Około 30 kierowców nie przyszło dziś do pracy w Miejskim Przedsiębiorstwie Komunikacyjnym w Legnicy, przez co z rozkładu jazdy wypadła część kursów. Jeśli mogą, wybierają wizytę u lekarza i odpoczynek na L4 od siedzenia za kółkiem. Choroba ochrzczona już w mediach “komunikacyjną grypą” nasiliła się po fiasku poniedziałkowych rozmów w sprawie podwyżek w firmie. Związkowcy grożą strajkiem.
Z tygodnia na tydzień atmosfera w legnickim MPK robi się coraz bardziej niepokojącą. Załoga żądała najpierw 700, potem 400 złotych podwyżki na osobę. Prezes Zdzisław Bakinowski odmawiał, twierdząc, że w kasie spółki nie ma wystarczających pieniędzy. Nie pomogły kierowane do prezydenta i radnych apele o pomoc dla spółki. Dodatkowe pieniądze z budżetu miasta (w tym rekompensata za wprowadzenie darmowych przejazdów dla uczniów i seniorów) dałyby Bakinowskiemu możliwość manewru, ale póki co efektów obecności załogi MPK na marcowej sesji Rady Miejskiej Legnicy nie widać. W poniedziałek strony znowu odeszły od negocjacyjnego stołu z niczym.
Wtedy też kierowcy zaczęli masowo zgłaszać się do lekarzy po L4. Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne ma przez to problem w obsługą linii. Żadna nie została zawieszona, ale autobusy kursują rzadziej. Część nie wyjechała dzisiaj z bazy.
Wczoraj prezes dostał pismo z nowymi postulatami. Związkowcy domagają się teraz podwyżki w wysokości 400 zł brutto dla każdego pracownika z wyrównaniem od marca. Do tego chcą, aby z okazji Dnia Komunalnika (1 maja) wypłacano wszystkim nagrodę w wysokości przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw (5.070 zł), a przed Wielkanocą oraz Bożym Narodzeniem po 500 zł premii świątecznych. Do postulatów płacowych związkowcy dołączyli… tekstylny: kierowców miejskich autobusów męczą krawaty, które muszą nosić cały rok, więc żądają, aby w okresie od maja do września, gdy panują największe upały, mogli ich nie zakładać do pracy.
O ile z krawatami prezes MPK nie powinien robić problemów, to spełnienie żądań finansowych bez zaangażowania właściciela spółki (gminy Legnica) wydaje się niemożliwe. Solidarność dała Zdzisławowi Bakinowskiemu czas do 17 kwietnia. Potem rozpocznie spór zbiorowy, który może zakończyć się strajkiem.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI