Byłem świadkiem, jak Tadeusz Krzakowski obruszył się na kolegę z Radia Wrocław, który podczas konferencji prasowej w sposób demonstracyjny używał nazwy “Zakaczawie”. Prezydent lansuje dla tej części miasta nazwę “Kartuzy”, bo nie budzi negatywnych skojarzeń. Na miejsce, które legniczanie od lat znali jako “ryżowe pola”, każe mówić “Legnica II”, by niepotrzebnie nie straszyć inwestorów podmokłym gruntem. Idźmy za ciosem! Nie ma co czekać z przechrzczeniem Huty Miedzi Legnica na Chatę Miedzi Legnica Zdrój. Kuracjuszy zapraszamy!
Rok temu na oficjalnej stronie Urzędu Miejskiego w Legnicy pisano chełpliwie: “Zakaczawie zmienia się nie do poznania. A będzie jeszcze piękniej”. I, oczywiście, według urzędników z magistratu, jest coraz piękniej, tyle że już nie na tym okropnym Zakaczawiu, ale na wskrzeszonych z zapomnienia Kartuzach. Takie cuda w dzielnicy cudów.
Zakaczawia prezydent się wstydzi. Z Kartuz może czuć niezmąconą dumę. Z nową nazwą (w gruncie rzeczy starą, schludnie poniemiecką, spolszczoną, wykastrowaną z umlautu, żeby nie pokaleczyć sobie języka) historia dzielnicy wyzerowała a wybieleni wapnem propagandy mieszkańcy dostali szansę na zbudowanie jej legendy od początku. Dlatego na prezydenckich Kartuzach nie ma miejsca dla Gienka, szajki kieszonkowców ani bywalców baru piwnego Paradys. I trochę nie wiadomo, co począć z “Balladą o Zakaczawiu” Głomba i Kopki, skoro promocyjnie nie przystaje do zmieniającej się w różowe rzeczywistości. W “Balladzie o Kartuzach” Tadeusza Krzakowskiego bohaterem mógłby być biznesmen, który sprowadził dekoratora wnętrz do wykupionego od Cyganów mieszkania, albo elegancko ubrana starsza pani pilnująca wnuków, gdy bawią się na placu z LBO .
W tym miejscu należy sobie zadać pytanie, co będzie dalej z “Małą Moskwą”. Czy także to skojarzenie jest już passé, a film Waldemara Krzystka – ambasadora Legnicy – stał się szkodliwy i źle widziany?
Piotr Kanikowski
Drukuj
Email
