Prokurator zamierza obarczyć wyłączną winą za wybuch gazu w lokalu przy ul. Gwiezdnej kucharza, który wymieniał butlę z propan-butanem i odniósł najcięższe obrażenia? Właścicielka firmy, która łamiąc przepisy, kazała ludziom używać gazu, uniknie odpowiedzialności? Tak poszkodowani odbierają sygnały z legnickiej prokuratury.
We wrześniu 2017 roku podczas wymiany butli w lokalu gastronomicznym For-Fit doszło do wybuchu gazu i pożaru, w którym omal nie zginęli jego pracownicy. Kucharz doznał oparzeń drugiego i trzeciego stopnia. Młoda kobieta, która go ratowała, do dziś ma niesprawną rękę. U dwóch innych, którym ogień odciął drogę ucieczki, lekarze m.in. stwierdzili uszkodzenie słuchu. Z ustaleń Państwowej Inspekcji Pracy w Legnicy wynika, że wypadek był konsekwencją zlekceważenia przepisów przez właścicielkę firmy (m.in. wstawienie butli z gazem do budynku, w którym nie powinno ich być; nieprzeszkolenie pracowników z zakresu BHP; brak nadzoru nad wymianą zużytych butli na nowe). Równolegle, niezależnie od PIP, okoliczności wypadku przy ul. Gwiezdnej badała Prokuratura Rejonowa w Legnicy.
Poszkodowani zaczęli się niepokoić. Dlaczego? Między innymi dlatego, że śledztwo nie toczy się “w sprawie niedopełnienia obowiązków przez osobę odpowiedzialną za sprawy BHP w firmie i narażenie pracowników na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia”, jak informowała nas pół roku temu prokurator Lidia Tkaczyszyn, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Legnicy. Obecnie jest ono prowadzone pod kątem naruszenia przepisów BHP przez pracowników firmy Karoliny R. i nieumyślnego spowodowania wybuchu butli z gazem propan-buttan. Również w opinii biegłego z zakresu BHP i pismach z prokuratury znalazły się stwierdzenia, które wzmagają złe przeczucia ofiar wypadku.
Dalia Abaid i Anita Safranow obawiają się, by ich kolega – kucharz, który wymieniał butlę z gazem w For-Fit – nie został kozłem ofiarnym.
- Uratował mi życie i sprawił, że potem ja mogłam ocalić innych – mówi Dalia. – Rozstawiając ręce zasłonił mnie przed ogniem i wziął na siebie cały impet wybuchu, co pozwoliło mi wybiec na zewnątrz.
7 września 2017 r. Dalia Abaid widziała jak płonie uwięziony wewnątrz lokalu. Pomogła mu wydostać się na zewnątrz i ugasiła palące się ubranie. Choć był dotkliwie poparzony, nie myślał o sobie. Gdy Dalia wróciła z gaśnicą do For-Fit, by ratować uwięzione na zapleczu koleżanki, kucharz próbował dostać się do nich rozwalając ściankę działową.
- Żyjemy także dzięki Jarkowi – mówi Dalia.
Jej zdaniem, winę za tragedię ponosi ich była pracodawczyni. Projekt techniczny przewidywał używanie w lokalu gastronomicznym przy ul Gwiezdnej wyłącznie kuchenek elektrycznych. Gaz płynny był wykluczony, gdyż budynek posiada przyłącze do sieci gazu ziemnego, a w takich sytuacjach prawo budowlane zakazuje korzystania z butli propan-buttan. Kuchenki elektryczne były jednak kosztowne w eksploatacji i mało efektywne, więc Karolina R. wymieniła je na gazowe zasilane propan-buttanem z butli. Gdyby nie to, w For-Fit nigdy nie doszłoby do wybuchu, bo nie miałoby co wybuchnąć.
Rozmawialiśmy z Lidią Tkaczyszyn, rzeczniczką prokuratury. Podkreśliła, że śledztwo się wciąż toczy, nie zapadła żadna kończąca je decyzja, a skoro tak nie może udzielić w tej sprawie żadnego komentarza.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI