Zdecydowali się na ślub mimo, że czasy nie sprzyjają ceremoniom. Dwie pary młode stanęły w sobotę przed burmistrzem Polkowic w Urzędzie Stanu Cywilnego, by powiedzieć sobie „tak”. Przysięgę małżeńską wypowiadali w… maseczkach ochronnych.
Pandemia koronawirusa zachwiała posadami znanego nam dotąd świata i porządku nim rządzącego. Ograniczyła swobodę poruszania się, podróżowania, zgromadzeń czy robienia zwykłych zakupów. Ale największą przykrość przepisy pandemiczne sprawiły nowożeńcom, którzy nie mogą tak swobodnie jak kiedyś, celebrować i fetować swojego szczęścia.
Mimo to wielu z nich decyduje się na ślub pomimo świadomości, że pierwszy małżeński pocałunek odbędzie się w maseczkach, a rodzice i najbliżsi nie będą mogli być naocznymi świadkami tej najważniejszej ceremonii. Tak było dziś w polkowickim USC.
Agnieszka i Sebastian Mielke byli pierwszą z dwóch par, które w Urzędzie Stanu Cywilnego stanęły w sobotę przed burmistrzem Polkowic. Burmistrz udzielił im ślubu.
Ona jest z Polkowic, on z Gdyni. Aby złożyć przysięgę małżeńską pokonali wspólnie ponad 500 kilometrów! Bo ślub, zgodnie z wcześniej podjętą decyzją, miał być w Polkowicach – miejscowości, z której pochodzi panna młoda. Nie przełożyli daty ślubu ze względu na epidemię. „Była taka możliwość, a dodatkowo urząd miasta bardzo nam pomógł, więc nie było takiej potrzeby”, mówią małżonkowie.
– Czekałam na ten dzień. Cieszę się, że już ten moment mam za sobą, bo oboje bardzo się stresowaliśmy – zdradziła po ślubie pani Agnieszka. – Widziałem, że moja małżonka wzruszyła się przy słowach przysięgi – dodawał jej mąż, pan Sebastian. Oboje żałowali, że w uroczystości nie mogli uczestniczyć ich najbliżsi, w szczególności rodzice.
– To dość przykre, ale staraliśmy się jakoś to sobie zrekompensować. Zrobiliśmy w sieci relację na żywo z naszego ślubu, dlatego rodzina mogła ją obejrzeć na swoich telefonach, stojąc w podcieniach na polkowickim rynku. Jest, jak jest. Trzeba się było po prostu dostosować do obostrzeń, jakie wszędzie panują. Ale i tak może być fajnie – uważa pan Sebastian.
Z kolei Anita Rekis-Pikor i Karol Pikor, druga z par, która w sobotę uroczyście złożyła śluby przed burmistrzem Polkowic, poznali się na wycieczce do Wielkiej Brytanii. Od tego pierwszego spotkania minęło już sześć lat! Mimo tak długiej znajomości, emocje towarzyszące obu małżonkom podczas ceremonii ślubnej były bardzo duże.
– Muszę ochłonąć po tym wszystkim – mówił przejęty pan młody. – Bałam się, ze się rozkleimy, ale jakoś daliśmy radę – dodaje z uśmiechem panna młoda. Ślub planowali od dawna. Nie przewidzieli pandemii koronawirusa. To spowodowało, że przełożyli pierwotną datę ślubu.
– Do wyboru sukni i garnituru doszedł jeszcze wybór maseczek! – śmieją się nowożeńcy. Oboje przyznają, ze ślub w czasach epidemii generuje dużo większy stres.
– Z wieli rzeczy trzeba było zrezygnować, wiele innych wziąć pod uwagę. Największa strata to brak naszych rodziców podczas ceremonii. Z drugiej strony, taki ślub w czasie epidemii na pewno pamięta się dłużej – uważa Karol Pikor.
Obu parom życzenia złożył burmistrz Polkowic Łukasz Puźniecki. Powinszowania były tym bardziej serdeczne, że – jak podkreślał burmistrz – miłość łącząca obie pary była tak silna, że państwo młodzi nie bali się powiedzieć sobie „tak” w czasach epidemii.
– Dla nas wszystkich jest to wspaniała wskazówka, że te trudne czasy kiedyś w końcu miną, a miłość zwycięży wszystko – powiedział po ceremonii Łukasz Puźniecki.
Źródło: Urząd Miasta w Polkowicach
FOT. URZĄD MIASTA W POLKOWICACH