Prokuratura Rejonowa w Legnicy umorzyła postępowanie przeciwko właścicielce lokalu gastronomicznego przy ul. Gwiezdnej, gdzie rok temu doszło do wybuchu butli z gazem. Zarzut sprowadzenia zdarzenia zagrażającego życiu wielu osób usłyszał za to kucharz, który omal nie spłonął żywcem podczas pracy przy nielegalnie wstawionych przez Karolinę R. butlach. – Jarek tak jak my jest ofiarą – bronią go uratowane z pożaru koleżanki.
Zgodnie z kodeksem karnym, za nieumyślne sprowadzenie zagrożenia dla życia lub zdrowia wielu osób albo mienia w wielkich rozmiarach Jarosławowi D. grozi od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności. Mężczyzna nie przyznaje się do winy. Do końca życia będzie nosił pamiątkę po pracy u Karoliny R. Około 20 proc. jego skóry zajmują blizny po oparzeniach, jakie odniósł 7 września 2017 roku. Gorsze są pewnie rany w psychice, choć ich nie widać gołym okiem.
W firmie Karoliny R. Jarek pracował jako kucharz. Przy ul. Gwiezdnej z pomocą trzech kobiet przygotowywał posiłki dietetyczne, które potem rozwożono do klientów po całej Legnicy. Bizneswomen miała pozwolenie tylko na kuchenki elektryczne. Były drogie i nieefektywne, więc kilka miesięcy przed wybuchem samowolnie, wbrew prawu, zastąpiła je palnikami zasilanymi gazem z propan-butanem. Stosowała butle z gazem w budynku, w którym przepisy tego zabraniały. Jak wykazało postępowanie w prokuraturze, właścicielka firmy nie przeszkoliła załogi pod kątem BHP i bezpiecznego obchodzenia się z gazem. Nie zadbała również, aby wymiany pustej butli na pełną dokonywał pracownik z odpowiednimi uprawnieniami. Wiedziała, że zajmują się tym jej pracownicy i godziła się na to.
7 września 2017 roku pod jedna z kuchenek skończył się gaz. Kucharz odłączył pustą butlę, przyniósł z zaplecza pełną i podłączył, ale gaz nie popłynął. Zawór nie drgnął ani w jedną, ani w drugą stronę, i palniki w kuchence nie działały. Jarek przyniósł więc z zaplecza drugą butlę. Gdy odkręcił przewód od pierwszej, przez jej niesprawny zawór zaczął ulatniać się z dużą mocą gaz. Mężczyzna próbował na powrót podłączyć do butli przewód kuchenki. Gaz wyciekał, a obok paliła się druga jednopalnikowa kuchenka, o której wszyscy w panice zapomnieli. Doszło do pierwszej eksplozji i pożaru. Potem ulatniający się z butli gaz wybuchał jeszcze dwa razy. Dalii jako jedynej udało się uciec na zewnątrz, bo Jarek osłonił ją swoim ciałem i przyjął na siebie impet wybuchu. Kobieta widziała , jak kucharz się pali. Wspólnymi siłami udało im się zrobić dziurę w szybie, dzięki czemu Jarek wydostał się na zewnątrz. Potem razem próbowali ratować schowane na zapleczu koleżanki, Anię i Anitę, którym ogień odciął drogę ucieczki. Dalia weszła do płonącego lokalu z gaśnicą, a Jarek, nie zważając na płaty spalonej skóry zwisające z jego rąk, próbował kopniakami rozwalić cienką ściankę działową. Myślał, że Ania i Anita mogłyby wydostać się przez nią na zewnątrz, ale Dalii udało się szybciej ugasić płomienie i wyprowadzić koleżanki z pułapki.
Prokuratura Rejonowa w Legnicy prowadziła postępowanie w sprawie wybuchu gazu przy ul. Gwiezdnej. Postępowanie potwierdziło, że Karolina R. wielokrotnie złamała przepisy BHP. Ale prokurator Tomasz Pisarski uznał, że nie naraziła w ten sposób Jarka, Dalii, Anny i Anity na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia oraz nie przyczyniła się do obrażeń, których doznał kucharz. Podobną decyzje prokurator Pisarski podjął w kwietniu, ale wtedy jego postanowienie zostało zaskarżone przez pełnomocnika poszkodowanych pracowników Karoliny R., uchylone i zwrócone prokuraturze celem uzupełnienia akt.
Obecnie sytuacja jest bardziej skomplikowana, bo z chwilą postawienia Jarosławowi D. zarzutów, mężczyzna zostaje bez obrońcy. Adwokat, który “pro bono” (dla publicznego dobra, nieodpłatnie) reprezentował czworo poszkodowanych z ul. Gwiezdnej, nie może mu już pomagać bez wchodzenia w konflikt interesów. Pilnie potrzebna pomoc prawna dla poparzonego kucharza.
FOT. PAŃSTWOWA STRAŻ POŻARNA W LEGNICY