Mecenas Zbigniew K., oskarżony wraz z dwoma współpracownicami o przywłaszczenie ponad 1,8 mln zł na szkodę 163 osób, nie zgadza się na kontynuowanie rozpraw bez udziału jego obrońcy. A obrońca mecenasa od niemal 3 miesięcy nie przychodzi na wyznaczone terminy. Sędzia Andrzej Szliwa robi co może, by proces ruszył z miejsca, ale przyznaje: – Sąd ma związane ręce, i to mocno, jak kajdankami.
Sprawa jest bardzo bulwersująca, bo według ustaleń legnickiej Prokuratury Okręgowej do przywłaszczania cudzych pieniędzy, wyłudzeń, fałszowania dokumentów dochodziło w kancelarii prawnej. Ławę oskarżonych zajmują adwokat Zbigniew K., dyrektor do spraw ekonomiczno-finansowych kancelarii Elżbieta W. oraz księgowa Dorota Ś. Poszkodowani tworzą dwie grupy. Jedna to klienci, którzy powierzyli kancelarii swoje sprawy. Druga to jej współpracownicy.
Prokuratura zarzuca mecenasowi Zbigniewowi K. popełnienie piętnastu przestępstw, Elżbiecie W. – trzynastu przestępstw, Dorocie Ś – jednego. Według ustaleń ze śledztwa w latach 2003-2006 i 2009-2016 stosując różne sposoby (m.in. proste przejmowanie wywalczonych w sądach pieniędzy klientów, dzielenie wierzytelności na kawałki, cesje podzielonych długów i dochodzenie zwrotu sztucznie powiększonych w ten sposób kosztów zastępstwa procesowego, etc.) “w białych rękawiczkach” naciągnęli 183 osoby na ponad 1,8 mln zł. Oskarżeni nie przyznają się do zarzutów. Twierdzą, że są niewinni.
W dużej mierze dzięki determinacji sędziego Andrzeja Szliwy, we wrześniu doszło do odczytania aktu oskarżenia i wysłuchania obszernych, kilkugodzinnych wyjaśnień Elżbiety W. Elżbieta W. miała kontynuować składanie wyjaśnień na rozprawie w październiku, ale Zbigniew K. się na to nie zgodził ze względu na nieobecność swego adwokata. Z tego samego powodu sąd nie mógł kontynuować czynności dzisiaj.
Obrońca Zbigniewa K. od początku procesu nie pojawił się w sądzie ani nie przysłał w swoim zastępstwie substytuta, jak w podobnych przypadkach czynią to inni adwokaci. Na pierwszą rozprawę nie przyszedł, bo pojechał odwieźć córkę do sanatorium. Na drugim i trzecim wyznaczonym terminie nie było go, gdyż w drodze z sanatorium miał wypadek samochodowy. Czwarty, piąty, szósty i siódmy termin przepadły ze względu na zły stan zdrowia adwokata, m.in zator płucny, zabieg i pobyt w szpitalu. Z zaświadczenia wystawionego przez lekarza sądowego wynika, że obrońca mecenasa Zbigniewa K. nie będzie mógł stawić się w sądzie co najmniej do 17 grudnia. To kompletnie rozkłada proces. Wobec stanowiska oskarżonego, który nie zgadza się na prowadzenie czynności bez obecności swego obrońcy, sądowi pozostało praktycznie odraczanie rozpraw i liczenie, że mecenas kiedyś wyzdrowieje.
Prawo oskarżonego do obrony jest święte, dlatego sędzia Andrzej Szliwa mówił dziś, że ma ręce związane jak kajdankami. Robi co może. Nie uchylił wyznaczonego na przyszły wtorek terminu i zobowiązał obrońcę Zbigniewa K., aby wyznaczył na czas swojej nieobecności zastępcę. – Jeśli obrońca nie będzie w stanie wykonać tych czynności, sądowi nie pozostanie nic innego niż wyznaczenie dla Zbigniewa K. obrońcy z urzędu – zapowiada sędzia Andrzej Szliwa.
Oskarżony Zbigniew K. na sali sądowej po raz kolejny w tym procesie wyraził zaskoczenie przeszkodami, które nie pozwoliły stawić się jego obrońcy. Poinformował, że od początku procesu nie miał okazji spotkać się ze swoim pełnomocnikiem (“jest na lekach uspokajających, ciągle śpi”). Zadeklarował, że wybierze się do Wrocławia, aby z nim porozmawiać. Jeśli brać jego deklaracje za dobrą monetę, zależy mu na szybkim zakończeniu procesu i oczyszczeniu się z zarzutów.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI
Drukuj
Email
