Wśród największych atrakcji Lubina jest dziura w Rynku. Właśnie upadła kolejna desperacka próba jej zlikwidowania. To nieprawdopodobne, ile urzędniczej energii pochłonął ten skromy kawałeczek czasoprzestrzeni.
„Tu byłem. Robert Raczyński”. Takim napisem mogłaby zostać oznaczona lubińska dziura, gdyby nie to, że podobna inskrypcja jest w tym przypadku absolutnie zbędna. I bez niej lubinianie wiedzą komu zawdzięczają niebanalny anturaż centrum miasta.
W 2004 roku w blasku fleszy władza rozwalała stojący w tym miejscu pawilon handlowy a’la PRL obiecując społeczeństwu galerię handlową na miarę XXI wieku. Burzenie poszło równie łatwo jak puszczanie mydlanych baniek. Schody zaczęły się kiedy zaczęto rozmawiać o konkretach. Okazało się, że wizja spółki, której oddano plac, nie podoba się ani konserwatorowi zabytków, ani urzędnikom odpowiedzialnym za wydawanie pozwoleń na budowę, ani – co gorsza – okolicznym mieszkańcom.
W czasach, kiedy Raczyński nie rządził wszystkim co lubińskie, o obstrukcję można było posądzać np. starostę Drygas-Majkę. Dziś to niemożliwe. Były decyzje, odwołania, wyroki sądowe – lokalna czarna dziura pochłonęła masę urzędniczej energii. Przetrwała 13 lat.
Rok 2017 miał być przełomem: miasto zapowiedziało wywłaszczenie nieporadnego inwestora z centrum Lubina i z werwą zabrało się za odtwarzanie staromiejskiego traktu przez Rynek, stawianie fontanny, ławeczek, etc.. Szumnie zapowiadana rewitalizacja kończy się po dwóch miesiącach kolejnym blamażem, bo wykonawca – nie mogąc dogadać się z inwestorem – wypowiedział umowę. Ratusz ustami rzecznika prezydenta zrzuca winę na spółkę Polskie Surowce Skalne, która, jak głosi oficjalne oświadczenie, używała do budowy niewłaściwych materiałów. Spór zapewne przeniesie się do sądu, gdzie strony będą dochodzić swoich racji oraz odszkodowań za zerwany kontrakt.
Czarne dziury w kosmosie otacza powierzchnia nazywana horyzontem zdarzeń, która wyznacza granicę bez powrotu. Nawet jeśli jakaś część lubinian po 13 latach zatęskniła za PRL-owskim blaszakiem ze spożywczakiem. kioskiem Ruchu, sklepem z ciuchami i publiczną toaletą, to nic się nie da zrobić. „Tu byłem. Robert Raczyński”.
Piotr Kanikowski