Od schorowanego biskupa Stefana Cichego tchnęło (zwłaszcza w ostatnich latach) znużeniem. W jego następcy – biskupie Zbigniewie Kiernikowskim – wciąż buzuje misjonarski zapał, choć metrykalnie jest tylko siedem lat młodszy. Już pierwsza konferencja prasowa nowego ordynariusza diecezji legnickiej była jak uderzenie pioruna.
Jeszcze na korytarzu obszedł całe dziennikarskie grono. Każdemu uścisnął rękę. Uścisk ma mocny, męski. Posturę potężną. Głos tubalny. Uśmiech zawadiacki, ciut łobuzerski. Naprawdę uderzający był ten kontrast z niewysokim, wycofanym biskupem Stefanem Cichym, który w takich sytuacjach sprawiał wrażenie nieco zakłopotanego swym niestosownym majestatem.
Cichy dbał o dyplomację, cedził słowa, mówił okrągłymi zdaniami, powściągając emocje; a na swoich konferencjach raczej nie wchodził w żywsze interakcje z przedstawicielami laickich mediów. Zachowywał dystans. Jego następca wali prosto z mostu. Tą bezpośredniością, szczerością, otwartością zjednuje sobie życzliwość słuchaczy. Pośród uwag nad reporterską odpowiedzialnością wymknęła się biskupowi zawoalowana groźba, że jak ktoś raz napisze nieprawdę, to z Kiernikowskim więcej nie pogada. Przypuszczam,że jego poprzednik trzy razy ugryzłby się w język, gdyby podobna myśl przyszła mu do głowy. Tymczasem nikt z dziennikarzy nie zareagował oburzeniem. Bezwzględny przekaz został złagodzony ujmującym uśmiechem biskupa.
Ale to wszystko drobnostka. Absolutnie fascynujące wrażenie biskup Zbigniew Kiernikowski sprawia w chwilach, kiedy próbując odpowiadać na przyziemne pytania zaczyna mówić o Ewangelii, sypiąc cytatami, przywołując biblijne sceny, objaśniając źródłosłów pozornie zwykłych wyrażeń. Jest w tym i erudycyjna biegłość, i retoryczny talent, i żar głębokiej wiary, i naturalność czyli oczywista dla religijnego człowieka spójność dzieła Stwórcy i jego Słowa.
Sianie Słowa. Tak biskup Zbigniew Kiernikowski definiuje swą misję. Z wielkim zaciekawieniem i nadzieją przyjąłem tę deklarację. W ostatnich latach w Polsce dominował Kościół szorujący brzuchem po ziemi. Wmanipulowany w polityczne gierki. Do znudzenia wykłócający się o gender, aborcję, antykoncepcję, in vitro, religię na świadectwie, telewizję na multipleksie, krzyż na ścianie, wystawę w Legnicy, spektakl w Poznaniu, brzozę w Smoleńsku. Po swojemu odbijały go krzywe zwierciadła tabloidów, eksponując pedofilskie skandale na plebaniach, zakłamanie hierarchów, biznesową smykałkę ojca Rydzyka albo urażone ego arcybiskupa Hosera.
W biskupie Zbigniewie Kiernikowskim dostrzegam – być może na wyrost – forpocztę zupełnie innego Kościoła. Mniej uwikłanego w doraźność, w nieistotne z puntu widzenia nieśmiertelnej duszy ziemskie spory. Kościoła skupionego na Słowie Bożym, na opowieści o Jezusie, jego Ojcu, Duchu Świętym. Kościoła, który teologowie nazywają żywym, przeciwstawiając martwicy wspólnot opartych na zewnętrznych pozach i bezrefleksyjnym powtarzaniu religijnych rytuałów. Taki Kościół nie opowiada w kółko, że świat jest be i nie doszukuje się we wszystkim diabła, ale jest światłem, radością i nadzieją wywiedzioną wprost z nauki Chrystusa. Dobrze byłoby go ujrzeć w Legnicy.
Piotr Kanikowski
PS: Felieton pochodzi z bezpłatnego 24Tygodnika Legnica-Lubin. Nowy numer już jest dostępny w urzędach, przychodniach, sklepach.