Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  styl życia  >  Current Article

Jerzy Rak: Dobro jest jak narkotyk, wciąga

Przez   /   03/04/2019  /   1 Comment

- Od 20. roku życia zajmuję się manualnym nastawianiem kręgosłupa i – szczerze mówiąc – wrosło to we mnie. Gdyby odebrać mi możliwość tego rodzaju pracy, umarłbym – opowiada o sobie Jerzy Rak. Oto rozmowa z legnickim bioenergoterapeutą, osteopatą i healerem. Wyjątkowa, bo niedawno minęły 44 lata od dnia, w którym ujawniły się jego zdolności.

Świętował Pan w grudniu 2018 roku swoje 44-lecie pracy uzdrowicielskiej. Czy można powiedzieć, że 44 lata minęły jak jeden dzień?
- Można, bo rzeczywiście tak było. Już od listopada o tym myślałem, a kiedy zbliżała się data jubileuszu, oszołomienie tylko się wzmagało. Nie bardzo rozumiałem, jak możliwy jest taki szmat czasu – i nagle zacząłem liczyć… Lata. Szybko minęły. Był to czas bardzo intensywny. W archiwum, które przeglądałem niedawno, poza dziesiątkami zdjęć, zobaczyłem sporo wywiadów lub innych tekstów prasowych poświęconych mojej działalności. Więc także w ten sposób da się odmierzyć czas, który minął od pierwszego uzdrowienia, czyli 12 grudnia 1974 roku.

Pamięta Pan tamten dzień?
- Tak. Pamiętam go jako dzień cudownego uzdrowienia. Dzięki przyłożeniu rąk do brzucha, usunąłem zmiany nowotworowe w obrębie jajnika.

Wspomniał Pan kiedyś w jednym z wywiadów o tremie. Czy po tylu latach wciąż odczuwa Pan tremę?
- Nic się nie zmieniło: wciąż odczuwam tremę przed wizytą każdego pacjenta. To dla mnie coś całkowicie naturalnego. Pomaga mi się zmobilizować. Na pewno dzięki niej odczuwam większą odpowiedzialność. Z wiekiem lepiej też zdaję sobie sprawę, co oznaczają wypowiadane przeze mnie słowa i jak ważna jest precyzja w języku, którego używa się wobec ludzi.

Zajmuje się wieloma dziedzinami medycyny. Która z nich jest Pana ulubioną?
- Od zawsze i na zawsze najbliższe mi pozostanie manualne nastawianie kręgosłupa. Zajmuję się tym od 20. roku życia i – szczerze mówiąc – wrosło to we mnie. Gdyby odebrać mi możliwość tego rodzaju pracy – umarłbym. Coś w tym jest. Choć kiedy zacząłem szukać odpowiedzi na pytania, dotyczące życia, słyszałem ciągle, aby zawsze mieć plan B, C i D, nie zamykać się w życiu na różne rozwiązania.

Dziesiątkom ludzi w beznadziejnej – wydawałoby się – sytuacji, przywrócił Pan zdrowie. To wystarczy, by po 44 latach czuć zawodowe spełnienie?
-Tak, choć przecież wiem, że nie zawsze było tak różowo. Zdarzały się też naprawdę piękne momenty. Było ich co najmniej kilka.

Przewrotnie zapytam o te słabsze. Czy w ślad za nimi nie pojawiło się zwątpienie w sens dalszej pracy?
- Nie, nigdy. Uważam, że mój zawód jest piękny, ma ogromny sens moralny i społeczną wagę. Znam ludzi, którzy zmagali się z momentami zwątpienia w siebie. W takich chwilach stawiali sobie pytanie, czy to jest droga, którą powinni wybrać. Ja nigdy nie miałem takich wątpliwości. Wyznaję to z pewnym zakłopotaniem.

Widzę w tym ślad tak charakterystycznego dla Pana pozytywnego nastawienia do życia. Czy słusznie?
- Doświadczenie, jakie zdobyłem podczas tych trudnych lat, przydało się w późniejszym życiu. Przekonałem się, że są dwa sposoby zrobienia tej samej rzeczy: łatwy i trudny. Gdy mamy możliwość wyboru, zawsze wybieramy ten łatwy sposób, gdyż umożliwia on większą wydajność, oszczędza czas i energię. Jeżeli jednak coś przychodzi nam zbyt łatwo, niektórym wydaje się, że na to nie zasłużyli. Długo by o tym mówić.

Po co Panu pomaganie? Kim by Pan był, gdyby nie czuł potrzeby ratowania innych?
- Byłbym tym, kim jestem. Nikt mi nie mówił: “Masz być dobry”. Powtarzam: “W każdym jest dobro”. Tego się nauczyłem, gdy przez całe życie starałem się wniknąć w głąb drugiego człowieka. To lekcja dla uzdrowicieli. Kiedy pomagam komuś, nawet na ulicy, a on się uśmiecha i dziękuje, czuję coś dziwnego. Radość, która nie wiadomo skąd przychodzi. Tak samo jest, kiedy znajduję w Księdze Pamiątkowej wpis: “Dziękuję, bo dzięki panu lepiej mi się żyje, jestem zdrowy, dziękuję, że pan jest”. Od tego jakoś lepiej się oddycha. Dobro jest jak narkotyk, wciąga. Było tak fajnie, że z chęcią zrobię to drugi raz.

Ale to chyba nie jest najpowszechniejsze doznanie? Inaczej wszyscy bylibyśmy dla siebie nawzajem lepsi niż jesteśmy. Dlaczego akurat Pan to robi?
- Bo znalazłem się na innej planecie. Planecie innych uczuć, wartości.

Tak postrzegają Pana chorzy? Jako człowieka z innej planety?
- Jestem dla nich zwyczajnym człowiekiem. Pacjenci widzą we mnie jakiegoś pana, który się tylko uśmiecha. Błyskawicznie znajduję z nimi kontakt, bo jako uzdrowiciel musiałem nauczyć się łapać kontakt werbalny.

Miał Pan ochotę kiedykolwiek obalić swój charakterystyczny styl?
- Koncentruję się na tym, żeby wiązać się z wartościowymi ludźmi. Ludzie, z którymi się stykam, nigdy nie są fałszywi w stosunku do mnie – i ja jestem szczery w stosunku do nich. Więc kiedy słyszę, że mam styl, to nie bardzo wiem, na czym to polega. Po prostu robię to, co czuję.

Popularność i fakt, że jest się „tym panem z telewizji”, pomaga czy raczej szkodzi w prowadzeniu działalności?
- Wszystko, zawsze i wszędzie, zależy od człowieka.

A gdy dziennikarze pytają o metodę na sukces, co Pan im odpowiada?
- Nikt mnie nie zmuszał, bym z uporem maniaka poznawał tajniki wiedzy medycznej i paramedycznej oraz próbował się rozwijać w zawodzie, który wydawał się dostępny kilku uprzywilejowanym mistrzom duchowym. Moja metoda? Próbować aż do skutku. Jestem książkowym przykładem wyśnionego ajurwedyjskiego snu – najpierw niczym nie skrępowane marzenia, potem ciężka praca, następnie małe kroczki do przodu aż w końcu upragnione cudowne uzdrowienia. Nie wiem, czy tak się stało bo jestem wyjątkowy, czy znalazłem się po prostu w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Od 20. roku życia wierzyłem w to, że mi się uda. Ta wiara rozpalała mnie i dawała przekonanie, że mam siłę i predyspozycje, żeby do tego doprowadzić. Bez niej by mi się nie powiodło. Dzięki niej z uporem maniaka brnąłem do przodu i rozwijałem we wszystkim, co mogło okazać się pomocne.

Więc wystarczy po prostu wiedzieć, czego się chce, i to robić?
- Tak mogłaby brzmieć moja dewiza. U innych ludzi dużym problemem jest strach i zagubienie. Sądzę, że jeśli nie jesteś czegoś pewny albo boisz się tego, czego chcesz, to stwarzasz blokadę, która skutecznie uniemożliwia realizowanie pragnień. Nie znoszę, kiedy ludzie nastawiają się negatywnie do świata. Kiedy mówią, jak bardzo chcą, ale podkreślają jednocześnie, jak bardzo trudno będzie im to osiągnąć. Nie można stać na straconej pozycji. Tylko gotowość na trud daje siłę do zwalczania wszelkich przeciwności. Moja historia to historia Jerzego – myśliciela, który stara się przeniknąć istotę Wszechświata. Jestem żywo zainteresowany nauką i granicami, jakie stawiają jej ograniczenia ludzkich możliwości poznawczych. Chcę dotknąć tych granic, a jeśli się uda, to również je przekroczyć.

Wszystko to zachowując radosny dystans do świata?
- Podchodzę do uzdrawiania z rezerwą i poczuciem humoru. Ja się nim po prostu bawię, co nie oznacza wcale lekkiego traktowania chorych, którzy zgłaszają się do mnie po pomoc. Znalazłem własny sposób podejścia do tego świata. Obracając się wśród ludzi , którzy coś sobą reprezentują, szalenie dużo się uczę. Niektórzy podają mi rękę, niektórzy nie, ale fakt, że się o nich ocieram, dodaje mi otuchy, że mogę czegoś w życiu dokonać.

Nerwy też są?
- Straszne. Ale wykształciłem w sobie bardzo ważną właściwość. Pracując, potrafię odizolować się od impulsów z zewnątrz, nie odczuwać niepowodzeń. To mnie chroni przed nostalgią. Do tego dochodzi walka o byt, o znalezienie sposobu na zabezpieczenie egzystencji. Na szczęście nie mam tego, co zauważam u większości ludzi, to znaczy ciągłej potrzeby pracy. To mnie wyróżnia. Pewnie dlatego inni widzą we mnie kogoś, kto umie korzystać z życia.

Postrzegają Pana jako dziwaka?
- Podobno nie zdaję sobie sprawy, jakie wywieram wrażenie na pacjentach. Słyszałem, ze dzięki mnie oni także znajdują jakąś odskocznię. Inny sposób na życie.

Bo Pan się tą pracą bawi?
- Tak, bo ja się nią bawię i mam żartobliwy stosunek do wszystkiego. Fakt, jestem z innego świata. Dlatego widzę rzeczy, których przeciętny śmiertelnik nie dostrzega. Zawsze podkreślam, jaką ma wartość poznanie Wszechświata, wyjście poza własny pępek.

tekst sponsorowany

    Drukuj       Email
  • Publikowany: 2092 dni temu dnia 03/04/2019
  • Przez:
  • Ostatnio modyfikowany: Kwiecień 4, 2019 @ 8:00 am
  • W dziale: styl życia

1 komentarz

  1. Legniczaninn pisze:

    Nie wstyd Wam reklamować szarlatana, naciągacza?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.


* Wymagany

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>

You might also like...

Bibloteka

Harcerze niosą Betlejemskie Światło Pokoju

Read More →