Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  kultura  >  Current Article

Przemek Corso – człowiek z nosem do trufli

Przez   /   21/12/2018  /   No Comments

- Gdybyśmy byli nastolatkami mieszkającymi na tym samym osiedlu, to GrubSon i jego kumple spuszczaliby łomot takim jak ja – mówi Przemek Corso. Rozmowa z legnickim pisarzem, autorem m.in. Serii z Mustangiem i napisanego wspólnie z Tomkiem Iwancem („GrubSonem) bestsellera „GrubSon. Na Szczycie”, który ukazał się nakładem Burda Media.

Ludzie gadają, że z GrubSonem połączyło Cię jedzenie. Możesz zdementować te oszczerstwa?
- Ta historia zaczęła się już trochę dewaluować ze względu na upływ czasu. Nasze spotkanie, przypadkowe, miało miejsce dawno temu w Chorwacji. Pojechałem do niej na urlop z żoną. On tam był służbowo, bo grał koncert. Zrządzeniem losu, mieliśmy domki obok siebie. Któregoś dnia, widząc że zmierzam w stronę sklepu, słusznie skojarzył mnie z jedzeniem i zapytał, czy mogę mu kupić kilka bułek. Odpowiedziałem, że nie ma problemu. Przyniosłem mu potem to pieczywo, co go zaskoczyło. Chciał oddać mi pieniądze. I tak się poznaliśmy.

Dementowanie plotki wyszło Ci fatalnie, bo złośliwi będą teraz opowiadać, że połączyły Was pieniądze… Gdy GrubSon poprosił Cię o bułki, orientowałeś się w ogóle, kto to jest?
- Miałem świadomość, kim może być. Ale nie słuchałem jego muzyki.

A on wiedział, że rozmawia z Przemkiem Corso?
- Przemek Corso tak samo wtedy, jak dzisiaj, jest kompletnie anonimowy. On nie wiedział, że ja piszę – ja nie znałem jego muzyki. Właśnie dlatego ta znajomość rozwijała się tak bardzo naturalnie, bo nie była obwarowana żadnymi zbytecznymi informacjami. Byliśmy zwykłą dwójką kolesi na wakacjach, tyle że jeden z nich miał jeszcze zagrać koncert lub dwa. To bardzo fajny koleś – otwarty, sympatyczny…

Wakacyjne znajomości kończą się najczęściej w ten sposób, że mijają wakacje i kontakt się urywa. Co zaszło, że Wasza relacja przetrwała?
- To bardzo proste. On dał nam swój numer telefonu, a ja zadzwoniłem. A później zrobiliśmy kilka wspólnych projektów, kilka teledysków. Do poprzedniej płyty GrubSona „Gatunek L” została dołączona moja nowela. Teraz wspólnie napisaliśmy książkę.

Jesteście obaj tuż po trzydziestce, obaj robicie w showbiznesie, obaj lubicie podłubać w języku, a przy tym macie chyba podobne poczucie humoru…
- Ja mam bardzo ostre poczucie humoru, a on to lubi.

Zauważasz jeszcze jakieś podobieństwa, które koniec końców zdecydowały, że to właśnie z Przemkiem Corso GrubSon usiadł do książki?
- Mamy żony, mamy dzieci w podobnym wieku; nasze dzieci się uwielbiają… Tych podobieństw mógłbym wyliczyć dużo, ale naszej przyjaźni fajniejsze są chyba różnice. Ja i GrubSon pochodzimy z dwóch odmiennych światów. Gdybyśmy byli nastolatkami mieszkającymi na tym samym osiedlu, to on i jego kumple spuszczaliby łomot takim jak ja.

A jak było z książką? To był Twój pomysł czy jego?
- Propozycja wyszła od GrubSona. Ale mój jest pomysł na książkę, tzn. to, jak została skonstruowana i o czym opowiada. Tomek dostawał już wcześniej sygnały od wydawców, że byliby zainteresowani podobną pozycją, ale odmawiał. Uważał, że jest za młody i nie wyobrażał sobie, o czym mogłaby być taka książka. Idea jej wydania w sytuacji, kiedy świetnie komunikuje się ze swoimi fanami poprzez teksty do swojej muzyki, wydawała mu się podejrzana. Dojrzewał jednak do tej decyzji. Sądzę, że w jego życiu nadszedł czas wielkich zmian, związanych z założeniem własnej wytwórni, narodzinami drugiego dziecka, przeprowadzką z wielkiego osiedla do domu, itd. Któregoś dnia, gdy siedziałem u niego w Rybniku, usłyszałem, że Tomek dostał właśnie kolejną wydawniczą propozycję. Zapytał, jak można napisać taką książkę, aby nie była typową biografią, więc odpowiedziałem: tak, tak i tak. Znałem go już na tyle, że wiedziałem, jakie rzeczy są dla niego ważne a nawet, jaką puentą mogłaby się kończyć taka opowieść. I zostawiłem go z tymi przemyśleniami na całe 15 sekund. Po 15 sekundach GrubSon przemówił: „No to napisz to”.

Jak wyglądało to pisanie? Podobno wprowadziłeś się do domu GrubSona?
- Często tam bywamy: ja, moja żona i córka. Pierwszy raz chodziło jednak nie o odwiedziny, ale o dwutygodniowy pobyt, kiedy byłem z Tomkiem i jego rodziną cały czas. Budziłem się i zasypiałem w ich domu; pomiędzy jednym a drugim pracowaliśmy nad książką. To tam, w Rybniku, wykluwała się część, w której Tomek opowiada sam o sobie. Jego opowieść zaczyna się w chwili, kiedy świadomie zaczął słuchać muzyki i zmierza w kierunku niełatwych niekiedy decyzji związanych z pracą, karierą, byciem na scenie. Potem dopisałem do tego całą resztę, przede wszystkim coś w rodzaju drugiej linii narracyjnej, potrzebnej by zmienić perspektywę i spojrzeć na GrubSona z zewnątrz. Chciałem, aby była to opowieść o Tomku Iwancy, ale też o facecie, który w tym co robi zaszedł tak daleko, że nie może się już bezkarnie zatrzymać i powiedzieć: „Hej, dość, pomyliłem się, chcę innego życia”.

Nie może, bo są fani? Jakieś oczekiwania?
- Tak. Pojawia się presja. Wydaje mi się, że póki ta lokomotywa dopiero się rozpędza, człowiek nie zwraca na to uwagi. Potem nie da się od tak po prostu wysiąść. Przestać śpiewać i zostać na przykład hydraulikiem. Zapytałem kiedyś Tomka, co będzie robił za 5 lat. Nie potrafił mi odpowiedzieć. Jego menadżer zażartował, że tego rodzaju pytania padają podczas rozmów o pracę, a Tomek nigdy nie był na rozmowie o pracę. GrubSon jest przypadkiem artysty totalnego, który od nastoletnich lat wiedział, co chce robić i zaczął to robić. Konsekwentnie, bez kompromisów, bez zatrzymania. „Na szczycie” jest historią o chłopaku, który zaczyna pracować, i pracuje, pracuje pracuje bez przerwy do dnia dzisiejszego. Tym, co mnie przekonało do pracy nad tą książką, była okazja opowiedzenia o człowieku, który w weekendy bywa bardzo rozpoznawalnym muzykiem, autorytetem dla tysięcy fanów, ale jak wraca do domu staje się na powrót ojcem dwójki dzieci, mężem. I dostanie ochrzan za to, że nie wypakował prania albo nie wyniósł śmieci.

Widzę analogię z sytuacją Przemka Corso, autora popularnych powieści. Na ile „GrubSon. Na szczycie” to jest opowieść o Tobie?
- To w ogóle jest opowieść o takich ludziach. Warto, aby historię GrubSona przeczytali ci wszyscy, którzy w pewnym sensie wiodą równocześnie dwa życia: jedno publiczne, na pokaz, i drugie prywatne, rodzinne, niedostępne.

Zdarza się też, że publicznie wykreowany wizerunek nie odpowiada rzeczywistości…
- Jasne. Ja na przykład jestem nudziarzem.

W to nie uwierzę.
- Naprawdę jestem strasznym nudziarzem. Sprawiam wrażenie pajaca, wesołego, towarzyskiego gościa, ale to złudzenie. Preferuję na przykład samotne wypady do kina, i niech to wystarczy za przykład. Sam widzisz: tematy poruszane w tej książce dotykają wszystkich. Aby mieć powód, by po nią sięgnąć, nie trzeba być artystą ani nosić w sobie artystycznych aspiracji. Temat wydaje mi się bardzo uniwersalny i ciekawy. Wywąchałem go jak świnia trufle. Chciałem wgłębić się w te elementy kariery, o których się nie mówi i poszukać odpowiedzi na pytanie, jak dużo kosztuje tego rodzaju poświęcenie.

Poświęcenie?
- Tak, to jest jednak poświęcenie. Artyści, dla których robienie muzyki jest ogromną pasją, nigdy nie będą rozpatrywać swojej aktywności w kontekście poświęcenia. Ale my, patrząc na nich z zewnątrz, powinności dostrzegać także ten aspekt.

Kiedy tak mówisz, można odnieść wrażenie, że książkę kupują tylko fani GrubSona. Zakładam jednak, że znaleźliście czytelników, którzy hip-hopu nie słuchają, a o Tomku Iwancy wiedzą mniej więcej tyle, co Ty przed Waszym spotkaniem w Chorwacji. Mam rację?
- Dzięki Tomkowi odnalazłem się w nowym dla mnie środowisku. Zostałem świetnie przyjęty przez jego fanów. Ale faktycznie, z radością obserwuję, jak coraz bardziej rośnie grupa moich własnych czytelników.

Jako samozwańczy rzecznik Twoich czytelników zapytam więc, co słychać u Karcza?
- Gdyby Seria z Mustangiem zakończyła się na poprzednim tomie czyli na „Mieście z gliny”, to nie wybaczyłbym sobie tego do końca życia a potem przewracał się w grobie i nawiedzał świat jako upiór. Jestem podekscytowany, bo lada moment ma się ukazać książka z nowymi przygodami Roberta Karcza. Gdyby teraz z jakiegoś powodu seria została przerwana, to po tym czwartym tomie mógłbym umrzeć spokojny.

Brzmi niepokojąco. Uśmierciłeś swego bohatera?
- Nie, broń Boże! Karcz żyje. Chcę tylko zasygnalizować, jak bardzo jestem z tej książki zadowolony. Ona zamyka dużo wątków, dopełnia charakterologiczny rys mojego bohatera. Jako autor mam nadzieję, że czytelnicy tej niezobowiązującej awanturniczo-przygodowej serii dostrzegli drugie dno mych opowieści. Tym drugim dnem jest droga człowieka, który z tomu na tom uczy się nowych prawd o życiu. Że nie można być samotną wyspą. Że trzeba brać odpowiedzialność za swoich bliskich. Nowa książka też ma ten walor. Jednocześnie jest tam miejsce na sensacyjną intrygę, więc pojawia się podpalacz, skarb, podziemia…

Zdradź niecierpliwym: Robert Karcz w czwartym tomie wraca z Tunezji do Legnicy?
- Tym razem wysyłam go w moje rodzime strony, ale o Legnicy jest cały czas mowa. Legnica jest ważna dla Karcza i jeśli tylko wydawca da mi taką możliwość, to przypuszczam, że w jednym z następnych tomów mój bohater wróci do Legnicy. Obiecuję pomyśleć o tym w przerwie nad pisaniem książki, która będzie czymś zupełnie innym od Serii z Mustangiem.

Co to za książka?
- Wiesz, mam głód pisania trochę poważniejszych rzeczy. Robert Karcz i Wojciech Cejrowski uchylili mi świata. Zwiedziłem dzięki nim pół Polski, więc mają moją wdzięczność po grób. Ale pojawił się w mojej głowie świetny pomysł na coś innego. Chcę to przelać na papier.

Zaskoczysz?
- Mam nadzieję, Na tym chyba polega ta praca. Chodzi o to, by nie powtarzać się w nieskończoność, tylko szukać nowych rzeczy. Dzięki pracy z GrubSonem odnalazłem się w nowej roli, a pisząc kontynuację serii z Karczem trochę inaczej spojrzałem na swego bohatera. Obecnie jestem mocno podekscytowany perspektywą opowiedzenia czegoś, o czym jeszcze nie słyszeliście.

Tu pstt.

Rozmawiał: Piotr Kanikowski

    Drukuj       Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.


* Wymagany

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>

You might also like...

SONY DSC

Moje trzy grosze. Kryptomisie na wyPiSie

Read More →