Wiadomo jak jest. Niby nareszcie nasza ojczyzna doczekała się godnego jak Marsz Niepodległości prezydenta, innowacyjnego premiera, rządu bardzo oddanego sprawie i gotowej pracować dla Polski po nocach większości parlamentu, ale i tak poszłoby wszystko w diabły, gdyby nie czuwał nad nami – wyręczając Opatrzność – ukochany przez naród batiuszka.
Batiuszka mądrze im wszystkim powiedział po wyborach: wy sobie rządźcie, a ja będę pociągał za sznurki. Usiadł sobie na zydelku z tyłu i pociąga. Łatwo było pociągać, jak partia miała tylko partię. Teraz ma cały kraj. Porozłazili się prawi ludzie po urzędach, gabinetach, komendach, zarządach, inspektoratach, biurach, dyrekcjach i Bóg wie, gdzie jeszcze. Podobno są już nawet w sądach i trybunałach, przyczaili się, siedzą, czekają. Z każdego zakątka Polski biegną niewidzialne sznureczki do Warszawy, na Nowogrodzką, prościutko do ręki ukochanego przez naród batiuszki, i każdy patrzy w górę, czy aby o nim w górze nie zapomniano.
A gdzież by tam zapomniano…. Tylko sznurki poplątały się i nie zawsze wiadomo, kto do którego jest przyczepiony. Bywa, że szarpnie batiuszka gniewnie za – jak mu się zdaje – niekumatego prezesa w Poznaniu, a niekumatemu nic, za to nie wiedzieć czemu leci ze stołka kumaty w Rzeszowie. Innym razem próbuje bliżej siebie podciągnąć jakiegoś wyjątkowo oddanego partii posła, a u szczytu kariery podciągnięty okazuje się szują ostatnią. Na domiar złego jak tylko zmęczony służbą dla kraju prezes zdrzemnie się na minutkę, to mu te huncwoty z rządu haps sznurki z ręki i dalejże sami się bawić w niezależną władzę niezłomną. Narobiło się więc bałaganu.
Weźmy na ten przykład KGHM. Pociągnął któryś głupi za sznurek i niechcący wyrwał prezesa z korzeniami. Przerażony zasłonił wyrwę wiceprezesem, prowizorycznie, do czasu, aż jakiegoś lepszego znajdzie. Wiceprezes – łebski gość – napuszył się jak indor na dwóch fotelach, by batiuszka gdy się obudzi nie od razu poznał, że jest problem. I czeka. Czeka tydzień, drugi, trzeci, cały miesiąc. – nic. Fotele coraz bardziej na boki się rozjeżdżają, powagę na nich utrzymać trudno, chłopina zerka na górę a z góry mu na migi pokazują, by siedział, bo batiuszce (w nim cała nadzieja) akurat coś strzeliło w kolanie.
Piotr Kanikowski