Mimo zaangażowania pracowników Kolei Dolnośląskich i Fundacji FOPIT GOBI nie udało się uratować kilkutygodniowego liska, który w zastawionych przez kłusowników wnykach stracił nogę i ogon. Wycieńczone, głodne zwierzę przyszło wczoraj do hali serwisowej KD w Miłkowicach napić się wody z kałuży, a potem położyło się w skrzynce. Instynktownie szukało pomocy u dobrych ludzi.
Pracownicy Kolei Dolnośląskich od kilku dni obserwowali liska, który kręcił się w rejonie hali serwisowej. Podjadał jedzenie Kolzama, starego kocura, którym opiekują się od kilku lat. Wczoraj, gdy po raz pierwszy dał się im obejrzeć z bliska, zobaczyli, że ma uciętą rękę i urwany ogon.
Zdaniem przyrodnika Krzysztofa Strynkowskiego, który w Fundacji FOPIT GOBI pomaga dzikim zwierzętom, lisie szczenię padło ofiarą kłusowników.
- Takie rany świadczą, że lisek najprawdopodobniej natknął się w lesie sidła zwane żelazkiem. To rodzaj szczęk które gwałtownie zaciskają się na nodze zwierzęcia – mówi Strynkowski. – Młode kości nie wytrzymały mocnego uderzenia. Ranny lisek musiał błąkać się od kilku dni po lesie, bo kłębiło się wokół niego stado much. Larwy opanowały gnijącą ranę.
Zwierzęciu musiało też mocno doskwierać pragnienie. Wczoraj pił wodę z kałuży na środku hali, nie przejmując się już obecnością człowieka. Ułożył się w skrzynce.
- Pilnie potrzebował pomocy – opowiada Katarzyna Odorowska z Kolei Dolnośląskich. Z pomocą Lilii Sadowskiej, dziennikarski portalu Lca, odnalazła Krzysztofa Strynkowskiego. Jego Fundacja FOPIT GOBI z Raczkowej ratuje po 130 zwierząt miesięcznie.
- Akurat nie mieliśmy samochodu pod ręką. Ludzie z Kolei Dolnośląskich przysłali po nas własny transport – opowiada Krzysztof Strynkowski.
Lis sam podszedł do jego wyciągniętej ręki. Dał się wziąć na ręce.
- To nie był dobry znak – mówi Strynkowski. Pamięta dziką sarnę, która kiedyś sama do niego podeszła, pozwoliła przemyć ranę wodą utlenioną i oddaliła się do lasu. W sytuacji zagrożenia zdarza się, że dzikie zwierzęta ciągną w pobliże człowieka, wchodzą do ogródków, kładą się przy płotach.
Ale w tym przypadku Krzysztof Strynkowski był pełen złych przeczuć. Rana po “żelazku’ mocno cuchnęła i nie wyglądała dobrze. W fundacji została oczyszczona z larw i zaopatrzona. Mimo pomocy, dziś rano lisek zmarł.
- Po kunie, to w tym miesiącu druga ofiara kłusowników, która potrzebowała pomocy – mówi Krzysztof Strynkowski.
Ta historia pokazuje, że obok drani zastawiających wnyki, są dobrzy ludzie, tacy jak pan Grzegorz i pan Ryszard z Kolei Dolnośląskich. Jak Katarzyna Odorowska. Krzysztof Strynkowski mówi, że w Fundacji FOPIT GOBI przekonują się o tym codziennie. Pamięta, jak mocno wzruszyła go pani z Lublina, która była gotowa przejechać kilkaset kilometrów do Raczkowej z potrzebującym pomocy lisem, bo nie znalazła bliżej podobnego ośrodka.
Strona FOPIT GOBI na Facebooku – na wszelki wypadek: https://www.facebook.com/FOPiT-GOBI-259786664101047/
FOT. KOLEJE DOLNOŚLĄSKIE, FOPIT GOBI