Czterdziestopięciolatek, który w niedzielę topił się na kąpielisku w Rokitkach, zawdzięcza życie sierżantowi sztabowemu Jackowi Taradajczykowi z Komendy Miejskiej Policji w Legnicy. Policjant bez wahania rzucił się na ratunek i wyciągnął idącego na dno mężczyznę.
Jacek Taradajczyk lubi Rokitki. W niedzielę wybrał się tam z żoną Anetą odpocząć od upału. Zaalarmował ich krzyk jakieś kobiety, która wzywając ratunku wbiegła do wody. Tonął jej maż.
Choć na plaży i w wodzie było tłoczno od ludzi, tylko policjant i jego żona ruszyli na pomoc.
- Jeszcze zanim ręce tonącego zniknęły w jeziorze, wskoczyłem do wody. Zanurkowałem – opowiada Jacek Taradajczyk. -Pod wodą widziałem, jak mężczyzna bezwładnie opada na dno. Nie dawał znaków życia. Chwyciłem go za pas i wyciągnąłem na powierzchnię, ale brakowało mi już sił, żeby doprowadzić go do brzegu. Pomogła mi żona i dwóch panów.
Po wyciągnięciu na brzeg czterdziestopięciolatek, oddany pod opiekę żony i córki, szybko odzyskał przytomność. Odeszli zanim pan Jacek zdążył z nim porozmawiać.
W miejscu, w którym tonął, gwałtownie zaczyna się głębia. Dla ludzi, którzy nie potrafią pływać, to śmiertelnie niebezpieczna pułapka. Bez pomocy innych, mężczyzna pewnie utonąłby jak dwudziestolatka na tzw. żwirowni dzień wcześniej.
Jacek Taradajczyk ma 38 lat. Od piętnastu lat służy w Policji. Pracuje w referacie interwencyjnym Wydziału Prewencji KMP w Legnicy. Na co dzień musi czasem ryzykować życiem – zdarzyło mu się na przykład wyciągać ludzi z płonącego budynku – ale tej niedzieli w Rokitkach w ogóle nie myślał o ryzyku. Mówi, że zareagował odruchowo. Człowiek był przecież w niebezpieczeństwie.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI