„Chleba i igrzysk!” – zakrzyknęły masy, najprawdopodobniej ogłupione serialem o Juliuszu Cesarze na Dicovery History. W odpowiedzi na te postulaty jedna partia bez szemrania wypłaciła po pięćset plus na chleb i coś do popitki, bo tak się złożyło, że akurat siedziała na kasie z podatków suwerena.
Druga w tym czasie przemyśliwała, jak niedrogo zlecić druk billboardów na kolejną edycję „Konwoju wstydu”. Ale sondaże opinii publicznej wykazały, że to nie zaspokoi społecznych oczekiwań. Rozochocone żywą gotówką i serialem o Juliuszu Cesarze masy domagały się bowiem, by w ramach podnoszenia kraju z kolan piętnować na serio, a nie symbolicznie. Powietrze pachniało krwią oraz ogólną rozpierduchą; jak to przed wyborami. Najprawdopodobniej pod wpływem tych feromonów na zebraniu egzekutywy rozważano pomysł, aby radnych partii rządzącej, którzy dorobili się milionów w KGHM i innych spółkach Skarbu Państwa, wyciągnąć o świcie z domowych pieleszy, skuć łańcuchami a następnie pociągać tu i tam po mieście, najlepiej z opuszczonymi do kolan portkami. Jak zaczęto liczyć, to wyszło, że zaopatrzenie suwerena w stosowny arsenał jaj i nadgniłych pomidorów wyjdzie taniej niż zlecenie dla drukarni.
Nad argumentami ekonomicznymi ostatecznie przeważyły jednak problemy organizacyjne. Podstawowy polegał na tym, że służby wyspecjalizowane w porannym wyprowadzaniu ludzi z mieszkań, chwilowo znajdowały się pod nadzorem przeciwnej opcji, co nie rokowało dobrze. Społecznicy z różnych komitetów obrony demokracji – od początku podejrzani jako ideowcy, nieprzydatni do porządnej partyjnej roboty – kategorycznie odmówili udziału w akcji, przywołując konstytucyjne zapisy o godności człowieka. Nie było też czasu na czekanie, aż prezydent Pupa z prezesem Katyńskim dostosują Konstytucję do realiów gwałtownie podnoszonego z kolan kraju.
Pomysł upadł. Poszły zlecenia do drukarni i w efekcie owych zleceń po jakimś czasie na ulice wyjechały – bez przekonania – mobile ze stosownymi portretami radnych w czarno-bieli. Lud, rzeczywiście, reagował chaotycznie i nie zawsze adekwatnie. W szczególności starsze panie w moherze i inne osoby z wadą wzroku. Przekonane, że to wizerunek Pana Jezusa obwozi się po kraju na lawecie w ramach tegoż Pana Jezusa królowania w Polsce, przyklękały nabożnie na chodniku, przez co dochodziło do gorszącego wymieszania wstydu z chwałą a sacrum z profanum.
Piotr Kanikowski