Galeria6
Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  wiadomości  >  Current Article

Czy Sara żyje? Andrzej M. zwodzi nie tylko legniczankę?

Przez   /   12/10/2022  /   No Comments

Od miesiąca pani Agnieszka z Legnicy próbuje odzyskać swego kota. Andrzej M. z Brzegu, który podstępem przejął 3-miesięcznego ciężko chorego kota w typie persa, nie chce go oddać. Uruchomił w internecie zbiórkę na jego leczenie. Dopiero wtedy do pani Agnieszki zaczęło docierać mnóstwo niepokojących informacji. Nie wiadomo, czy kociątko żyje.

Kotka pani Agnieszki, pers, okociła się w czerwcu. 9 września lekarz weterynarz zdiagnozował u malucha FIP – zakaźne zapalenie otrzewnej. To postępująca śmiertelna choroba wywoływana przez koronawirusa, której jednym z objawów jest raptownie powiększający się brzuch. W jamie otrzewnej gromadzi się lepki płyn, który stopniowo prowadzi do uduszenia się zwierzęcia. Oficjalnie nie ma to lekarstwa. Nieoficjalnie są sprowadzane z Zachodu zastrzyki, które w wielu przypadkach uratowały koty przed śmiercią. Na Facebooku funkcjonują grupy pomocowe dla właścicieli kotów z FIP-em.

Część 1, w której pojawia się dobry człowiek

Agnieszka zapisała się na jedną z nich, FIP Polska. Zamieściła dramatyczny apel o ratunek dla kociątka i niemal natychmiast, w ciągu kilku minut, zgłosił się do niej Andrzej M. Napisał, że ma leki na pełną 84-dniowa kurację i jest w stanie uratować maleństwo, ale musi je zabrać do siebie, do Brzegu.

- Popłakałam się ze szczęścia, że są tacy dobrzy ludzie – mówi pani Agnieszka. Andrzej M. kazał jej usunąć post z grupy FIP Polska, aby nie prowokować hejterów. Zrobiła to bez namysłu. W końcu miała człowieka, który uratuje jej kociątko. Była noc z soboty na niedzielę.

Kilkanaście godzin później mieli się spotkać w połowie drogi, w galerii handlowej Wroclavia we Wrocławiu. Agnieszka miała przywieźć pociągiem kota, Andrzej M. zastrzyk, żeby od razu podać pierwszą dawkę leku.

Jak go zobaczyła w tej galerii – kompletnie nie sprawiającego wrażenia gościa, którego stać na drogą kurację – poczuła, że coś jest nie tak. Była jednak jak otumaniona strachem o kota, który bez podania lekarstwa mógłby nie przeżyć 2-3 dni. Przekazała mu Sarę i wróciła do Legnicy.

Część 2, w której Andrzej M. ściąga maskę

Już w pociągu wiedziała, że musi ją odzyskać. W tę samą niedzielę zażądała, by zadeklarował zwrot kota po skończonej kuracji.

- Odmówił, więc moje wątpliwości co do uczciwych zamiarów Andrzeja M. urosły do zenitu i za namową moderatora, który zaoferował pomoc w leczeniu, zażądałam niezwłocznego zwrotu kotki. Odpisał, że to jest jego kot i o co mi chodzi. Groził, że wstrzymuje leczenie – opowiada Agnieszka.

Gdy zapowiedziała zgłoszenie oszustwa policji, odpisał przez Messenger, że doszło do nieporozumienia i kazał przyjechać po kota. Ale nie podał adresu i zażądał, by legniczanka miała przy sobie dowód, że mały pers należy do niej.

Zaczęła szukać w internecie informacji o Andrzeju M., pytać o niego na forach. Im więcej się dowiadywała, tym większy czuła niepokój. Bezrobotny, mieszkający z niepracującą partnerką i czwórką dzieci w mieszkaniu komunalnym, zarejestrował we wrześniu br. fundację, która zajmuje się m.in. chowem i hodowlą oraz działalnością weterynaryjną. Ma pod opieką kilkanaście kotów („przeważnie z zapaleniem otrzewnej” – pisze). Podobno – to szczególnie niepokojąca, ale jak dotąd niepotwierdzona wiadomość – zdarzył się w jego domu przypadek panleukopenii. Panleukopenia jest niezwykle groźną kocią chorobą zakaźną powodującą szybkie wyniszczenie organizmu i nieuchronnie prowadzącą do śmierci. Wywołujący ją wirus utrzymuje się poza organizmem – na sprzętach, podłodze, ubraniu – przez rok. Jeśli dostałby się do organizmu kociątka obniżonej odporności, z FIP-em, natychmiast by je zabił. Między innymi dlatego Agnieszka od miesiąca nie ma pewności, czy Sara żyje.

Część 3, w której Andrzej M. zbiera kasę

Andrzej M. próbuje zbierać na jej leczenie pieniądze w serwisie Pomagam.pl. Pisze nie tylko, że kotka ma FIP, ale też że została uratowana z pseudohodowli, co jest nieprawdą. „Dochodzi do siebie po traumatycznych przejściach jest skrajnie niedożywiona. Przyjmuje grzecznie bardzo drogie leki na zapalenie otrzewnej jest pod kontrolą lekarza”.

- Zabroniłam prowadzenia zbiórki na mojego kota. Bez zgody właściciela zwierzęcia to nielegalne – podkreśla Agnieszka.

Andrzej M. i jego fundacja prowadzą więcej internetowych zbiórek na tego i inne koty. Wszystkie idą słabo. Na Sarę (przemianowaną przez Andrzeja M. na Sonię) 30 osób wpłaciło łącznie 755 zł. To tyle co nic, bo pełna kuracja jednego kota z neurologicznym FIP-em kosztuje 15-30 tys. zł. A Andrzej M. – bezrobotny z Brzegu – w serwisie Ratujmyzwierzaki.pl pisze, że większość z kilkunastu kotów w jego fundacji cierpi na tę chorobę. Skąd mógłby mieć pieniądze na ich leczenie?

Pod zbiórką na Sarę nie ma żadnych dokumentów potwierdzających, że kot jest pod opieką weterynarza. Są za to budzące wątpliwości skany z wyników badania jakiegoś mieszańca, a nie persa – bez daty, bez adresów, bez pieczątek. Jeśli kot żyje, to dlaczego Andrzej M. nie aktualizuje strony o elementy, które mogłyby go uwiarygodnić: faktury, zdjęcia z kuracji, nowe wyniki badań?

Część 4, w której Agnieszka idzie na policję

Próbowaliśmy tę i inne wątpliwości wyjaśnić dzwoniąc do Andrzeja M. Ale mężczyzna nie chciał odpowiedzieć na żadne pytanie. Szybko uciął rozmowę:

- Nie będę z panem rozmawiał, bo skąd mam wiedzieć, że jest pan dziennikarzem.

Rozmawialiśmy z moderatorem grupy wspierającej właścicieli kotów z zapaleniem otrzewnej (innej niż FIP Polska). Od Agnieszki zna jej historię. Też kontaktował się z Andrzejem M., aby ustalić, czy kotka legniczanki żyje. „Jak sa zbiorki nania to tak jest pod opieka fundacji” – odpisał (pisownia oryginalna).

- Mam informację od osoby, która też przekazała mu kilka kotów na leczenie z FIP i nie ma pewności, czy żyją – mówi moderator. Żałuje, że Agnieszka nie trafiła najpierw do nich, bo wszystko mogło potoczyć się inaczej. Dostałaby lekarstwo i sama podawała je Sarze w domu.

Andrzej M. zablokował Agnieszkę, tak że nie może zobaczyć, co wypisuje na nią na Facebooku. Miała pogróżki, że jak nie odpuści, to narobią jej problemów. Wie, że jest oczerniana przez M. w środowisku kociarzy jako pozbawiona serca właścicielka pseudohodowli.

Agnieszka zgłosiła sprawę policji. Najpierw komisariat we Wrocławiu a teraz także komenda w Brzegu wyjaśniają, czy doszło do oszustwa i przywłaszczenia. Trwa to długo, a kocie (czy żyje?) nic nie wiadomo.

- Zrobiłam błąd, ufając temu człowiekowi, ale byłam tak przejęta chorobą, że nie myślałam racjonalnie – mówi legniczanka. – Wiedziałam, iż fundacje zajmują się leczeniem FIP, przejmując zwierzęta na czas kuracji. Dlatego zdecydowałam się powierzyć kota nieznajomemu mężczyźnie. O życie Sary walczyłam, karmiąc ją butelką od urodzenia co dwie godziny w dzień i w nocy. Priorytetem było dla mnie, by kotka przeżyła chorobę, będąca skutkiem braku odporności nabytej z karmienia mlekiem matki. Teraz chciałabym tylko ją odzyskać. Jeśli żyje… – mówi legniczanka.

FOT. ARCHIWUM PRYWATNE AGNIESZKI

    Drukuj       Email
  • Publikowany: 755 dni temu dnia 12/10/2022
  • Przez:
  • Ostatnio modyfikowany: Październik 12, 2022 @ 3:41 pm
  • W dziale: wiadomości

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.


* Wymagany

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>

You might also like...

legnica-2634129_1280

Jak będzie wyglądać Legnica? Konsultacje społeczne

Read More →