Proces mecenasa Zbigniewa K., oskarżonego przez legnicką prokuraturę o przywłaszczenie pieniędzy klientów, obfituje w zaskakujące sytuacje. Dzisiaj obrońca Zbigniewa K. poinformował sąd, że… nie wie, czy aktualnie może pracować jako adwokat, bo nie opłacił składek. Oskarżony nie wyraził zgody na prowadzenie czynności bez udziału swego pełnomocnika z wyboru i sprawa spadła z wokandy. Kolejny raz.
Obrońcą Zbigniewa K. z wyboru jest mecenas Jarosław S. z Wrocławia. Zażądał, byśmy nie ujawniali jego danych osobowych, więc będziemy posługiwać się samym imieniem i inicjałem nazwiska, choć – podkreślmy to wyraźnie – w odróżnieniu od swego klienta Jarosław S. nie jest o nic oskarżony. Z tego samego powodu zapikslowaliśmy mu twarz na zdjęciu z procesu.
Mecenas Jarosław S. stawił się dzisiaj na rozprawie przed Sądem Okręgowym w Legnicy. Ale uprzedził: nie wie, czy może w niej brać udział jako pełnomocnik Zbigniewa K., bo 6 maja odebrał pismo, że za niezapłacone w terminie składki został zawieszony przez Okręgową Radę Adwokacką we Wrocławiu. Zaległość została uregulowania, jednak Jarosław S. nie dostał żadnego pisma o przywróceniu go do zawodu. Stąd kłopot. Sąd ogłosił przerwę, podczas której potwierdził, że jest uchwała o zawieszeniu Jarosława S. Jaki jest obecny status zawodowy mecenasa, nie udało się nikomu ustalić. Oskarżony Zbigniew K. nie wyraził zgody na kontynuowanie rozprawy bez swego obrońcy z wyboru. U boku miał wprawdzie wyznaczoną przez sąd do tej sprawy w grudniu obrończynię z urzędu, mecenas Beatę Matysek, ale pani mecenas poinformowała, że źle się czuje. Sędziemu Andrzejowi Szliwie nie pozostało w tej sytuacji nic innego, jak zaprosić wszystkich na następny termin, w czerwcu.
Zachowanie lub wyjątkowy niefart mecenasa Jarosław S. spowodowały, że proces Zbigniewa K., Elżbiety W. oraz Doroty Ś. toczy się w sposób przewlekły. Mecenas Jarosław S. przez wiele miesięcy nie pojawiał się w sądzie na rozprawach swojego klienta, bo: pojechał odwieźć córkę do sanatorium (4.09.2018), wracając z sanatorium miał kolizję samochodową (5.09.2018), po kolizji doznał zatoru płucnego, trafił do szpitala (23.10.2018) i przebywał na zwolnieniu lekarskim. Utrzymywał, że nie był prawidłowo informowany o terminach spraw, choć w aktach znalazły się podpisane przez niego pokwitowania zawiadomień z sądu. Tak minęło 8 miesięcy od odczytania aktu oskarżenia, nim 10 kwietnia 2019 r. mecenas Jarosław S. przyjechał w końcu do Legnicy na rozprawę. Na dzień dobry złożył wniosek o powtórzenie czynności, które sąd – dzięki swej determinacji – zdołał przeprowadzić podczas jego ośmiomiesięcznej nieobecności, tzn. o powtórzenie wielogodzinnych wyjaśnień Elżbiety W., współoskarżonej ze Zbigniewem K. dyrektor ds. administracyjno-księgowych w kancelarii K. Sędzia Andrzej Szliwa zadeklarował, że gdy Zbigniew K. i Dorota Ś. złożą swoje wyjaśnienia, sięgnie do akt, odczyta mecenasowi Jarosławowi S, co mówiła Elżbieta W. i pozwoli mu na zadawanie oskarżonej pytań. Trudno przewidzieć, kiedy to nastąpi. Na pewno nieprędko – na razie ani Zbigniew K., ani trzecia z oskarżonych Dorota Ś., nie mieli okazji złożyć swoich wyjaśnień, bo od września sąd nie może zakończyć słuchania Elżbiety W. Rozpoczęty we wrześniu 2018 r. proces albo stoi w miejscu, albo posuwa się do przodu w żółwim tempie.
Prokuratura Okręgowa w Legnicy zarzuca Zbigniewowi K. popełnienie piętnastu przestępstw, dyrektor Elżbiecie W. – trzynastu przestępstw, księgowej Dorocie Ś – jednego. Według ustaleń ze śledztwa w latach 2003-2006 i 2009-2016 przywłaszczyli sobie 1,8 mln zł na szkodę 183 osób. To głównie pieniądze klientów, którzy powierzyli kancelarii prowadzenie spraw o odszkodowania za wypadki komunikacyjne itp. Zbigniew K. i Elżbieta W. są również oskarżeni o przywłaszczenie sobie co najmniej 415 tys. zł, należnych agentom współpracującym z ich kancelarią jako honorarium za pozyskanych klientów. Zbigniew K. prowadził jedną z największych kancelarii prawniczych w Legnicy. W czasach swej świetności zatrudniała stu prawników. Poza Legnicą miała oddziały we Wrocławiu, Gdańsku, Kamiennej Górze oraz niemieckim Essen.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI
czyli nic nowego u naszych bohaterów