Radna Anna Płucieniczak (PiS) przyszła na dzisiejszą sesję Rady Miejskiej Legnicy tylko żeby podpisać listę obecności. Na początku bloku głosowań, kwadrans po dziesiątej, wyszła z sali obrad i już do ratusza nie wróciła. Zostawiła jednak wciśniętą w czytnik kartę, dzięki czemu system komputerowy nie odnotował jej nieobecności. Będzie dieta?
Anna Płucieniczak zajmuje miejsce przy stole obok Adama Wierzbickiego. Wierzbicki spędził na sesji 2,5 godziny, zabierał głos, zgłaszał interpelacje. Płucieniczak podpisała listę obecności i tyle. Ulotniła się kilkanaście minut po rozpoczęciu obrad. Nie brała udziału w głosowaniach nad 11 projektami uchwał. Obrady zakończyły się tuż przed godziną 12.30. Krzesło radnej PiS do końca zostało puste. Ale w czytniku przez cały czas tkwiła jej indywidualna karta. Ponieważ przed wyjściem Anna Płucieniczak nie wylogowała się z systemu, podczas głosowań występowała jako “obecna na sali”, ale “nie biorąca udziału w głosowaniu”.
Z formalnego punktu widzenia Anna Płucieniczak była dzisiaj na sesji obecna tak samo jak Adam Wierzbicki i cała reszta radnych. Należy się jej dieta za posiedzenie (198 złotych).
Na nieobecność radnej zwrócił uwagę radny Jan Szynalski (PO). Oburzył go fakt, że choć Anna Płucieniczak nie uczestniczy w sesji, jest traktowana tak, jakby siedziała tu razem z wszystkimi. Został skarcony przez przewodniczącego Wacława Szetelnickiego, że na poprzedniej sesji Szynalskiemu też zdarzyło się na chwilę wyjść podczas głosowania. Jednocześnie Szetelnicki zbagatelizował sytuację. Wyjaśnił, że nie jest jeśli radny zostawi w czytniku swoją kartę, to on nie jest w stanie ustalić, czy jej posiadacz zniknął na dobre, czy tylko wyszedł do toalety.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI
Drukuj
Email
