AGEM new
Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  kultura  >  Current Article

“Biesy” w Teatrze Modrzejewskiej. Potwór żyje

Przez   /   28/11/2017  /   No Comments

Grupa spiskowców, pragnących zastąpić dotychczasowy porządek nowym ustrojem, sprzedaje dusze diabłu w ludzkiej skórze i zostaje wplątana w serię pospolitych zbrodni. Klasyczny tekst Fiodora Dostojewskiego pozwala jak w laboratorium obserwować nie tyle harcujące po carskiej Rosji biesy, co ponadczasowy mechanizm autorytarnego opętania, manipulacji, inwigilacji, strachu i plotki.

Pierwsza rzecz, jaka przykuwa uwagę, to scenografia Małgorzaty Bulandy. Widownię otaczają śmieci. Upchane w wory, pocięte i sprasowane na kostkę stare gazety, niepotrzebne książki, zużyte kawałki ubrań, plastikowe butelki, opakowania po chipsach i batonikach. To podłoże. Na tej miazdze konsumpcyjnego świata, wśród idei poddawanych nieustannemu recyklingowi, będzie gnić ziarno rewolucji.

Jacek Głomb, reżyser „Biesów”,  do cna wykorzystuje ten genialny pomysł legnickiej scenografki. W jednej z kluczowych scen Sofia czyta na głos fragment Ewangelii wg św. Marka o demonach, które na rozkaz Jezusa weszły w stado świń i potonęły w jeziorze. Odczytuje go z bloku makulatury, przesuwając palcem po pociętych skrawkach papieru. U Wajdy, w legendarnym przedstawieniu krakowskiego Starego Teatru z 1971 roku, ów cytat z Biblii niósł nadzieję na chrześcijańskie odrodzenie. U Głomba znaczy tyle, że w świecie, gdzie grasują biesy, żadna świętość się nie uchowa, a Bóg i jego Dobra Nowina przedstawiają dla człowieka nie większą wartość niż gazeta z nieaktualnym programem telewizyjnym. Dlatego martwe ciała Marii Lebiadkin i jej brata zostają przez zabójcę rzucone na stertę śmieci.

Aranżując przestrzeń na podobieństwo wysypiska, gdzie wśród innych idei gnije też Biblia, Głomb z Bulandą w jakimś stopniu przyznają rację Kiryłowowi, Boga nie ma. Rządzi człowiek. Na świecie dzieje się jego wola. Aby tego dowieść Kiryłow (przejmująca rola Pawła Palcata, mówiącego cichym, znużonym, wyprutym z emocji głosem) jest gotów nie tylko strzelić sobie z pistoletu w głowę, ale też wziąć na siebie moralną odpowiedzialność za każde zło. Jest w jego nihilistycznym geście, odwrócenie ofiary Chrystusa. Bezgraniczna wzgarda dla życia i dla świata. Chrystus umarł, aby zostawić ludziom nadziję. Kiryłow umiera, aby odrzeć nas z resztek złudzeń. Po trzech godzinach przebywania w tej mrocznej pustce widz pragnie światła. Ale końcówka spektaklu jest raczej jak wstęp do sequela „Obcego. Ósmego pasażera Nostromo”. Potwór przeżył. Zło odrodzi się w kolejnym cyklu.

Na „Biesach” mocno odcisnął się cień jubileuszu 40-lecia polskiej sceny w Legnicy. Jackowi Głombowi – dyrektorowi Teatru Modrzejewskiej i jednocześnie reżyserowi spektaklu – zależało, by z okazji święta przed zaproszonymi na widownię gośćmi zaprezentować możliwie cały, dziewiętnastoosobowy zespól aktorski. Problem w tym, że nawet z ośmiusetstronicowej powieści Fiodora Dostojewskiego da się wykroić zaledwie kilkoro pełnokrwistych bohaterów o intrygującym psyche – reszta to papierowy pył, plankton, fantomy, niezbędne dla intrygi, ale niespecjalnie nadające się na osobny byt. Karkołomnej misji zwięzłego rozpisania „Biesów” na dziesięć kobiecych i dziesięć męskich ról podjął się Robert Urbański. Z różnym skutkiem. Niewidzialna w oryginale Wirgińska w interpretacji Katarzyny Dworak przeobraziła się w swarliwą herod-babę. Lamszyn (Albert Pyśk) przez wytresowany odruch śpiewania w sytuacji zagrożenia zyskał rys komiczny. Wydaje się, że wcześniej papierowi, dopiero w tych wersjach ożyli – tak jak zagadkowa, wyrachowana Dasza (Małgorzata Patryn) czy ciut safandułowaty spiskowiec Liputin (Grzegorz Wojdon). Jednak zupełnie nie przekonuje mnie doklejona Dostojewskiemu na siłę postać Feministki (Joanna Gonschorek) czy wymuszony parytetem pomysł zastąpienia dobrodusznie naiwnego gubernatora von Lembke, „awansowaną” na szefową prowincjonalnych specsłużb, nijaką – mimo wysiłków Małgorzaty Urbańskiej – Praskiewią Drozdową, Może najbardziej żal mi Stiepana Wierchowieńskiego, bo autor „Biesów” traktował tę postać z wyjątkową estymą, tkając przez kilkaset stron chwilami złośliwy, chwilami czuły portret egocentrycznego sfrustrowanego pięknoducha zapasionego na wygodnej posadce u swej adoratorki. Potrzeba zwięzłości wymogła na Urbańskim zredukowanie tej skomplikowanej osobowości do figury podstarzałego guwernera i mimowolnego źródła wywrotowych idei. Tym większy szacunek dla Pawła Wolaka, który zagrał starego Wierchowieńskiego w sposób pozwalający widzowi domyślać się ociosanych przy adaptacji sęków.

Znajomość książki będzie przeszkadzać w odbiorze. Czuję, że lepiej traktować legnickie „Biesy” jako osobny byt, bez zaprzątania sobie głowy porównaniami z powieścią, bo wtedy łatwiej docenić ewidentne atuty spektaklu. Jest ich wiele. Wartkie tempo. Perfekcyjnie dozowane emocje. Zmiany tonacji, poprzez konsekwentne przeplatanie wątku spiskowego wątkiem romansowym. Sensacyjna intryga, odsłaniana stopniowo w taki sposób, by widz nie pogubił się w mrowiu bohaterów. Z jednej strony aktorska wirtuozeria w kameralnych psychologicznych „pojedynkach” jeden na jeden (Wierchowieński – Stawrogin, Stawrogin – Liza, Wierchowieński – Kiryłow). Z drugiej efektowne, z rozmachem wymyślone sceny zbiorowe – niekiedy transowe jak ze snu, innym razem bardzo brutalne, choć przecież zawsze pozbawione dosłowności, nie epatujące krwią ani widokiem ran.

W pamięć zapada kilka kobiecych ról. Pomysłowe jest zestawienie postarzonej Generałowej (Anita Poddębniak) z żywiołową, eksponującą podrasowany seksapil Gubernatorową – nowym wcieleniem Młodziakowej z “Ferdydydurke” (Gabriela Fabian) Intryguje Liza. Wydaje się, że w interpretacji Magdy Drab to nie niewinny anioł, ale świadoma swych powabów kobieta, jakby urodzona do manipulowania mężczyznami.

Na Rafale Cieluchu skóra biesa nad biesami, Piotra Wierchowieńskiego, leży  jak ulał. Nietrudno uwierzyć, że prowincjonalni rewolucjoniści dali się zwieść temu łotrzykowskiemu uśmiechowi. Trudniej, że Stawrogin (pobladły w tym słońcu Robert Gulaczyk) jest mu do czegokolwiek potrzebny. W tym wykreowanym przez Jacka Głomba świecie obecność Boga została poddana w wątpliwość. Ale Cieluch jest na pewno. Znakomity.

    Drukuj       Email
  • Publikowany: 2340 dni temu dnia 28/11/2017
  • Przez:
  • Ostatnio modyfikowany: Listopad 28, 2017 @ 10:08 pm
  • W dziale: kultura

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.


* Wymagany

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>

You might also like...

a675b16c-5621-49c5-842c-796b5e4f14a7

LBP zaprasza: Agnieszka Cubała o miłości bez jutra

Read More →