Wojewoda dolnośląski zarządził kolejny odstrzał sanitarny dzików, aby chronić trzodę chlewną przed rozprzestrzenianiem się wirusa ASF. Do 15 grudnia br. polecił myśliwym zabić łącznie 6 137 zwierząt na terenie 18 powiatów i rezerwatu Stawy Milickie. Podczas poprzedniego odstrzału sanitarnego, wiosną, wybito 4,7 tys. sztuk. – Uważam te działania za uzasadnione – mówi Grzegorz Tarnowski, szef biura Polskiego Związku Łowieckiego w Legnicy. Ekolodzy twierdzą inaczej.
Nowy odstrzał sanitarny dzików będzie prowadzony w dużej mierze na terenie tych samych powiatów co wcześniejszy (bolesławiecki, głogowski, górowski, legnicki, lubiński, milicki, oleśnicki, oławski, polkowicki, średzki, trzebnicki, wołowski, wrocławski, zgorzelecki oraz rezerwat przyrody Stawy Milickie). A dodatkowo w powiatach złotoryjskim, jaworskim, lubańskim, lwóweckim. W każdym z nich myśliwym z poszczególnych kół łowieckich wyznaczono liczbę dzików do zastrzelenia: od 45 (powiat jaworski) do 568 (powiat wołowski). Łącznie wojewoda oczekuje, że do 15 grudnia br. zostanie zabitych 6 137 dzików.
Na terenie 7 powiatów subregionu legnickiego zaplanowano odstrzał 1 484 dzików. Grzegorz Tarnowski z biura Zarządu Okręgu Polskiego Związku Łowieckiego w Legnicy komentuje: – Te liczby mogą szokować, ale, proszę mi wierzyć, nie ma zagrożenia dla trwałości tego gatunku na Dolnym Śląsku. Obserwujemy eksplozję populacji dzika, co jest groźne nie tylko ze względu na wirus ASF, ale też z uwagi na równowagę gatunkową w przyrodzie. Z tych powodów decyzja wojewody dolnośląskiego wydaje mi się jak najbardziej uzasadniona.
W legnickim okręgu łowieckim tzw. pozyskanie dzika z roku na rok rośnie. W sezonie 2019/2020 myśliwi zabili ok. 9 tysięcy dzików w tym ok. 900 sztuk w ramach poprzedniego odstrzału sanitarnego. Na ten rok do strzelenia zaplanowanych jest, nie licząc odstrzału sanitarnego, ok 6 tys. dzików.
Odstrzał ma związek z szybkim rozprzestrzenianiem się wirusa afrykańskiego pomoru świń (ASF). To śmiertelna, nieuleczalna choroba, na którą zapadają dziki i świnie. W lutym, gdy wojewoda dolnośląski zarządzał poprzednią rzeź, wirus ASF (do spółki z myśliwymi) dziesiątkował dziki w lasach województwa lubuskiego i dopiero zaczynał przenikać na teren Dolnego Śląska. W województwie były odnotowane wówczas tylko dwa potwierdzone przypadki zarażenia, oba w powiecie głogowskim. Od tamtego czasu sytuacja zmieniła się diametralnie. Są pierwsze ogniska choroby w hodowlach trzody chlewnej w Lubuskiem, w Wielkopolsce i na Dolnym Śląsku. Mimo odstrzału, reżimu sanitarnego oraz budowy zasiek wzdłuż autostrady A4 i drogi krajowej nr 3 wirus rozprzestrzenia się po województwie. W powiatach polkowickim i głogowskim wyznaczono obszar zapowietrzony, obejmujący 10 miejscowości wokół gospodarstwa w Dalkowie, gdzie ASF zabił ponad 20 świń. Obszar ochronny wchłonął Lubin i przesunął się pod rogatki Legnicy, Chojnowa, Prochowic. To wszystko pozwala kwestionować skuteczność zastosowanych w Polsce metod zwalczania ASF.
Wirusa przenoszą nie tylko migrujące dziki, ale też ludzie. Na przykład niestosujący się do zasad bioasekuracji myśliwi, jeśli mieli kontakt z zarażonymi zwierzętami lub ich krwią.
- Interweniujemy w tej sprawie od dawna – komentuje Tomasz Zdrojewski z koalicji Niech Żyją!, zrzeszającej 50 organizacji broniących praw zwierząt. – Na wszelkie sposoby próbujemy wpływać na kształt strategii walki z ASF. Uważamy, że odstrzał jest prowadzony źle, chaotycznie, nadmiarowo, intensywnie. Fakty mówią same za siebie. Po 6 latach epidemii Polska awansowała w tym roku na pierwsze miejsce w Europie pod względem nowych przypadków ASF u dzików. Wzrost jest lawinowy. Mieliśmy ich parę tygodni temu ponad 2,5 tysiąca przy 4 tysiącach przypadków ASF w całej Unii Europejskiej. Naukowcy, eksperci zwracają uwagę, że nieprawidłowo prowadzony odstrzał będzie się dalej przyczyniał do rozwleczenia wirusa, rozprzestrzenienia się epidemii. Dokładnie to z roku na rok dzieje się w Polsce. A wnioski nie są wyciągane.
Zarządzony przez wojewodę dolnośląskiego odstrzał ma być prowadzony w okresie, kiedy dziki rodzą i wychowują potomstwo. Obecne przepisy zezwalają na strzelenie do loch przez cały rok.
- Wiele młodych, którym zostanie zabita matka, nie będzie miało szansy na przeżycie – zwraca uwagę Tomasz Zdrojewski. Według niego, walka z ASF stanowi pretekst, by doprowadzić do depopulacji dzika w Polsce, bo niszczy uprawy.
- Przepis zezwalający strzelanie do loch budzi kontrowersje także w społeczności myśliwych. Wielu uważa takie rozwiązanie za niezgodne z etyką myśliwską i nie zamierza strzelać do loch chociaż prawo dopuszcza taką możliwość – mówi Grzegorz Tarnowski z PZŁ.
Wojewoda nakazuje, aby na obszarze ochronnym i objętym ograniczeniami pozyskane w ramach odstrzału tusze przeznaczyć do utylizacji albo wykorzystać do produkcji mięsa na użytek własny myśliwego.
FOT. PIXABAY.COM
czyli to stado baranow zarzadzajacych juz dawno powinno byc wybite.Ta metoda prowadzona od 2015 roku powoduje ze wlasnie zaraza rozlazi sie dzieki mysliwym roznoszacymi zwloki, krew ,padline po całym kraju.Nic to nie daje patrzac historycznie .Tyle ze barany maja doskonaly argument do odstrzalu a drugie barany przed telewizorkiem to lykaja. Taki elektorat i tacy mysliwi razem z ksiendzami.