Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  kultura  >  Current Article

Zygmunt Sarna – Dolnośląski Nikifor z Olszanicy

Przez   /   26/07/2020  /   1 Comment

Po mszy ksiądz Franciszek Gomulak zdejmuje ornat w zakrystii, a Zygmunt Sarna przykrywa ołtarz folią i rozkłada na nim swoje papiery. Zaraz zbiegną się ministranci i będą patrzeć, jak wodzi cęgowym dziurkaczem po wielkim arkuszu kalki technicznej. Narzędzie zostawia maleńkie dziurki na krawędziach kwiatowego ornamentu. Sarna unosi podziurawiony papier, przykłada go do ściany i oprósza pomarańczowym kredowym pyłem jak podczas seansu czarnej magii. Na murze powstaje szkic rysunku. Takie cuda w kościele w Olszanicy.

Szybszy niż da Vinci

 

Kwiatowy ornament „wyczarowany” w 1983 roku przez Zygmunta Sarnę przetrwał komunę. Zdobił szeroki łuk z przypominającą narośl amboną, który dzieli wnętrze szesnastowiecznego kościoła Najświętszego Serca Pana Jezusa w Olszanicy na rozległą nawę główną i węższe prezbiterium. Spod białej farby, którą w końcu go zamalowano, prześwitują do dziś złote esy floresy. Ta sama biel przykryła oplecione cierniem serca Jezusa, które Sarna namalował po lewej stronie ołtarza, i serce Maryi w wieńcu z róż po prawej. Ale pod drewnianym sufitem wciąż można podziwiać odwzorowaną z reprodukcji słynnego fresku Leonarda da Vinci „Ostatnią wieczerzę”. W rozmowach z dziennikarzami Zygmunt Sarna zawsze podkreślał, że ukończył ją w cztery dni, podczas gdy mistrz Leonardo całe trzy miesiące biedził się w mediolańskiej bazylice nad swoją wersją. Mówił to całkiem serio i traktował bez fałszywej skromności jako trudny do zakwestionowania dowód swego talentu.

Jeśli brać pod uwagę format, to największe z dzieł, jakie zostawił po sobie zmarły trzy lata temu ludowy artysta z Olszanicy. Odnawiał kościoły, malował obrazy, zajmował się sztukaterią, metaloplastyką, rzeźbieniem i odlewaniem figur w gipsie i cemencie. Do dziś po wioskach stoją betonowe łabędzie i nagie nimfy, które na przemian z ogrodzeniami produkował pod koniec życia. Zygmunt Sarna bywał już wtedy podziwiany w kręgach kolekcjonerów tzw. sztuki naiwnej i porównywany ze słynnym Nikiforem Krynickim czyli Epifoniuszem Drowniakiem, ale jak wcześniej wiódł skromne, ciche życie. Zmarł niespodziewanie w wieku 71 lat, z niespełnionym marzeniem, by zamienić swój dom w galerię i żywą pracownię, gdzie udzielałby lekcji sztuki.

Włos w zegarze

 

Zygmunt Sarna był nietuzinkowym człowiekiem. Żył z pasją. Zawsze miał świadomość własnego talentu, ale przez długie lata czuł się też niedoceniany – może dlatego, że mieszkał i tworzył na uboczu, z dala od wielkich miast i galerii sztuki.

Urodził się w 1946 roku we wsi Skowierzyn na Podkarpaciu. W nadziei na lepsze życie jego rodzina po wojnie przeniosła się na Ziemie Odzyskane, pod Wrocław.

– Zaczynałem jako 16-letni chłopak – opowiadał w 2007 roku w wywiadzie dla Gazety Wrocławskiej. – Przyjechał do nas taki pan, żeby malować obrazy do kościoła. Zgłosiłem się do pomocy. Powiedział do mnie: „Synu, ty masz wielki talent, będziesz lepszy ode mnie.” A w następnym kościele to już wiele rzeczy pozwalał mi robić samemu.

Był samoukiem. Zygmunt Sarna nie kończył szkół artystycznych, nie uczęszczał na żadne zajęcia malarskie, za to podpatrywał przy pracy innych artystów i ze zlecenia na zlecenie pozwalał samoistnie dojrzewać swemu talentowi. Zatrudniał się do odnawiania kościołów. W jednej z sal szkoły w Olszanicy odmalował na szybach klasyczne ilustracje Szancera do lektur dla dzieci w taki sposób, że schodziły się wycieczki. Czuł, że samo malarstwo mu nie wystarcza, dlatego któregoś dnia rozciął puszkę po szynce, wyprostował blachę i i zrobił swą pierwszą płaskorzeźbę. Wykorzystując modę na rzeźby ogrodowe eksperymentował z przygotowywaniem własnych form do odlewania w betonie. Nie bał się próbować nowych rzeczy i do końca zachował w sobie tę ciekawość świata, która jak włos w zegarze porusza skomplikowane mechanizmy.

 

Grodziec i Halemba

W malarstwie podejmował się różnych tematów. Namalował panoramę Lwowa, ale bliższy był mu pejzaż za oknem, stąd powracający w wielu obrazach zamek Grodziec, nieopodal którego spędził większość życia. Całą ścianę salonu w domu artysty zdobi namalowany przez Sarnę mural z widokiem na warownię. Jeden ze starszych pejzaży Grodźca zakupiło Muzeum Etnograficzne we Wrocławiu.

Ważną częścią spuścizny Zygmunta Sarny jest malarstwo religijne. Powraca w nim motyw chusty Weroniki i twarzy umęczonego, roniącego krwawe łzy Chrystusa. Są liczne portrety Matki Boskiej w różnych szatach. Na jednym z płócien wziętą do nieba Maryję otacza grono aniołków baraszkujących na golasa wśród obłoków. Obraz wisiał przez pewien czas w bocznym ołtarzu kościoła NSPJ w Olszanicy, dopóki hierarchowie nie zwrócili uwagi na oddane nader realistycznie męskie i żeńskie narządy płciowe cherubinków. W 2006 r., poruszony katastrofą w kopalni Halemba w Rudzie Śląskiej, gdzie zginęło 23 górników, olszanicki artysta namalował płaczącą świętą Barbarę wśród świec symbolizujących ofiary podziemnego pożaru.

Ważki wywiad

 

Zygmunta Sarnę pociągała mistyka, stąd niepozorny obrazek niezwykłego zaćmienia słońca i nietypowy kobiecy akt z białym bocianem, ludzkim embrionem oraz rozchodzącymi się w różne strony kolorowymi promieniami. Dzieci z jednego z płócien mają w sobie jakąś niepokojącą niejednoznaczność: są ni to aniołkami, ni to ludźmi, w których obudziła się już seksualna świadomość. Tytuł: „Chłopak i dziewczyna w przyszłości rodzina”. Obraz powstał, kiedy jeszcze nie toczyły się w Polsce dyskusje o LGBT. Artystyczna odwaga, gotowość do podejmowania trudnych tematów, to jeden z wyróżników twórczości olszanickiego artysty.

Dolny Śląsk poznał go 14 lat temu, gdy zdobył główną nagrodę w zorganizowanym przez wrocławski ośrodek TVP konkursie “Dolnośląski Nikifor”. Jury złożone m.in. z rektora Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu i pracowników tamtejszego Biura Wystaw Artystycznych przez rok poszukiwało po całym województwie artysty-samouka godnego tego miana. Analizowano twórczość ponad 50 malarzy, rysowników, rzeźbiarzy. Tak w Olszanicy odnaleźli Zygmunta Sarnę. Od tego czasu jego prace były na kilku wystawach m.in. w Grodźcu, Lwówku Śląskim, Bolesławcu, Wrocławiu. W archiwum Fundacji Ważka, która stara się promować i ocalać od zapomnienia twórczość ludową, znajdują się cyfrowe reprodukcje jego najważniejszych dzieł oraz zachowany dla przyszłych pokoleń godzinny wywiad z artystą. Z naszym Nikiforem.

Piotr Kanikowski

FOT. PIOTR KANIKOWSKI

FOT. FUNDACJA WAŻKA

 

 

 

 

 

 

    Drukuj       Email

1 komentarz

  1. Urszula Szulc pisze:

    Interesujacy artykul
    Pozdrawiam serdecznie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.


* Wymagany

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>

You might also like...

SONY DSC

Ławeczka. Wyborczy kabaret w Zagrodnie

Read More →