Wyjaśniło się, po co Julek nosi w tornistrze procę. Na Niemców, nie dla figli. Żeby nie było wątpliwości jacyś półidioci – patrioci naciągnęli mu biało-czerwoną opaskę na rękę oraz domalowali kotwicę Polski Walczącej pod stopami. Nie wiem, co oni biorą, ale jeśli nie przestaną, którejś nocy przyjdą przerobić Filipa z ul. NMP na Batorego pod Pskowem albo Sowińskiego w okopach Woli.
Na warszawskiej starówce stoi Pomnik Małego Powstańca. Przedstawia chłopczyka w za dużym hełmie, w wojskowych butach i płaszczu, z pistoletem maszynowym przewieszonym przez ramię. Wzrusza.
Patriotów z Legnicy musiała bardzo zżerać zazdrość, bo przerobili urwisa Julka na heroicznego bohatera Polski Walczącej. Mały powstaniec legnicki nosi trójkątną czapkę z gazety zamiast hełmu i procę zamiast karabinu maszynowego. Śmieszy.
A w zasadzie nie śmieszy. Ośmiesza nabzdyczenie prawicowych środowisk, którym miłość do ojczyzny tym razem ulała się tym nie na tablicę w przedsionku katedry i nie na Iwana z placu Słowiańskiego, ale na kiczowatą, koślawą rzeźbkę Edwarda Mirowskiego, ustawioną prowokacyjnie pod Galerią Sztuki. Po 1 sierpnia zostały na niej mniej lub bardziej trwałe wykwity narodowych uczuć w postaci biało-czerwonej opaski oraz symbolu Polski Walczącej, a Legnica trafiła na Facebook. Błysnęła w sieci żenującą karykaturą Małego Powstańca. Na pierwszy rzut oka trudno zgadnąć, czy to manifestacja patriotyzmu, czy kpina z ofiar walczącej Warszawy.
Opaskę litościwie ściągnął z Julka dziennikarz Grzegorz Żurawiński. Z usunięciem kotwicy będzie trudniej – bez pomocy specjalistów od zmywania farb pewnie się nie obędzie.
Powstańcza przygoda Julka pokazuje, jak bardzo brakuje w Legnicy pomnika, który symbolizowałby więź z ojczyzną, dumę z polskiej historii, tradycyjne wartości. Są w mieście ludzie o prawicowych poglądach, którzy dla spokoju ducha potrzebują co jakiś czas publicznie zamanifestować swój patriotyzm, odśpiewać Rotę, pokrzyczeć “Polska, Polska”. Ale nie bardzo mają gdzie to zrobić. Tułają się między dwoma Iwanami, papieżem a Julkiem. Sporo się muszą nakombinować, by Legnica była bardziej polska. Może czas zaspokoić ich potrzeby.
Mam szwagra rzeźbiarza, a on ma pomysł na niedrogi aczkolwiek spektakularny pomnik, który spożytkowałby tę energię. Proszę sobie wyobrazić dmuchanego orła z białej gumy. Orzeł jest połączony wężykiem z miechem wprawianym w ruch za pomocą stacjonarnego roweru. Patrioci mieliby po kolei wsiadać na rowerek i pedałować ile sił, a wyprodukowane przez nich powietrze nadęłoby dumnie pierś tudzież resztę orła. Ponieważ patriotów do pedałowania dla ojczyzny jest dużo, a orzeł musi być jeden, szwagier proponuje zrobić w nim dziurkę, przez którą schodziłoby powietrze. To wymuszałoby na obywatelach Legnicy wzmożenie patriotyzmu: musieliby cały czas zasuwać na rowerku, aby orłu skrzydła nie opadły.
No i kondycja fizyczna narodowej młodzieży by się poprawiła. Oraz dotlenienie mózgów.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI