Obrońcy zwierząt, którzy zabrali od rolnika z Gierałtowca głodzonego psa, są atakowani w internecie za złamanie prawa, tzn. naruszenie miru domowego i przywłaszczenie cudzej własności. Jeśli więc mamy dyskutować o prawie, to przypomnę art 1. Ustawy o ochronie zwierząt z 21 sierpnia 1997 r.: “Zwierzę, jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia, nie jest rzeczą. Człowiek jest mu winien poszanowanie, ochronę i opiekę.”
Polski ustawodawca umieścił te dwa zdania na samym początku najważniejszego dokumentu normującego relacje między człowiekiem a zwierzęciem. To jest fundament, na którym oparto pozostałe przepisy. Zetor, którego w ubiegłym tygodniu wynieśli z kojca wolontariusze Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt, nie jest rzeczą, a człowiek podający się za jego właściciela był mu winien – zgodnie z prawem – poszanowanie, ochronę i opiekę. Wydaje mi się, że zanim zaczniemy zastanawiać się, czy DIOZ miał prawo przeprowadzić interwencję w Gierałtowcu w taki lub inny sposób, powinniśmy zapytać o to, jak Łukasz Ł. wywiązywał się z obowiązków wobec swego psa.
Oskarża go Zetor – to jak wygląda: jego kości przebijające przez skórę, zapadnięty brzuch, tysiące pcheł w sierści, wyciekająca z uszu i oczu ropa, nogi, na których nie ma sił, by ustać. Oskarżają go sfilmowane przez wolontariuszy miski w psim kojcu z zastałą, zzieleniałą ze starości wodą. Tłumaczenia, że pies jest stary i przeszedł wiele ciężkich chorób, jeszcze silniej działają na niekorzyść Łukasza Ł., bo jeśli tak, to tym bardziej Zetorowi należała się troska i solidna opieka lekarska.
Przed interwencją w Gierałtowcu wolontariusze DIOZ powinni wystąpić do wójta gminy Złotoryja o wydanie decyzji administracyjnej o odebraniu psa Łukaszowi Ł. W przypadkach niecierpiących zwłoki – jak ten – przepisy pozwalają działać bez takiej zgody, ale nakazują potem niezwłocznie zawiadomić wójta i uzyskać decyzję o odebraniu zwierzęcia. W tygodniu, który minął od interwencji, DIOZ tego warunku nie dopełnił, co pozwala formułować przeciwko organizacji zarzuty, że narusza i przywłaszcza. Wygląda więc na to, że Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt uratował psu życie, ale zrobił to bezprawnie. Cóż, prawo jest ważne, jednak ja w tym przypadku cieszę się, że Zetor – choć nielegalnie – żyje i nie zdechł z głodu w luksusowym trzydziestometrowym kojcu u swojego pana.
Piotr Kanikowski
alez zadupie zawyje!!!!zgodnie z prawem.