Wymyśliłem sobie taki bon mot, że nie tylko jako konferansjer Przemek Corso robi w branży rozrywkowej. Jego książki mają ludziom sprawiać radość. To nie jest literatura, którą można postawić na jednej półce ze Stasiukiem i Tokarczuk, ale dobre, solidnie zrobione, lekkie czytadła z dużą dawką emocji i humoru; do połknięcia w całości w jeden wieczór. Kto nie chwyta tej konwencji, będzie kręcił nosem. Reszta po „Podziemnym mieście”, „Mieście złodziei” oraz „Mieście z gliny” zatęskni za Robertem Karczem i resztą bohaterów. Premiera czwartego tomu dopiero w 2018 roku.
W odróżnieniu od chociażby Pana Samochodzika, Robert Karcz nie jest omnibusem, mistrzem dedukcji ani etycznym wzorcem dla nastolatków. Gdy nadarza się okazja coś zachachmęcić, można być pewnym: Karcz to z iście polskim, łobuzerskim wdziękiem zachachmęci i sprzeda na boku. Bahdaj, Szklarski, Nienacki, Nizurski czy Ożogowska – autorzy moich wczesnoszkolnych lektur – pewnie przewracaliby się w trumnach, że kogoś takiego można uczynić bohaterem książek dla młodzieży, gdyby Przemek Corso nie wyposażył tej postaci w szereg pozytywnych cech, takich jak odpowiedzialność, lojalność, opiekuńczość, zdolność do poświęceń. To one ostatecznie zjednują bohaterowi serii z Mustangiem sympatię czytelników i w konfrontacji z ewidentnym złem, stawiają go po stronie dobra.
Robert Karcz bywa przy tym rozbrajająco fajtapułowaty i niedomyślny. Zaskakuje, bo w krytycznej sytuacji potrafi obalić przeciwnika jednym ciosem, umknąć spod lufy pistoletu i zręcznie wyswobodzić się z łańcuchów, choć na co dzień sprawia wrażenie faceta, który notorycznie zaplątuje się w nogawki własnych spodni. Przede wszystkim to właśnie wyróżnia Karcza: wybitny talent do ładowania się w kłopoty (czytaj: przygody). W „Mieście złodziei” Corso trafnie porównuje go do świni na polu z truflami. Gdy już ma się takiego bohatera, zadanie autora cyklu powieści przygodowych polega w zasadzie tylko na mnożeniu trufli i pilnowaniu, by któraś nie okazała się śmiertelna.
W truflach – czyli wymyślania intryg – Przemek Corso jest lepszy z książki na książkę. Już druga część serii z Mustangiem, gdzie Karcz natknął się na legnicki trop nazistowskiego złota i bandę dezerterów z Legii Cudzoziemskiej, przypominała szwajcarską bombonierkę. W trzeciej – „Mieście z gliny” – akcja przenosi się do Tunezji, a część wątków (zagadek) z „Miasta złodziei” znajduje rozwinięcie, wcale nie oczywiste. Dzięki egzotycznemu anturażowi i delikatnie wprowadzonym elementom romansu opowieść nabiera oddechu. Czytelnikowi, który po pierwszych tomach zdążył się przyzwyczaić, że Corso za radą Hitchcocka już w prologu detonuje bombę, mogłoby się wydawać, że przez dwa – trzy pierwsze rozdziały akcja drepcze w miejscu. To świadomy krok, bo dla dalszych wydarzeń będą miały znaczenie m.in. skomplikowane i niejednoznaczne relacje w kręgu głównych bohaterów. Odkąd do hotelu, gdzie wypoczywają Karcz, jego siostra z nowym chłopakiem i Zuza Nir, wpadają tajemniczy porywcze, przygoda goni przygodę. Po lekturze ostatniego tomu widzę wyraźnie, że póki jego bohaterowie kręcili się po Legnicy, Przemek Corso podlegał ograniczeniom związanym z topografią oraz historią miasta. Teraz jego nieskrępowana fantazja stwarza na pustyni tajemniczą glinianą osadę sprzed setek lat i mnoży szwarccharaktery, naprzeciw których zamiast archeologa z Polski równie dobrze mógłby stanąć sam Indiana Jones. Producenci z Hollywood powinni rozważyć zatrudnienie legniczanina jak scenarzysty, gdyby chcieli kontynuować serię filmów przygodowych z Harrisonem Fordem.
To melodia przyszłości. Na razie komercyjny potencjał tkwiący w wyobraźni Przemka Corso, dostrzegł Wojciech Cejrowski, który został wydawcą i promotorem cyklu powieści o Robercie Karczu. Trzy tomy są już do kupienia w księgarniach, czwarty – „Miasto tajemnic” – się pisze. Premiera jest zapowiadana dopiero na 2018 rok. Czytelnicy mogą się niecierpliwić, bo autor „Miasta z gliny” zostawił im kilka zagadek, które zostaną rozwiązane dopiero w następnych książkach. Dla legnicofilów mam dobrą informację:
- Karcz wróci do Legnicy – obiecuje Przemek Corso. – Będzie przy nim Zuza i reszta przyjaciół.
O tym, że seria z Mustangiem dobrze wstrzeliła się w lukę na rynku wydawniczym, świadczy zainteresowanie spotkaniami autorskimi z legnickim pisarzem. Corso miał ich ostatnio sporo. Co ciekawe, przychodzą na nie ludzie w różnym wieku, nie tylko młodzież, która wydaje się najbardziej naturalnym adresatem tych opowieści.
- Znają książki, dopytują o ich bohaterów, chcą wiedzieć, co będzie w kolejnych tomach – mówi Corso. Zapewnia, że sam wszystkiego nie wie. Konstruując postacie do serii z Mustangiem ma w głowie zaplanowany punkt, do którego chce je doprowadzić. Ale co konkretnie będzie się działo po drodze, okazuje się dopiero w trakcie pisania. Dlatego – mówi Corso – to taka frajda.
Piotr Kanikowski
FOT. PRZEMEK CORSO – STRONA AUTORSKA/ FACEBOOK.PL
Uwaga! W dobre ręce oddamy ostatni tom przygód Roberta Karcza, czyli „Miasto z gliny”. Proszę pisać na adres: konkursy@24legnica.pl. Mejle zatytułowane „Karcz” powinny zawierać imię, nazwisko oraz telefon kontaktowy, na który oddzwonimy.