POLMED
Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  gospodarka i finanse  >  Current Article

MCZ – służba zdrowia ze znakiem jakości

Przez   /   12/11/2014  /   No Comments

- Przed nami stawiane są wysokie wymagania i oczekiwania, stąd naturalne, że nasza spółka dąży do najwyższych standardów i je skutecznie osiąga – mówi Edward Schmidt. Z prezesem spółki Miedziowe Centrum Zdrowia rozmawia Piotr Kanikowski.

Kiedy się rozmawia o polskiej służbie zdrowia, trudno uniknąć tonu rozczarowania i bezradności. Tymczasem według Rzeczypospolitej oraz Centrum Monitorowania Jakości w Służbie Zdrowia, MCZ prowadzi w Lubinie najlepszy szpital na Dolnym Śląsku i jeden z trzech najlepszych w Polsce. Jak Wy to robicie?

- Z ochroną zdrowia nie jest tak źle, jakby się wydawało. Jakość świadczenia usług zdrowotnych w szpitalach w Polsce generalnie rośnie. Dzięki temu, że ministerstwo powołało Centrum Monitorowani Jakości w Służbie Zdrowia, od kilku lat coraz więcej placówek wdraża u siebie te same standardy, które obowiązują w Europie i na świecie. Już nie jest tak, że każdy leczy po swojemu, według uznania ordynatora czy konkretnego lekarza – obowiązują sprawdzone procedury medyczne, przez co znacząco poprawia się przede wszystkim bezpieczeństwo pacjentów. Jeśli dodać do tego fakt, że szpitale dysponują dobrym sprzętem, mają fachową kadrę, wyremontowały budynki można być dumnym ze zmian, jakie zachodzą w tej sferze. Problem jest z dostępnością do szpitali i usług zdrowotnych. To wynika z limitów, jakie wprowadza Narodowy Fundusz Zdrowia z powodu ograniczonych środków, jakimi dysponuje.

A jak jest w MCZ? Jak zbudowaliście renomę, jaką ma dzisiaj w Polsce Wasz szpital w Lubinie?

- To musi trwać lata. Trzeba czasu, żeby wprowadzać właściwe procedury, przyzwyczajać do nich lekarzy, pielęgniarki oraz resztę personelu i sprawić, by oczekiwane zachowanie weszło całej załodze w krew, zaczęło stanowić swego rodzaju automatyzm. Przez ostatnie sześć lat bardzo ciężko pracowaliśmy na swoją pozycję. Pięliśmy się do góry w rankingach, ale też konsekwentnie zdobywaliśmy kolejne certyfikaty potwierdzające jakość naszych świadczeń. Na początku było to ISO 9001, potem program „Czysty szpital, czyste leczenie”, współpraca z Centrum Monitorowania Jakości z Krakowa, które oceniało nasze przygotowanie do akredytacji, kolejne ISO, tym razem w zakresie ochrony środowiska, bezpieczeństwa i higieny pracy, i tak dalej, i tak dalej. Równolegle na bieżąco prowadziliśmy w każdym oddziale analizę skuteczności leczenia, zdarzeń niepożądanych, zastosowania antybiotyków, zgonów, powtórnych hospitalizacji, powikłań operacyjnych i wszelkich innych aspektów działalności szpitala. Wyciągaliśmy wnioski, a poprzez eliminacje niekorzystnych czynników poprawialiśmy swoją jakość i bezpieczeństwo pacjenta – rzecz absolutnie dla nas najważniejszą. Dla zarządzającego szpitalem, posiadanie wykładni, jaką jest wykaz standardów Centrum Monitorowania Jakości, stanowi bardzo ważny element komunikowania się z lekarzami. Ja wiem, czego od nich wymagam, a oni wiedzą, na jakiej podstawie będę ich oceniał.

I chyba dzięki temu pacjenci też wiedzą, czego mogą oczekiwać przychodząc do szpitala?

- Dokładnie tak. W końcu całe to działanie jest nakierowane na pacjentów – bez nich istnienie szpitali nie miałoby przecież sensu. Zgodnie ze spojrzeniem, jakie promuje Centrum Monitorowania Jakości, chory musi mieć świadomość, że trafia do dobrego szpitala i że od początku jest bezpieczny. Obowiązkiem lekarzy jest informowanie na każdym etapie o jego prawach. Lekarze muszą też uzyskać zgodę pacjenta na każdy zabieg, któremu ma zostać poddany, uświadamiając jednocześnie powody, możliwość ewentualnych powikłań, itd. Proces edukacji pacjenta, jego świadoma zgoda i współuczestnictwo w procesie leczenia powodują, że czuje się bezpieczniej, wie na co choruje i, co ważne, umie dbać o swoje zdrowie także po zakończeniu hospitalizacji.

Słowo „procedury” może brzmieć dla pacjenta abstrakcyjnie, porozmawiajmy więc o konkretach. Wyróżnia Was, na przykład, wspomniany już przez Pana program „Czysty szpital, czyste leczenie”. Na czym polega?

- Naukowcy wykazali, że najwięcej zakażeń wewnątrzszpitalnych ma miejsce za sprawą personelu medycznego, który badając pacjentów przenosi bakterie z pacjenta na pacjenta. Żeby temu zapobiec, przy łóżkach zamontowaliśmy specjalne dozowniki ze środkiem dezynfekcyjnym, z których lekarze i pielęgniarki są zobowiązani korzystać po każdym badaniu chorego. Mamy też obserwatorów, którzy co jakiś wizytują oddziały, obserwują zachowania personelu i wyciągają wnioski. W efekcie, że w naszym szpitalu odnotowuje się coraz mniej zakażeń.

Czy tego rodzaju procedury można wdrażać tylko tam, gdzie ma się tak hojnego i troskliwego właściciela jak KGHM?

- Chcę powiedzieć jednoznacznie, że 95 procent tych procedur można wdrożyć w każdym szpitalu. Nie wymagają one bogatego mecenasa, a tylko i wyłącznie zaangażowania personelu. Przykładowo projekt „Czysty szpital, czyste leczenie” wymaga wprawdzie zakupu dozowników i dużej ilości dobrych środków dezynfekcyjnych, co początkowo podnosi koszty higieny. Ale ostatecznie jak się to zestawi z mniejszym zużyciem antybiotyków, mniejszą ilością powikłań i rzadziej występującą potrzebą przedłużonej hospitalizacji pacjentów, to ostatecznie rachunek ekonomiczny także wychodzi na plus. Inny przykład: znacząco zwiększyliśmy ilość badań bakteriologicznych. Przy przyjęciu i w trakcie hospitalizacji robimy posiewy na różnego rodzaju bakterie, które występują u pacjentów. Potem mając ustalone, na jaki rodzaj antybiotyków są wrażliwe, stosujemy tzw. kurację celowaną, czyli stosujemy antybiotyk dający pewność skutecznego leczenia. Oczywiście, ponosimy dodatkowe koszty ze względu na robienie badań bakteriologicznych, ale analizując rok do roku globalne koszty badań bakteriologicznych i antybiotyków widzimy, jak na skutek takiej polityki one maleją. Celowana kuracja antybiotykowa sprawiała, że chorzy szybciej odzyskiwali zdrowie i leki kosztowały szpital mniej.

Czy NFZ dostrzega tego rodzaju zależności i premiuje szpitale działające w podobny sposób?

- Przez wiele lat takiej premii nie było. Co prawda podczas negocjacji kontraktów można było mówić, że jesteśmy dobrym szpitalem, mamy akredytacje, wysokie miejsca w rankingach, i liczyć, że NFZ to doceni, ale na zasadzie dobrowolności. Obecnie przy wszystkich nowych konkursach w punktacji są uwzględniane wszystkie standardy akredytacyjne. To w sposób obiektywny przekłada się na finansowanie, choć oczywiście chcielibyśmy, aby to przełożenie było jeszcze wyraźniejsze. Zdrowy rozsądek podpowiada pytanie, dlaczego dobry szpital, mający wolne moce przerobowe, ma dostawać finansowanie dla tylu samo pacjentów, co szpital kiepski. Zdajemy sobie sprawę, że decydują o tym względy polityczne i społeczne, bo co zrobić z tym kiepskim szpitalem. Zamknąć go? Zwolnić ludzi? Kto na to pozwoli? Z tych powodów przepływ pacjentów z gorszych do lepszych szpitali nie następuje tak szybko, jak byśmy sobie życzyli, ale jednak jest faktem.

Jak Pan patrzy na małe, zadłużone, ale niekoniecznie złe szpitale, takie chociażby jak złotoryjski? Czy one mają szanse bytu?

- Trzeba spojrzeć na to przez pryzmat położenia geograficznego. Ideą, która kilka lat temu powstała w środowiskach medycznych, jest stworzenie mapy zapotrzebowań zdrowotnych. Nie ma powodu, żeby w odległości kilkunastu kilometrów od siebie funkcjonowały dwa wysokospecjalistyczne oddziały, dlatego że nie ma aż takiej ilości pacjentów, która uzasadniałaby ich ekonomiczny sens. Taki oddział, jeśli ma być dobry, zawsze kosztuje bardzo dużo. Ale jednocześnie to nie znaczy, że małe szpitale trzeba likwidować. W takich miejscach, jak na przykład Złotoryja, coraz bardziej potrzebne są szpitale zachowawcze, nastawione na opiekę długoterminową i niewymagające bardzo nowoczesnej, drogiej aparatury. Niecelowe wydają się oddziały zabiegowe w tak małej miejscowości. Choćby ich kadra była najlepsza, bez pieniędzy nie będzie w stanie świadczyć usług na najwyższym światowym poziomie. Przy ułatwieniach transportowych, dobrej sieci dróg, lądowiskach dla helikopterów, lepiej, żeby pacjent dojechał kilkanaście kilometrów do wysoko specjalistycznego centrum medycznego dysponującego nowoczesnym sprzętem do ratowania życia. Bolączką Dolnego Śląska jest to, że w każdej małej miejscowości jest jakiś szpital. Rozproszenie środków powoduje, że także w dużych jednostkach zadłużenie narasta.

A MCZ nie chciałby uporządkować tej sytuacji? To stąd kiedyś wyszła koncepcja, aby skupić działalność kilku okolicznych szpitali i skoordynować ich działalność. Ten pomysł jest już nieaktualny?

- Taka koncepcja wymaga porozumienia poszczególnych właścicieli szpitali w regionie. Jej wdrożenie nie jest proste, należy wybrać podmioty objęte taką regulacją, ustalić zasady i kierunki rozwoju, dokonać przeglądu oddziałów, podjąć trudne decyzje na temat zakresu przyszłego funkcjonowania, określić koszty, znaleźć sposób na restrukturyzację. Należy się zastanowić, kto miałby być takim regulatorem, który mógłby koordynować działalność służby zdrowia w regionie.

Kto powinien wziąć na siebie rolę regulatora?

- Naturalnym regulatorem mogłoby być Ministerstwo Zdrowia, tylko że ono jest daleko, więc może wojewodowie jako lokalne agendy rządu. Na pewno coś takiego się stanie, bo chaos, który powstał poprzez tworzenie nowych oddziałów przez prywatne dziwne spółki na terenie kraju wymaga interwencji. Konsekwencją tego chaosu było zamrożenie do 2016 roku nowych konkursów i podpisanie umów formie aneksów ze szpitalami już funkcjonującymi.

Czy nowa przychodnia zdrowia MCZ w Legnicy też trzyma te wysokie standardy, jakie stały się waszym znakiem rozpoznawczym w Lubinie?

- Jak najbardziej tak. Wystarczy odwiedzić tę przychodnię, by nie mieć co do tego żadnych wątpliwości. Wprowadziliśmy zintegrowany system zarządzania jakością wg. norm ISO, stosujemy doświadczenia z programu „Czysty szpital, czyste leczenie”. Kontraktujemy nowego rodzaju poradnie specjalistyczne. Mamy bardzo dobrze rozwiniętą podstawową opiekę zdrowotną. Choć zaoptowaliśmy już ponad 14 tysięcy pacjentów, to miejsc mamy znacznie więcej. Nadal każdego, kto się zgłosi, bez problemu zapiszemy do naszego POZ. Będzie mógł korzystać z naszej aparatury medycznej, ewentualnej kontynuacji leczenia w szpitalu Miedziowego Centrum Zdrowia i pomocy naszych specjalistów. Dla Legnicy zakupiliśmy świetne aparaty USG, wykorzystujące technologię 3D. Jako nieliczni na Dolnym Śląsku mamy w legnickiej przychodni rentgeny cyfrowe, dające obraz precyzyjny jak z aparatu cyfrowego. Dzięki temu lekarz oceniający zdjęcie widzi znacznie więcej szczegółów niż na tradycyjnym zdjęciu RTG, rozpoznaje najdrobniejsze zmiany. W naszym certyfikowanym laboratorium w Lubinie i w Legnicy aparaty podlegają codziennemu skalowaniu, co sprawia, że wyniki wykonywanych w nich badań są powtarzalne, miarodajne, pozwalające lekarzowi porównywać, czy objawy choroby się nasilają, czy wycofują. Pacjenci nie zdają sobie sprawy z tego, jak ważna jest jakość badań laboratoryjnych.
Stosujecie w swoich przychodniach system godzinowej rejestracji.

- W Lubinie posiadamy call center, centrum obsługi telefonicznej, w którym codziennie kilkanaście Pań rejestratorek ze słuchawkami na uszach i mikrofonami przy ustach, rejestruje w systemie komputerowym pacjentów na konkretną godzinę do dowolnej przychodni w Głogowie, Lubinie, Rudnej czy Legnicy. Pacjenci przychodzą o umówionej porze i są przyjęci z dokładnością co do kilkunastu minut.

Warunków, w jakich obsługujecie legniczan, może Wam pozazdrościć niejedna przychodnia w kraju.

- To jest budynek, który od początku był projektowany jako nowoczesna wielospecjalistyczna przychodnia zdrowia, spełniająca wszelkie standardy jeśli chodzi o bezpieczeństwo pacjenta, ale też z troską o jego samopoczucie. Staraliśmy się stworzyć miejsce z przyjazną atmosferą, odpowiednim klimatem, temperaturą, wilgotnością, światłem, kolorystyką. Cieszy nas wybudowany przez miasto parking obok przychodni, który jest ułatwieniem dla naszych pacjentów.

Z tego, co Pan mówi o kontraktowaniu nowych poradni, wynika, że przychodnia MCZ w Legnicy wciąż się rozwija. Jakie są plany?

- Uważamy, że w Legnicy jest zbyt mało poradni psychiatrycznych i chcemy uruchomić własną w przychodni MCZ. Zgłosiliśmy zapotrzebowanie do Narodowego Funduszu Zdrowia; mamy nadzieję na konkurs, który umożliwi realizację tych planów. Myślimy o poradni urologicznej. Na razie urolodzy w Legnicy przyjmują za odpłatnością, prywatnie, ale chcemy, aby możliwe było udzielanie porad także w ramach ubezpieczenia zdrowotnego z NFZ. Już teraz zapraszamy do przychodni rodziców z dziećmi, bo mamy i dobrych pediatrów, i specjalistę neonatologa, i endokrynologa dziecięcego. Diagnozujemy nawet najbardziej skomplikowane schorzenia u dzieci. Zachęcam więc wszystkich, by zapoznali się z pełną ofertą usług medycznych przychodni w Legnicy, czy to za pośrednictwem strony internetowej, czy też odwiedzając naszą placówkę.

Wspomniał Pan o abonamentach medycznych…

- Tak, bo poza tym, że sprzedajemy nasze usługi komercyjnie, świadczymy usługi dla NFZ, obejmujemy opieką ponad 17 tys. pacjentów w ramach abonamentów medycznych. Te abonamenty dają nieograniczony dostęp do specjalistów w ciągu 5 dni od zgłoszenia zapotrzebowania lub w sytuacjach pilnych od razu po zgłoszeniu. Upoważniają też do pakietu badań diagnostycznych.

Kto może wykupić abonament?

- To oferta skierowana dla zakładów pracy. Warunek jest taki, by przynajmniej 40 procent załogi przystąpiło do systemu. Jeśli przystąpi więcej niż 60 procent, można otrzymać dodatkowe świadczenia dla pracowników.

Czy czujecie misję, żeby poprzez propagowanie dobrych wzorców wymuszać na konkurencji dostosowywanie się do najwyższych standardów usług?

- MCZ jest członkiem Grupy Kapitałowej KGHM , która jest nie tylko wielkim pracodawcą, ale też dba o zdrowie zarówno swoich pracowników, jak i pozostałych mieszkańców regionu. Przed nami stawiane są wysokie wymagania i oczekiwania, stąd naturalne, że nasza spółka dąży do najwyższych standardów i je skutecznie osiąga. Wydaje się oczywiste, że jeśli na rynku usług medycznych pojawia się nowy podmiot, np. taka przychodnia jak nasza w Legnicy – świadcząca usługi na najwyższym poziomie – to wymusza na tzw. potencjalnej konkurencji lepsze zachowania. Wszyscy muszą się starać. Ten efekt w Legnicy oglądamy: obecność naszej przychodni poprawiła jakość usług zdrowotnych w całym mieście.

    Drukuj       Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.


* Wymagany

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>

You might also like...

2024_CW_CHÓR_NABÓR ver 6

Witelonka zaprasza chętnych do chóru akademickiego

Read More →