Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  wiadomości  >  Current Article

Granica / Legnica. Nie ma co się oglądać na biskupa

Przez   /   08/11/2021  /   3 Comments

Zanim zaincjowaliśmy zbiórkę rzeczy dla ludzi umierających w lasach na polsko-białoruskim pograniczu, poprosiliśmy biskupa legnickiego Andrzeja Siemieniewskiego, by zachęcił wiernych do udziału w tej akcji. Biskup sprawę widzi jednak inaczej. Odpisał, że kryzys humanitarny jest, ale nie w Polsce tylko na Bałorusi i że Episkopat z Caritasem panują nad sytuacją.   

Od piątku, gdy na portalach 24Legnica.pl i Lca.pl napisaliśmy o zbiórce pod hasłem Granica / Legnica, mamy już pierwsze zgłoszenia. Kilka osób zadzwoniło na podane przez nas numery kontaktowe, by przekazać dary na ratowanie uchodźców docierających spoza zamkniętej zony. Zgodnie ze wskazówkami aktywistów z Grupy Granica zbieramy przede wszystkim ocieplane nieprzemakalne spodnie, kalosze z wyjmowaną ocieplaną wkładką do wymiany, ciepłe i nieprzemakalne kurtki zimowe, termosy na ciepłą herbatę, latarki-czołówki, bieliznę (w tym termiczną) i syntetyczne skarpety. Przekażemy je do bazy Podlaskiego Oddziału Okręgowego Polskiego Czerwonego Krzyża w Białymstoku, skąd koordynowana jest pomoc. Więcej szczegółów o akcji (w tym szczegółowa lista potrzeb, kontakty, informacje o organzatorach itd) jest dostępnych POD TYM LINKIEM.

Pierwszą osobą, którą powiadomiliśmy o naszych zamiarach, był biskup Andrzej Siemieniewski, ordynariusz Diecezji Legnickiej. Jeszcze w środę wysłaliśmy do biskupa mejl z prośbą, by skierował do wiernych list z zachętą do włączenia się w pomoc. Odwołaliśmy się do słów “Deus Caritas est” (“Bóg jest miłością”), które biskup legnicki obrał za swoje credo. “Jezus Chrystus zostawił swym uczniom jednoznaczne wskazówki, jak zachować się wobec głodnych, spragnionych, nagich, chorych, więzionych i przybyszy. Ewangelia według św. Mateusza wymienia wprost chrześcijańskie powinności: dać jeść, napoić, przyodziać, w dom przyjąć, odwiedzić, trwać przy cierpiących (25, 31-46). To jest ten czas, kiedy można i trzeba dać świadectwo Chrystusowi.” – pisaliśmy.

Poniżej publikujemy cały list do biskupa.

Legnica, 3. listopada 2021

Jego Ekscelencja

Najdostojniejszy Ksiądz Biskup

Andrzej Siemiewski

Deus Caritas est. Zawołanie biskupa legnickiego i Ewangelia ośmielają nas, by prosić Waszą Ekscelencję o wsparcie lokalnej zbiórki darów na ratowanie życia ludzi na polsko-białoruskim pograniczu.

 

Od kilku tygodni organizacje pozarządowe, Rzecznik Praw Obywatelskich, dziennikarze niezależnych mediów oraz empatyczni mieszkańcy Podlasia, Lubelszczyzny i innych regionów potwierdzają, że na terytorium Polski doszło do kryzysu humanitarnego, pierwszego od czasów II wojny światowej. Prawdziwej skali tego dramatu nie znamy, gdyż mediom i organizacjom pomocowym, w tym medykom, zakazano wstępu w rejon leżący przy samej granicy. Według oficjalnych danych, przy próbie przedostania się do Polski zmarło już co najmniej 10 osób. Tysiące ludzi w różnym wieku – od dwuletnich dzieci po pięćdziesięcio- i sześćdziesięciolatków – od wielu dni błąkają się po puszczach i bagnach bez jedzenia, picia, lekarstw, dostępu do lekarza, ochrony przed deszczem czy chłodem. Są wśród nich kobiety w ciąży, przewlekle chorzy, niepełnosprawni. Ze względu na nadciągającą zimę ten kryzys będzie się pogłębiał. Już teraz na Podlasiu temperatury spadają nocą do kilku stopni poniżej zera.

 

Serca i sumienia nie pozwalają nam dłużej bezczynnie przyglądać się tragedii tych ludzi. Jesteśmy przekonani, że także Waszą Ekscelencję sytuacja na polskiej granicy porusza i niepokoi. Bóg jest Miłością. Jezus Chrystus zostawił swym uczniom jednoznaczne wskazówki, jak zachować się wobec głodnych, spragnionych, nagich, chorych, więzionych i przybyszy. Ewangelia według św. Mateusza wymienia wprost chrześcijańskie powinności: dać jeść, napoić, przyodziać, w dom przyjąć, odwiedzić, trwać przy cierpiących (25, 31-46). To jest ten czas, kiedy można i trzeba dać świadectwo Chrystusowi.

 

Organizujemy w Legnicy zbiórkę darów – plecaków, powerbanków, ogrzewaczy, koców termicznych, ciepłej odzieży, żywności energetycznej itd. Przekażemy je wolontariuszom zrzeszonym w Grupie Granica, którzy wespół z mieszkańcami i medykami niosą doraźną pomoc ludziom przybywającym spoza zamkniętej zony.

 

Prosimy Waszą Ekscelencję o wsparcie naszej akcji listem pasterskim i apelem do wiernych o udział w tym przedsięwzięciu. Z błogosławieństwem Najdostojniejszego Księdza Biskupa będziemy w stanie zrobić więcej.

 

Z wyrazami szacunku

 

Radosława Janowska-Lascar/ Komitet Obrony Demokracji w Legnicy

Piotr Kanikowski/ portal 24legnica.pl

Katarzyna Odrowska/ Teatr Modrzejewskiej w Legnicy

Lilla Sadowska/ portal Lca.pl

 

Odpowiedź z kurii przyszła bardzo szybko, już następnego dnia. Biskup Andrzej Siemieniewski podziękował nam w mejlu “za apel w sprawie humanitarnego kryzysu”, bagatelizując jednocześnie jego skalę po polskiej stronie granicy. Biskup pomija wymownym milczeniem relacje mieszkańców Podlasia, aktywistów Grupy Granica, Medyków na Granicy czy Biura Rzcznika Praw Obywatelskich. Według niego,  tysiące ludzi, owszem, błąkają się po lasach i bagnach, ale głównie na Białorusi, co rodzi logistyczny problem z dostarczeniem pomocy.  Legnicki hierarcha nie pisze tego wprost, ale w dwóch miejscach wyraźne sugeruje, że z jego perspektywy zbiórka ubrań czy śpiworów dla ofiar kryzysu humanitarego nie ma sensu. “Z czasem takich przedmiotów bywa już wystarczająca ilość, a problemem staje się logistyka: jak sprawić, by to, co już jest dotarło do potrzebujących” – pisze. Zaznacza, że Episkopat, parafie po obu stronach granicy i Caritas mają sytuację pod kontrolą. “Ta pomoc jest już od miesięcy intensywnie prowadzona i tym bardziej potrzeba nowych impulsów i nowych wolontariuszy, aby ją podtrzymać i rozszerzać” – pisze “z wdzięcznością”. 

Poniżej publikujemy list biskupa Andrzeja Siemieniewskiego.

 

Legnica, 4. listopada 2021

Szanowni Państwo,

Dziękuję bardzo za apel w sprawie humanitarnego kryzysu, którego epicentrum jest na Białorusi, tuż przy polskiej granicy. Tym bardziej doceniam gotowość wszystkich ludzi dobrej woli do pomocy, że jestem na bieżąco informowany, jeśli chodzi o potrzeby osób potrzebujących tam wsparcia – czy to przez wiadomości spływające od bpa Krzysztofa Zadarko (odpowiedzialnego za te sprawy w Episkopacie) czy też bardziej bezpośrednio przez informacje od parafii leżących na pograniczu Białorusi i Polski wraz z działającym tam personelem i wolontariuszami Caritas.

Potrzeby są duże: dlatego miejscowi proboszczowie otrzymali do dyspozycji od Caritas diecezji Drohiczyn paczki zawierające suchy prowiant, napoje i okrycia termiczne. Ekipy obecne tam na miejscu i pomagające potrzebującym sygnalizują nie tyle brak tego rodzaju materiałów, co raczej trudność dostarczenia ich osobom błąkającym się w lesie, głównie na Białorusi. Jeśli mówimy o tysiącach ludzi błąkających się po lasach i bagnach, to chyba mamy na myśli terytorium poza naszą granicą, gdzie takich osób jest zdecydowanie więcej niż po naszej stronie. Potrzeba poruszenia kontaktów międzynarodowych, aby pomoc dotarła również tam, gdzie oczekujących jest najwięcej: na Białoruś.

Apel Państwa włącza się w intencje tych wszystkich, którzy mają wolę pomagania ludziom w potrzebie. Wiem, jak naglące bywają takie sytuacje i jak szybkiej reakcji wymagają: wspominam tu moje doświadczenia dotyczące sprowadzeniu do Polski grupy uchodźców z Syrii, potem z ogarniętych wojną terenów wschodniej Ukrainy; wreszcie – na rzecz szpitala w Aleppo czy Libanu. Do dziś we wschodniej Ukrainie codziennie ginie kilka osób na froncie i osób wymagających pomocy jest wszędzie sporo – i pomoc dla Ukraińców trwa. Te doświadczenia uświadamiają też, że nie zawsze chodzi o zgromadzenie odpowiedniej liczby potrzebnych przedmiotów; z czasem takich przedmiotów bywa już wystarczająca ilość, a problemem staje się logistyka: jak sprawić, by to, co już jest dotarło do potrzebujących. Współpraca z miejscowymi parafiami diecezji drohiczyńskiej i tamtymi strukturami Caritas jest na dziś dobrą drogą: miejscowi zwykle najlepiej wiedzą co, gdzie i jak dostarczyć; prowadzą to dzieło na pograniczu białorusko-polskim intensywnie i od dłuższego już czasu i mogą służyć pomocą każdemu człowiekowi szukającemu praktycznych dróg pomocy, zwłaszcza że częściej chodzi o osoby znajdujące się po drugiej strony granicy. Ta pomoc jest już od miesięcy intensywnie prowadzona i tym bardziej potrzeba nowych impulsów i nowych wolontariuszy, aby ją podtrzymać i rozszerzać.

Z wdzięcznością,

bp Andrzej Siemieniewski

 

Moje trzy grosze. Żyjemy w bańkach – ja w  swojej, biskup w swojej. Myślałem, że nasze bańki mimo wszystko trochę na siebie nachodzą. Ale nie. Nic a nic. Czytając wywody biskupa o trudnościach w dostarczeniu pomocy na Białoruś czułem się niedorzecznie. Szczerze mówiąc czułem się tak, jakby biskup robił ze mnie idiotę. Ręka w rękę z rządem, który wysyła ciężarówki z emblematem Czerwonego Krzyża na przejście graniczne z Białorusią a jednocześnie pakuje migrantów z Michałowa do autobusu, wywozi i porzuca bez pomocy w środku lasu.

W tym autobusie było ośmioro dzieci: ośmioletnia Siara, ośmioletnia Aryas, sześcioletnia Arin, czteroletni Alasa, dwuletni Almanda i półtoraroczna Ayten. Ich los jest od tamtego czasu, 27 września 2021 r, nieznany.

Ciekawe, czy biskup słyszał o 29-letniej ciężarnej Judith z Konga, wobec której też zastosowano push back. Została przerzucona przez polskich pograniczników nad drutami na Białoruś. Dwa dni później poroniła. “Gdy ją badałam, już była po tym poronieniu. Miała krwotok. Dostała ode mnie leki przeciwbólowe i przeciw krwawieniu. Wstała, przebrała się i po prostu… poszła dalej. W las. Następnego dnia dostałam informacje, że czuła się już lepiej i dała radę iść całą noc – grupa cały czas była w lesie” – opowiada Paulina Bownik, lekarka (OKO.press, 7 listopada 2021, „Lekarka o Judith, która poroniła, gdy nad drutami rzucili nią polscy pogranicznicy: To prawda. Badałam ją”)

Szesnastolatek z Iraku, który został przez pograniczników wypchnięty wraz z rodziną z Polski na Białoruś, źle się czuł, pluł krwią, ale nie udzielono mu pomocy. 24 września jego zwłoki znaleziono po białoruskiej stronie granicy. Chłopiec był piątą oficjalną ofiarą kryzysu humanitarnego na polsko-białoruskiej granicy. Bóg jeden wie, ile ich jest do tej pory. Ludzie, którym udało się wyjść z zony, opowiadają aktywistom, że w lesie leżą martwe ciała. Ze względu na stan wyjątkowy, nie ma możliwości zweryfikowania tych informacji.

No więc skupmy się na konkretach. Jako pierwsze znaleziono zwłoki 29-letniego Ahmeda Hamida z Iraku. Zmarł 19 września w lesie – niedaleko wsi Frącki na Podlasiu. W tym samym dniu po polskiej stronie granicy z wychłodzenia i wycieńcznia umarły jeszcze dwie inne osoby. Lista ofiar co kilka dni się wydłuża. 13 października załoga policyjnego śmigłowca wypatrzyła leżące na polach przy wsi Klimówka zwłoki 24-letniego Syryjczyka. 20 października z Bugu wyłowiono ciało dziewiętnastolatka z Syrii, wepchniętego przez Białorusinów do rzeki. 22 października niezidetyfikowany martwy mężczyzna został odnaleziony w  miejscowości Kuścińce. 24 października pod Nowym Dworem patrol Straży Granicznej natknął się na grupę ludzi. Jeden z nich, młody Irakijczyk, pomimo próby reanimacji zmarł, prawdopodobnie na zawał serca.

Aleksandra Gulińska z fundacji Homo Faber: “Nauczyliśmy się, że jak ktoś się do nas zgłasza i mówi: “Please water. I am dying” albo “Proszę, dziecko płacze z głodu, pomocy!” to może będzie musiał poczekać. Bo jeśli dziecko ma siłę płakać, to jeszcze przez kilka godzin będzie żyć. Musi czekać, bo często nie ma komu pojechać. Zgłoszeń jest tak dużo, że zaczynamy pracować jak na SORze – pilne przypadki, średnie przypadki, przypadki, które mogą poczekać.” (OKO.press, 8 listopada 2021; Strażnik mi kłamie w oczy: „Takiej osoby u nas nie było”. Została zniknięta. Rozumiesz? Zniknięta!

“Dzwonią?” – pyta ją Magdalena Rigamonti w innej rozmowie. Alekandra Gulińska odpowiada: “Cały czas. W październiku 400 zgłoszeń. Prawie wszystkie z lasu, z puszczy. To 400 trzeba pomnożyć, bo ktoś jeden dzwoni, a wokół niego z reguły jest kilku, kilkunastu albo i kilkudziesięciu innych. Dzwonią też tacy, którzy są kompletnie sami. Albo ludzie, którzy mówią, że kogoś zostawili, bo nie miał siły iść, był ciężarem, uniemożliwiał przedzieranie się przez las.” (Dziennik.pl, 5.listopada 2021: “Ofiar wśród uchodźców będzie więcej. Będą umierać kobiety, dzieci, wszyscy”)

Mirosław Miniszewski, jeden z mieszkańców Podlasia roznoszący pakiety po lesie: “Są ludzie. Bardzo się boją. Mówię im: “As Salamu Alajkum”. Nie dowierzają. Szybko wydajemy jedzenie dla dziecka. Na szczęście jest zdrowe. Reszta mocno odwodniona i wychłodzona. Wypijają dużo wody. Szybko otwierają pakiety i jedzą. Pytają kim jesteśmy. Mówimy, że mieszkańcami z okolicy. Ciągle nie wierzą. Błagają o bezpieczeństwo. Przysięgam im, że są bezpieczni, że nie zrobimy im krzywdy.”

Wpis mieszkanki Podlasia „Wiem, że są tu różne teorie na temat tego, żeby nie dzielić się tym co dzieje się w podlaskich lasach ze względów ostrożności. Powiem Wam jednak, że po tym co dziś zobaczyłam i czego doświadczyłam, mam to totalnie w dupie. Jeśli mnie znajdą i zamkną w więzieniu za to, że niosłam dziś na rękach w całkowitej ciemności, grzęznąc w bagnie, kilkunastoletnią, jęczącą z bólu dziewczynkę, której matka parę godzin wcześniej była na skraju śmierci i do której nie chciało przyjechać pogotowie (kilkukrotnie), to proszę. Niech to się stanie. Widzieliśmy dziś prawdziwy armagedon. Setki ludzi wędrujące grupami i samotnie. ”

Anna Alboth też szuka po lasach ludzi potrzebujących pomocy. “Bardzo byli głodni, a chyba jeszcze bardziej spragnieni.Butelki, które dźwigaliśmy w plecakach, opróżnili w kilka krótkich chwil. 7 Kurdów nie jadło i nie piło od wielu dni. Ale jeszcze zanim otworzyliśmy plecaki, dwóch z nich rzuciło się na M. Objęli go i płakali. Tak strasznie płakali. M. był jedynym facetem między nami, chyba nie pozwoliliby sobie tak wtulić się w kobietę. A potrzebowali. Głód, i rozpacz, i płacz mężczyzn. I nasz płytki oddech, nasłuchiwanie – jakieś to jest bardzo zwierzęce to wystawianie uszu bez czapek, żeby lepiej słyszeć, co dzieje się wokół.” – pisze na Faceboku.

Anna Borkowska, lekarka z inicjatywy Medycy na Granicy, o spotkanej w lesie poza zoną grupie 33 ludzi, w tym 16 dzieci: „Pierwsze, co zobaczyłam, jak do nich dotarliśmy, to dłonie: małe, duże, wszystkie lodowate. Widziałam je w świetle czołówki, wyciągnięte w moją stronę. I głosy: Food! Water! Przez pierwsze kilkanaście minut tylko to”. (OKO.press, 5 listopada 2021, W środku czarnego lasu robimy jej USG. „Zobacz. Tu ma główkę”. Na chwilę gasną igrzyska śmierci).

Piotr Pienzin, koordynator Szpitalnego Oddziału Ratunkowego SPZOZ w Hajnówce, mówi dla portalu mp.pl: „Puszcza to nie jest zwykły las, trudno tu przetrwać. Ponieważ wyczerpują się im zapasy wody i żywności, piją wodę ze strumieni. Jedzą kolby kukurydzy. Najczęściej mówią o kukurydzy”.

20 października 2021 r. Straż Graniczna przywiozła do szpitala w Sokółce kobietę, która chwilę po przekroczniu polsko-białoruskiej granicy urodziła dziecko. Zakrwawiona, z niemowlęciem na rękach, przedzierała się przez las.

Paulina Bownik, lekarka: “O kobietach w ciąży, którym udaje się przejść granicę i strefę stanu wyjątkowego, słyszę teraz prawie codziennie. Tych, które tam poroniły doliczyłam się przynajmniej trzech, czterech.” (OKO.press, 7 listopada 2021, „Lekarka o Judith, która poroniła, gdy nad drutami rzucili nią polscy pogranicznicy: To prawda. Badałam ją”)

Paulina Bownik w innym miejscu rozmawia z dziennikarzem o młodym mężczyźnie znalezionym przez wolontariuszy w stanie hipotermii, z objawami zapalenia płuc i odwodnienia. „Po ogrzaniu miał temperaturę 32 stopnie, czyli przed ogrzaniem miał pewnie około 30. Wezwaliśmy Medyków na granicy, bo nie mamy takiego specjalistycznego sprzętu. (…) Samo wkłucie w żyłę, żeby podać mu ciepłe płyny, trwało ze 20 minut. Tak był odwodniony, że krew krzepła w wenflonie”.

Młode małżeństwo z Syrii z dwojgiem dzieci przez tydzień błąkało się w Puszczy Białowieskiej w okolicach Kleszczeli. Starszy chłopiec, 7-letni Ghaith, przeszedł porażenie mózgowe. Ledwie chodzi na powykręcanych przez chorobę nogach. Drugi z chłopców zachorował, gdy przedzierali się przez las. „Mieliśmy jedzenie, a potem się skończyło. Padał deszcz, przemoczyło nas. Dzieciaki się bały. Tłumaczyliśmy im, że to niedługo minie i że będą bezpieczne”. ( (OKO.press, 24 października 2021, „Słyszeli: Polska albo śmierć. Syryjska rodzina z chorym dzieckiem w lesie. Relacja z granicy”)

Zijad, uchodźca z Syrii: “Z mamą rozmawiałem dziś rano (29 października). Kazałem jej przysiąc, że powie mi prawdę i wtedy zapytałem, jak się czuje i w jakiej są sytuacji. Powiedziała mi, że ponad 10 dni nic nie jadła. Gdy wyruszała z Mińska 16 października, powiedziano jej, żeby miała jedzenie na jeden, dwa dni. Jest uwięziona na granicy od 17 października. (…) Są pod zasiekami. Dostałem informację, że w tym miejscu jest 300 osób. Pilnują ich białoruscy pogranicznicy, z drugiej strony – polskie służby. Są uwięzieni.” (OKO.press, 29 październka,  Zijad: Trzykrotnie wypychano moich rodziców z Polski. Ludzie tam umierają, pomóżcie im [ROZMOWA]).

Wpis na stronie Medyków na Granicy z 24 października. “Wczoraj przed 16:00 nasz zespół został też wezwany do grupy pięciu wychłodzonych mężczyzn. Według informacji organizacji pomocowych stan jednego z mężczyzn był poważny. Poszkodowanych zastaliśmy w lesie. Wszyscy byli wychłodzeni, głodni i odwodnieni. Mieli mokre ubrania. W najcięższym stanie był mężczyzna z hipotermią z towarzyszącymi zaburzeniami świadomości. Jego stan pogarszał uraz klatki piersiowej, którego przyczyny nie byliśmy w stanie ustalić. Pacjent nie był w stanie chodzić – ewakuowaliśmy go więc z lasu na noszach (około 500 metrów).”

Anna z Grupy Granica: “Mamy doniesienia od uchodźców, że widzieli grupę ludzi, którzy nie żyją i ich ciała są gdzieś w strefie. Nie jest to dla nas w ogóle weryfikowalna wiadomość, ale usłyszeliśmy ją z kilku różnych źródeł, nie że jedna osoba powiedziała, tylko ileś osób potwierdziło to, że w lesie są ciała”.

8 godzin temu na stronie Medyków na Granicy pojawiła się nowa relacja. I świadectwo bezradności. “W nocy otrzymaliśmy zgłoszenie dotyczące dziecka kaszlącego krwią. Niestety przebywało ono na terenie objętym stanem wyjątkowym. Nasz zespół nie może tam wjechać.”

Adam Bodnar, były Rzecznik Praw Obywatelskich, pisze w anglojęzycznym serwisie Politico: “Kilka dni temu były kolega z biura Rzecznika Praw Obywatelskich wyniósł z lasu na rękach 3-letnie dziecko. Gdyby go nie znalazł i nie zaopiekował się nim, nie zmusił pograniczników do jego rejestracji, dziecko i jego rodzina zostaliby wypchnięci z terytorium Polski bez żadnych gwarancji bezpieczeństwa ze strony władz białoruskich. Albo, jak informują organizacje pozarządowe i wolontariusze, po prostu zostawiono by ich w lesie na pewną śmierć.”

Spisuję to. Trochę na wyrywki, chaotycznie. Spisuję, bo może biskup Andrzej Siemieniewski, albo – co gorsza – także biskup Krzysztof Zadarko, “odpowiedzialny za te sprawy w Episkopacie” i reszta hierarchów polskiego Kościoła katolickiego, wie tylko, co się dzieje na Białorusi. 

Piotr Kanikowski

    Drukuj       Email
  • Publikowany: 998 dni temu dnia 08/11/2021
  • Przez:
  • Ostatnio modyfikowany: Listopad 8, 2021 @ 7:03 pm
  • W dziale: wiadomości

3 komentarze

  1. lustrator pisze:

    ty cos widzisz polak czy tylko to co ci pokazuja biedaku.Ja to bym chronil Polske przed takimi jak ty.

  2. Polak pisze:

    Widzimy tych biednych ,głodnych uchodżców ,dzisiaj jak łopatkami wymachują na granicy .Polacy opamiętajcie się i chrońcie nasz kraj przed tymi biedakami.

  3. lustrator pisze:

    ale nie przesadzajmy biskup ma gdzie mieszkac a do lasu ma daleko.Wystarczy …modlmy sie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.


* Wymagany

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>

You might also like...

img_1808,mVqUwmKfa1OE6tCTiHtf

Legnica. Do końca wakacji wyremontują sufity w SP7

Read More →