Te powiewające na wietrze dziurawe foliówki są jak flagi narodowe, więc nie rozumiem, dlaczego dla wzmożenia efektu nie produkować ich wyłącznie w biało-czerwonym kolorze. Może cudzoziemcy przemierzający naszą piękną ojczyznę zapamiętaliby wówczas nasz powszechny patriotyzm, a nie wyłącznie polskie bałaganiarstwo.
Rów przy drodze, którą często jeżdżę rowerem, w połowie kwietnia oczyszczono ze śmieci. Przez kilka dni było czysto i przyjemnie. A potem z tygodnia na tydzień zaczęło przybywać: puszek po piwie, szklanych i plastikowych butelek, pudełek po papierosach, zużytych pampersów, kondomów, zdrapek totolotka, kartonów po sokach, gazet, podpasek, tacek i kubków z fast foodów, opakowań po batonikach, torebek po cukierkach oraz worków na śmieci z podejrzaną zawartością. Po sprzątaniu nie ma śladu. Syf pięknie się zregenerował i – mimo starań drogowców – u progu lata jest równie imponujący jak tuż po zimie. Jeżdżę więc tym swoim rowerem i chcąc niechcąc obserwuję jak rozkładają się (albo raczej nie rozkładają się) styropian, aluminium, polipropylen, polietylen i inne cuda.
Sami sobie to robimy. Kosze mogą stać co dziesięć metrów, a palacz i tak ciepnie kiepa pod nogi. Tylko idiota zawaha się przed splunięciem pestką słonecznika na ziemię. Żeby pospacerować po lesie i nawdychać się żywicznego powietrza trzeba najpierw sforsować hałdy gruzu lub innego śmiecia zalegające przy drogach dojazdowych. Zanim się rozłoży kocyk nad wodą trzeba odgruzować brzeg z syfu, jaki zostawili po sobie szczęśliwcy zażywający wywczasów przed nami. Najprawdopodobniej im również przyszło odpoczywać – jak to się w Polsce mawia – na cudzych śmieciach.
Oto chlew nasz powszedni. Co najwyżej oburzymy się na gospodarza terenu (burmistrza, prezydenta, wójta, szefa spółdzielni mieszkaniowej, etc), że brudas, bo po nas nie posprzątał. My jesteśmy pany. W końcu jak człowiek płaci podatki, to może oczekiwać, że przyjdzie jakiś dziad i zrobi porządek po panach.
Piotr Kanikowski
Zagadnienie kultury osobistej Polaków w aspekcie śmieci to tylko jeden z wątków problemu. Warto w tym miejscu wskazać na długą już “kulturę łokcia”, bogactwo językowe niezwykle barwne dzięki “przecinkom” czy choćby wręcz “kamyczkowy” zestaw zachowań za kierownicą.
Jest to jednak nie tylko problem natury osobistej, który – zmultiplikowany -daje efekt powszechny i masowy, ale też daje się zauważyć, że jego szerokie funkcjonowanie wynika wprost z przyjęcia biernej postawy przez elementy wzoro- i kulturotwórcze (kościół, władza, media, elity itd.). Wszyscy jesteśmy winni. Ale nie wszyscy jednakowo. Wymienione wyżej elementy dysponują środkami, które mogłyby to zmienić. A jednak nie używają ich. Dlaczego? Bo w naszym społeczeństwie zwyczajnie nie ma zgody co do tego, co jest dobre a co złe. A bez tego wszelkie wzory zachowań tracą swoją jednoznaczność. W gruncie rzeczy przestają być wzorami i normami kulturotwórczymi. Zatem żyjemy w próżni społecznej. Efekt (raczej jeden z wielu) widać jadąc rowerem. Cóż, zawsze można zsiąść z roweru i posprzątać. Można apelować do sumień ludzi zaśmiecających rowy, można mieć nadzieję na koniec podziałów między Polakami. Można, czemu nie? Ciekawe, która z tych propozycji ma szansę na zmianę sytuacji w rowie?
Niedawno na siłowni przy ul. Oświęcimskiej zwróciłam uwagę dwóm dziewczynom, żeby słonecznika nie rzucały wszędzie gdzie staną. Przez chwilę się zawstydziły i zbierały do ręki. Po chwili jednak rzucały na trawę.
DO ZIOM No to się faktycznie poczułem lepiej. Splunę se z tej dumy narodowej słonecznikiem, na ziemię.
Cudzoziemcy z wysp brytyjskich to akurat zaskoczeni są czystością w Polsce. Rusz Pan panie redaktorze na wycieczkę lub jakiś shopping do UK lub Irlandii a będziesz miał skalę porownawczą. Plucie na Polaków takie łatwe…
Niestety tak.