Prokuratura Rejonowa w Legnicy wszczęła śledztwo sprawie stworzenia niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia wielu osób w otwartym pomimo lockdownu legnickim pubie Ministerstwo Śledzia i Wódki. Nikomu nie postawiono zarzutów, ale zarówno właściciele, jak i klienci lokalu mogą się spodziewać wezwań. – To bezprawne szykany – odpowiada Piotr Borodawcz-Białoskórski, współwłaściciel Ministerstwa.
Śledztwo zostało wszczęte 5 lutego. Jak informuje prokurator Radosław Wrębiak, szef Prokuratury Rejonowej w Legnicy, dotyczy sprowadzenia 29 stycznia 2020 r. w lokalu Ministerstwo Śledzia i Wódki niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia wielu osób poprzez sprowadzenie zagrożenia epidemiologicznego. Chodzi o niebezpieczeństwo rozprzestrzeniania się wirusa SARS CoV-2 pomiędzy klientami a obsługą lokalu, co mogło prowadzić do zakażenia się chorobą zakaźną COVID-19. Czyn ten jest opisany w artykule 165 paragraf 1 Kodeksu karnego i zagrożony karą od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności.
- Zapoznaliśmy się z materiałami Komendy Miejskiej Policji w Legnicy – mówi prokurator Radosław Wrębiak. – Bezpośrednią podstawą do wszczęcia śledztwa były okoliczności zdarzenia, tj. ilość osób przebywających w lokalu (ok. 50), fakt nie noszenia maseczek przez część klientów, brak zachowanego dystansu. Ale istotne były też prowokacyjne zachowania wobec osób interweniujących: skracanie dystansu, przybliżanie się wbrew obowiązującym obostrzeniom. To wszystko składnia do twierdzenia, że w nniejszej sprawie mamy już do czynienia z uzasadnionym podejrzeniem popełnienia przestępstwa.
Śledztwo jest prowadzone w sprawie – nikomu nie postawiono zarzutów. Dotyczy zarówno właścicieli Ministerstwa Śledzi i Wódki, jak i klientów. Wobec drugiego legnickiego lokalu, który otworzył się wbrew rządowym zakazom – Planty – śledztwo się jeszcze nie toczy. Ale prokurator analizuje materiał pod kątem naruszenia tego samego paragrafu
- Działania prokuratury są niezależne od postępowania sanepidu – informuje prokurator Radosław Wrębiak.
Piotr Borodacz-Białoskórski, współwłaściel lokalu Ministerstwo Śledzia i Wódki, podkreśla, że dopóki państwo nie wprowadziło stanu wyjątkowego i nie płaci przedsiębiorcom rekompensat za wstrzymanie ich biznesów, to wprowadzony rozporządzeniem (nie ustawą) zakaz otwierania restauracji pozostaje bezprawny. Łamie Konstytucję. Śledztwo może się toczyć, ale – wierzy – niezależne sądy nikogo na tej podstawie prawnej nie skażą.
- Odbieram zarówno postępowanie sanepidu, jak prokuratury jako szykany – mówi Piotr Borodacz-Białoskórski. – Nie zamkniemy Ministerstwa Śledzia i Wódki. Zarzucanie nam, że stwarzamy w lokalu zagrożenie epidemiologiczne, brzmi kuriozalnie w kontekście przepełnionych autobusów, które codziennie wożą ludzi do pracy na strefę. Czyżby tam, w pociągach, w fabrykach, w zatłoczonych Biedronkach zagrożenie nie istniało? Robimy co można, aby wszystkim w Ministerstwie zapewnić bezpieczeństwo. Zachowujemy dystans między stolikami. Dezynfekujemy je regularnie. Personel nosi maseczki ochronne i rękawiczki. Mamy też maseczki dla klientów, bo pilnujemy, aby zasłaniali usta i nos. Zdejmują je tylko do konsumpcji. Korzystamy ze sprawnego, wydolnego systemu wentylacji.
Ministerstwo Śledzia i Wódki otworzyło się 29 stycznia. Jako pierwsze w Legnicy złamało lockdown. Potem na podobny ruch zdecydowała się restauracja Planta. Innych równie odważnych nie ma. Ale w Stacji Gliwickiej można zjeść obiad… zatrudniając się przed konsumpcją w charakterze testerów smaku.
Piotr Borodacz-Białoskórski ma nadzieję, że klienci nie przestraszą się prokuratury. Nie sądzi, aby klientom lokalu groziło wezwanie na przesłuchanie, bo policja nikogo z gości nie wylegitymowała i nikogo nie spisała.
Łamiąc lockdown, Ministerstwo Śledzia i Wódki broni się przed plajtą. Zamknięcie, przeciągane w nieskończoność przez rząd, rujnuje właścicieli pubu. Pieniądze, które lokal znów zarabia od 29 stycznia, idą na wypłatę wynagrodzeń dla pracowników, spłatę zobowiązań.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI
Wracając do poprzedniego wpisu to wbrew pozorom bardzo dobra dla nas wiadomość i wręcz powinniśmy zachęcać “prokuratorów władzy” do stawiania tych absurdalnych zarzutów. Bo żaden niezawisły prokurator nie odważy się publicznie na taki blamaż o sądzie już nie wspominając. A tych co się odważą to jest duża szansa, że w niedalekiej przyszłości wszystkich ich rozliczymy i “wypłacimy” to co im się należy. Jak już wspomniałem to zawsze głośno ryczy ten kolos na glinianych nogach przed momentem gdy czuje, ze za chwilę zostanie rozwalony w pył. Według mnie stosowanie przez prokuratorów art.165 K.K. w tych sprawach jest przekomiczne i całkowicie kompromitujące tych dupolizów z prokuratury. Mam nadzieję, że sądy karne szybko będą uchylać postanowienia o zakazie prowadzenia działalności, a wtedy to my dobierzemy się im do czterech liter z całą surowością prawa zarówno na podstawie przepisów karnych jak i cywilnych odszkodowawczych. I nie będzie zmiłuj się. Z wyrazami szacunku Grzegorz Galiński
Nie co się martwić. To zwykłe strachy na lachy. Komu kończą się merytoryczne argumenty to zawsze posuwa się do agresji. I w tym przypadku jest tego jaskrawy przykład. Wystarczy tak jak w przypadku bezprawnych mandatów za przekraczanie rzekomej prędkości znać swoje prawa i umieć je egzekwować. Wiem coś o tym, bo byłem jednym z trzech muszkieterów, którzy podjęli walkę z tym opresyjnym systemem i to z całkiem niezłym skutkiem. Tutaj widzę większą szansę bo władza sądownicza jest wyrażnie skonfliktowana z władzą ustawodawczą i wykonawczą. W związku z tym jest bardzo duża szansa , że gdy sprawa trafi do Sądu to sąd orzeknie zgodnie z prawem na naszą korzyść. Oczywiście możemy trafić na “sędziego władzy” z klapami na oczach ,ale na szczęście mamy druga instancję. Tak samo jak z bezprawiem radarowym oferuje swoja pomoć. Z wyrazami szacunku Grzegorz Galiński