Sąd wysłuchał mów końcowych w procesie ks. Włodzimierza G., byłego proboszcza z Legnickiego Pola, oskarżonego o przywłaszczenie i zdefraudowanie ponad 1,2 mln zł z konta parafii. Prokurator wnioskował o łagodną karę: 13 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu i 6 tysięcy złotych grzywny, plus obowiązek naprawienia szkody. Obrona prosi o warunkowe umorzenie sprawy, wskazując, że do sprzeniewierzenia dotacji doszło nieumyślnie.
Z wyjaśnień obrony wynika, że w 2022 roku do proboszcza Legnickiego Pola zadzwonił nieznajomy mężczyzna mówiący ze wschodnim akcentem i zaproponował przekazanie darowizny w kwocie trzydziestu kilku tysięcy złotych. Ks. Włodzimierz G. nie zdziwił się, bo wielokrotnie wcześniej przyjmował od ofiarodawców różne kwoty i wykorzystywał dla dobra parafii. Czerwona lampka nie zapaliła się w głowie księdza również wtedy, gdy nieznajomy polecił mu zainstalować na komputerze program Anydesk. To oprogramowanie, przed którym od lat przestrzegają policjanci. Gdy zostało zainstalowane, oszust mógł obserwować wszystko, co wyświetlało się na pulpicie komputera księdza. W następnym kroku nieznajomy zażądał, aby celem potwierdzenia konta, na które ma trafić darowizna, proboszcz przelał mu niewielką kwotę. Włodzimierz G. zrobił to, co pozwoliło przestępcy podejrzeć dane, których ksiądz używał logując się na stronie banku.
Prywatne konto księdza jest połączone z rachunkiem parafii. Najpierw zniknęły z niego prywatne oszczędności proboszcza. Potem kawałek po kawałku zaczęły z niego wyparowywać pozyskane dla parafii dotacje na remonty świątyń: ponad milion złotych z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz 200 tys. zł z budżetu gminy Legnickie Pole. Podejrzewając oszustwo, bank zablokował te transakcje. Bankowy konsultant przestrzegał proboszcza, że odbiorcą jest podejrzany podmiot działający na giełdzie kryptowalut, ale ks. Włodzimierz G. zdecydowanie polecił mu dokończenie operacji. Według obrony, kapłan był szantażowany przez oszusta. Zaufał mu, że potwierdzenie przelewów jest warunkiem zwrócenia wszystkich pieniędzy.
- Pozostawał pod silnym wpływem dzwoniącego sprawcy i nie widział innych możliwości, żeby pieniądze odzyskać – w mowie końcowej przekonywała obrończyni księdza. – Oskarżony w żadnym momencie nie godził się, nie pozwalał i nie przewidywał, że środki na koncie parafialnym mogą zostać wyprowadzone.
Co innego twierdzi prokurator Mariusz Kluczyński. W mowie oskarżycielskiej przekonywał sąd, że motywacje księdza Włodzimierza G. wcale nie były tak szlachetne. Logika i doświadczenie życiowe wykluczają, by dla trzydziestu kilku złotych darowizny od nieznajomego mówiącego przez telefon ze wschodnim akcentem duchowny zaryzykował utratę miliona złotych. Według prokuratury, dowody – w tym zeznania świadków obrony – wskazują, że proboszcz planował zainwestowanie pieniędzy w kryptowaluty.
- Środki na tę inwestycję miały pochodzić tylko z jego prywatnego konta. Finalnie jednak ksiądz w ciągu kilku dni wytransferował także ponad milion złotych z konta parafii - mówił Mariusz Kluczyński.
Te wytransferowane 1,2 mln zł stanowiły publiczne dotacje, które absolutnie nie mogły być wykorzystane na inny cel niż wskazany przez ministerstwo i gminę. Zdaniem oskarżenia, ksiądz je sobie przywłaszczył.
-Ksiądz Włodzimierz G. traktował je jak swoje, wbrew zapisom umów – mówił Mariusz Kluczyński.
Transakcje, których dokonywał, miały polegać na kupnie kryptowalut, co zawsze wiąże się z wysokim ryzykiem.
- Bez konsultacji z żadnym z przełożonych sprawił, że środki z dotacji trafiły na konta osób w jakimś sensie współpracujących z oskarżonym – twierdzi prokurator.
Mec. Piotr Wanic, reprezentujący pokrzywdzoną parafię, nie ma wątpliwości: – Całość zgromadzonego materiału dowodowego wskazuje jednoznacznie na motywy działań oskarżonego – mówi. - To była w pełni świadoma inwestycja w kryptowaluty. Inwestycja wysokiego ryzyka. Oskarżony położyć na szali publiczne pieniądze, kierowany chęcią odzyskania swoich prywatnych środków finansowych. Spokój, totalne opanowanie podczas potwierdzana transakcji w banku świadczy, że wiedział co robi. Wbrew linii obrony, ks. Włodzimierz G. nie był wcale szantażowany. Licząc, że odzyska swoje pieniądze, pozwolił, by konto parafii zostało całkowicie wyczyszczone.
Sąd ogłosi wyrok za tydzień. Za przestępstwo, o które oskarżony jest ks. Włodzimierz G., kodeks karny przewiduje do 10 lat pozbawienia wolności. Prokuratura uważa, że w tym przypadku wystarczy uznanie kapłana za winnego oraz orzeczenie kary 1 roku i 1 miesiąca więzienia w zawieszeniu. Do tego 6 tysięcy złotych grzywny i obowiązek naprawienia szkody, tzn. zwrócenia 1 mln 64 tys. zł Skarbowi Państwa oraz 150 tys. zł gminie Legnickie Pole. Obrończyni księdza wnosi o zmianę kwalifikacji czynu poprzez uznanie, że do sprzeniewierzenia dotacji doszło nieumyślnie. Chce by sąd warunkowo umorzył postępowanie i orzekł obowiązek naprawienia szkody do kwoty 30 tys. zł. Argumentuje, że zwrot pozostałej sumy zostanie sprecyzowany w wyroku procesu cywilnego, który parafia wytoczyła ks. Włodzimierzowi G.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI