Na prośbę legnickich mam radni Platformy Obywatelskiej przygotowali projekt uchwały podwajającej wysokość dofinansowania do każdego dziecka w niepublicznym żłobku. Zdaniem Macieja Kupaja i Jarosława Rabczenki tylko takie rozwiązanie pozwoli gorzej sytuowanym rodzicom – w tym zatrudnionym “na śmieciówkach” – opłacić żłobek i utrzymać pracę.
Radni chcą zmodyfikować pomysł prezydenta Tadeusza Krzakowskiego, który przygotował uchwałę, żartobliwie określaną jako “300+”. W lutym została jednomyślnie zatwierdzona przez radę miejską. Zakłada, że miasto udzieli finansowego wsparcia rodzicom, którzy ze względu na niewystarczającą ilość miejsc w miejskich żłobkach, powierzą swe dzieci niepublicznym żłobkom i klubom dziecięcym. Za każdego takiego maluszka żłobek dostawałby co miesiąc 300 złotych dotacji celowej.
Okazało się, że to nie rozwiązuje problemu. Kupaj z Rabczenką szacują, że jest grupa blisko 100 rodziców, dla których opłata za prywatny żłobek na poziomie 700-1000 złotych wciąż pozostaje barierą nie do pokonania. Nie mając z kim zostawić dziecka, będą zmuszeni rezygnować z zatrudnienia. Zdaniem radnych PO, skutkować to będzie nie tylko wzrostem wydatków z pomocy socjalnej, ale także spadkiem dochodów miasta z tytułu podatków dochodowych.
- Dlatego proponujemy na rok szkolny 2017/2018 tj. do czasu uruchomienia żłobka przy ul. Krzemienieckiej, dwukrotne podniesienie dotacji miejskiej do wysokości 600 zł na żłobki i 300 zł na kluby malucha – przekonują Jarosław Rabczenko i Maciej Kupaj.
- Uprzedzając wątpliwości, czy miasto na to stać powiem tak, Jarosław Rabczenko zwraca uwagę, że problem dotyczy około setki dzieci. To znaczy, że zmiana kosztowałaby dodatkowe 30 tys. zł miesięcznie. – To nie jest dużo. Raptem tyle, co miesięczna pensja jednego z prezesów spółek komunalnych – dodaje Rabczenko.
Kupaj akcentuje niedoskonałość kryteriów, w oparciu o które miasto prowadzi nabór do swoich żłobków.
- Osoby zatrudnione na przykład na podstawie umowy zlecenia nie są traktowane jako osoby pracujące. To samo dotyczy osób zatrudnionych na podstawie umów o pracę, wygasających przed 1 września 2017 roku. Te kryteria dzisiaj są więc takie, że nawet gdyby okazało się, że mamy w żłobkach 100 wolnych miejsc, to ich dzieci tak nie mogą zostać przyjęte, bo nie spełniają podstawowych wymogów formalnych – mówi Maciej Kupaj.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI