Co zaszło w Lubinie 31 sierpnia 1982 roku? Po wysłuchaniu prezydenta Andrzeja Dudy mam w głowie mętlik. Z wygłoszonego pod Pomnikiem Solidarności przemówienia wynika bowiem, że ze Zbrodnią Lubińską, powstaniem Solidarności i upadkiem PRL-u było zupełnie inaczej niż dotąd pisali historycy.
Według Andrzeja Dudy, 31 sierpnia 1982 roku w Lubinie “krwią podpisano Porozumienia Sierpniowe”. “Tysiące” “stanęły z podniesionym czołem”, by bronić “wolności osobistej” i “wolności państwowej”. Władza ludowa, która próbowała zbudować tu “wzór socjalistycznego miasta”, odreagowała fiasko tej idei. Wydała milicji rozkaz użycia ostrej amunicji wobec bezbronnych ludzi, na których tak srodze się zawiodła . Ale “kule nie były w stanie zastraszyć lubinian”. Oni “nie bali się tu być, nie bali się protestować, mimo że zaczęły świszczeć kule”, bo dzięki wizycie papieża Jana Pawła II w 1979 roku i powstaniu Solidarności w roku 1980 pojęli, “ jaka jest różnica w jakości życia: być człowiekiem wolnym i nie być człowiekiem wolnym”. To dla wolnej ojczyzny nie ugięli karków, choć już wiedzieli, że “milicja tu zabija”. Nie kłaniali się świszczącym nad ich głowami kulom, jak – wypisz, wymaluj – sławiony w komunistycznych podręcznikach (tfu, tfu!) generał Świerczewski. Cywile. A ginęli “jak na wojnie”, “jak w Powstaniu Warszawskim”. I zwyciężyli, nakryli milicję czapkami. “To właśnie zbrodnia lubińska była końcem PRL-u”, “końcem władzy ludowej”. A Lubin stal się – obok Gdańska – najważniejszym miastem dla powstania “Solidarności” – bez mrugnięcia okiem kończy swą bajkę prezydent.
Budując taką narrację, obóz PiS-u traktuje Zbrodnię Lubińską instrumentalnie. Przeciwstawia Lubin, gdzie Lecha Wałęsy nie było, Gdańskowi, gdzie Lech Wałęsa był wszędzie. W Gdańsku Andrzejowi Dudzie trudno byłoby opowiadać o powstaniu Solidarności bez potykania się o nazwisko jej przywódcy. W Lubinie może to robić bezkarnie, bo tu – poza strzaskanymi czaszkami zabitych: Andrzeja Trajkowskiego, Michała Adomowicza, Mieczysława Poźniaka – żadna głowa nie wystawała z szarej masy antykomunistycznego oporu. Ba, heroizm Wałęsy, który przeżył, blednie w obliczu ofiary tych trzech zabitych milicyjną kulą. Mimo wszystko, trudno mi oprzeć się wrażeniu, że stek bzdur i tanich pochlebstw z czwartkowego przemówienia prezydenta RP obraża inteligencję lubinian w taki sam sposób, w jaki kolorowe paciorki i butelki whisky uwłaczały godności Indian, gdy biały człowiek “cywilizował” Dziki Zachód.
Mit heroicznej ofiary, jaką dla wolności złożyli mieszkańcy Lubina, blednie w konfrontacji z faktami. 31 sierpnia 1982 roku lubinianie nie wyszli na plac Wolności, aby ginąć dla Polski. Nikt – ani Adamowicz, ani Trajkowski – nie stał z podniesionym czołem, gdy padły strzały. Panował popłoch. Ludzie nie nacierali na milicję, ale zwyczajnie uciekali, próbowali się kryć za murami, samochodami, drzewami. Mieczysław Poźniak. który zginął od postrzału w brzuch, znalazł się w tym tłumie przez przypadek -przez niego prowadziła droga do mieszkania siostry, gdzie chciał zaczekać na wieczorny autobus do swej wsi. Jak pokazują dokumenty, totalny chaos panował też w szeregach milicji. Spanikowani, bezmyślni zomowcy – sprowadzeni z rogatek miasta, gdy na milicyjny samochód poleciała butelka z benzyną – najpierw miotali granaty gazowe a potem zaczęli strzelać ostrą amunicją w trawnik, mury, asfalt ulicy, kościół, do którego biegli manifestanci. Tak doszło do tragedii. Przez niekompetencję, strach i głupotę kretynów biorących udział w pacyfikacji.
Andrzej Duda ma rację: ludzie wyszli na ulicę domagać się wolności, ale nie jakieś bliżej niesprecyzowanej “wolności osobistej” albo “wolności państwowej”, jak sugerował podczas obchodów 35. rocznicy Zbrodni Lubińskiej. 31 sierpnia 1982 roku chodziło o bardzo konkretną wolność, dla bardzo konkretnych osób. Manifestanci wyłożyli transparent: “Uwolnić Lecha – Wolność dla ludu – Solidarność”. Skandowano: “Uwolnić internowanych”. Stanisław Śnieg wygłosił przemówienie, w którym domagał się uwolnienia osób internowanych i wypuszczenia więźniów politycznych. Prezydent przemilczał ten szczegół, bo obóz, z którego się wywodzi, wypisał sobie na sztandarze “Zamknąć Lecha – Barierki dla ludu – Lepszy Sort”.
PRL nie skończył się 31 sierpnia 1982 roku. Po Trajkowskim, Adamowiczu, Poźniaku ginęli kolejni: Łyskawa w 1983 we Wrocławiu, Smagur w 1983 w Krakowie, Popiełuszko w 1984 pod Toruniem, Jasiński w 1984 r. w Olsztynie, Antonowicz w 1985 r. w Olsztynie, Luks w 1986 r. w Goleniowie, Suchowolec w 1989 r. w Dojlidach… To nie lubinianie, wychodząc naprzeciw karabinom zomowców, pokonali władzę ludową. Ona zgasła wskutek rozmów przy Okrągłym Stole i pierwszych wolnych wyborów w 1989 roku. Zbrodnia Lubińska była potwornością, ale głoszenie poglądu, jakoby dopiero ona pokazała, że “władza ludowa nie ma żadnej legitymacji”, kompletnie zaburza optykę. Nie mówiąc już o tym, że umniejsza wagę ofiar poznańskiego czerwca, masakry na Wybrzeżu, pacyfikacji Wujka i innych równie krwawo stłumionych protestów.
Absurd czy nie, założę się, że przemówienie prezydenta Andrzeja Dudy szybko zostanie przepisane do podręczników historii dla ósmej klasy szkoły podstawowej, a Lubin stanie się oficjalnie kolebką “prawdziwej” Solidarności. Tłum pod Pomnikiem Solidarności bił prezydentowi brawo. Ludzie lubią bajki; opowieści, w których są szlachetniejsi, odważniejsi i mądrzejsi niż w rzeczywistości. Co w trawie dudni? Właśnie taka historia. Niestety, nie prawda.
Piotr Kanikowski
no i Gdańska też jakoś w II RP chyba całkiem nie mieliśmy..
to co jest z racją stanu? huka po stepach ukraińskich?
a jedno to pewne, że szumem o dzikiej reprywatyzacji mieszkań w W-wie i reparacjach wojennych chcą jak czapką nakryć anulację PRL – dla mnie może i OK, ale w granicach tzw. II RP ani Lubina ani Legnicy nie było chyba?