od niego uciekła. Według prokuratury, wielokrotnie wcześniej szantażował ją, zastraszał, groził śmiercią, przykładał nóż do brzucha lub szyi, by go nie zostawiała. Miał też do niej dzwonić z groźbami z aresztu, do którego trafił za malwersacje finansowe.
Usiłowanie zabójstwa to główny zarzut w legnickim procesie. W akcie oskarżenia są jeszcze trzy: nielegalne posiadanie broni (dwa pistolety marki MAG 98 i Walther kal. 9 mm wraz z amunicją), posiadanie sfałszowanych dokumentów i wielomiesięczne zastraszanie Jolanty J. Tomasz P. przyznaje się tylko do lewych papierów. Dziś w sądzie opowiadał, że wydrukował je sobie z ciekawości u kolegi z Rybnika, ale nigdy nie zamierzał użyć.
- Miały niską jakość – twierdzi Tomasz P.
Zaprzecza, jakoby zastraszał i szantażował Jolantę J. W okresie, w którym według prokuratury miało dochodzić do nękania, wielokrotnie wyjeżdżali razem na długie weekendy do hoteli SPA w całej Polsce. Robili sobie wspólne zagraniczne wycieczki do Egiptu, Turcji, Tunezji, Grecji, Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Jako dowód swej niewinności Tomasz P. przedstawił sądowi dokumenty z hoteli, gdzie nocowali. Na rozprawę zabrał też pisma dyrektorów aresztów, gdzie przez 14 miesięcy przebywał.
- Zaświadczają one, że nie jest możliwe, abym ja lub ktoś inny wykonywał zza krat telefony z groźbami – mówi Tomasz P. – Pokrzywdzona starała się w tym czasie o widzenia ze mną. Czy tak się zachowuje osoba zastraszana?
Sąd odrzucił wniosek obrony o powołanie biegłych z zakresu fizyki i patologii. Nie zgodził się też na wyłączenie jawności rozprawy, choć nie wykluczył, że w przyszłości skorzysta z takiej możliwości, jeśli sytuacja będzie tego wymagać.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI