Podczas piątkowego wernisażu wystawy fotografii, pokazujących wędrówkę gigantycznych stad zebr, antylop i gazeli przez afrykańskie równiny, Andrzej Maciejewski wspominał zmarłego kilka dni wcześniej Czesława Pańczuka, współtwórcę “Panoramy Legnickiej” i redaktora naczelnego “Konkretów”. Jemu zadedykował ekspozycję w holu teatru, dziękując za wsparcie dla swoich pasji.
To był wieczór pięknych wspomnień. Poza życzliwością Czesława Pańczuka, który chętnie udostępniał mu łamy swych pism, Andrzej Maciejewski wspominał przede wszystkim swoje wyjazdy do Afryki. Podzielił się z gośćmi wernisażu fragmentem filmu, który nakręcił na Czarnym Lądzie. Opowiadał o nieprzebranych stadach zwierząt, które co roku przemierzają tysiące kilometrów w poszukiwaniu wody i pastwisk. Równie wymownie do wyobraźni przemawiały kadry pochwycone Nikonami podróżnika. Kilkadziesiąt zdjęć, które złożyły się na ekspozycję w Starym Ratuszu, to wybór z ponad 4 tysięcy fotografii zrobionych podczas ubiegłorocznego wyjazdu Andrzeja Maciejewskiego do rezerwatów Serengeti i Masai Mara oraz w krateru Ngorongoro.
Wybrał się Pan do Afryki specjalnie, aby sfotografować migrację antylop?
Andrzej Maciejewski: – Tak, zaplanowałem sobie safari z aparatem fotograficznym. Afryka jest moją pasją. Od kilku lat gromadzę fundusze, by raz na rok pozwolić sobie takie wyjazdy. Ten był czwarty. I mam nadzieję, że nie ostatni.
Podczas wernisażu kilka razy wyznał Pan miłość Afryce. Łatwo się w niej zakochać?
- Ja wyssałem tę miłość z mlekiem matki. A właściwie mą wyobraźnię zapłodnił ojciec, który opowiadał mi historię swojego pobytu w Afryce i fantastycznych wyczynów na safari. Karmił mnie tymi opowieściami przez wiele lat, dopóki nie zrozumiałem, że nigdy nie był w Afryce. Ale wówczas było już za późno: wytworzył się we mnie głód poznawczy i zawładnęło mną marzenie, aby zobaczyć Afrykę. Resztę dopełniła literatura, pieśni, własne poszukiwania. A przypieczętowała moje uczucia lektura książek Karen Blixen.
Pańskie fotografie też aż proszą się o książkę. Nie myślał Pan, aby je wydać w formie albumu?
- Zacząłem już zbierać materiały do książki, która będzie zbierać powiedzenia i przysłowia ludów kultury suahili. Wyjeżdżając do Tanzanii czy Kenii spisuję ludowe mądrości od wieków przekazywane z pokolenia na pokolenie. Chcę to wydać w trzech wersjach językowych: polskiej, angielskiej i suahili. Uzupełnieniem tekstu będą moje fotografie.
Kiedy Pan wraca do Afryki?
- Jeśli się uda, to jeszcze w tym roku. Znów wybieram się w rejon wielkiej migracji zwierząt, ale tym razem nie tyle po zdjęcia, co po materiały do książki, o której wspomniałem. Mam sporo powiedzeń i przysłów, które chciałbym na miejscu omówić z mieszkańcami Afryki i zweryfikować. Postaram się dotrze do prawdziwych Masajów czy wojowników Samburu, aby z nimi porozmawiać.
Fotografia też jest pasją?
- Dużą i ważną. Żałuję, że zabrałem się za nią tak późno, bo zaledwie trzy lata temu na poważnie wziąłem aparat fotograficzny do ręki. Stąd moje obawy przed spotkaniami tego rodzaju jak ta wystawa. Zdaję sobie sprawę, że moje zdjęcia będą oglądane przez ludzi, którzy naprawdę znają się na fotografii lepiej niż ja. To dla mnie zawsze powód do tremy, bo w duszy wciąż czują się amatorem.
Rozmawiał Piotr Kanikowski
FOT. PIOTR KANIKOWSKI